wtorek, 27 sierpnia 2013

I wanna watch you bleed- EPILOG

Przykro mi jest kończyć to opowiadanie ale wydaje mi się że tak będzie lepiej. 
Sami widzicie jak duże są przerwy pomiędzy rozdziałami :(
Chciałam bardzo ale to bardzo wam wszystkim podziękować. Za komentarze gdzie wyrażaliście swoją opinię. 
Szczególne podziękowania należą się Rain bo to ona pomagała mi przy ty, opowiadaniu. Mam nadzieję że na tym blogu pojawi się jeszcze jakieś opowiadanie. Niedługo mija rok kiedy go prowadzę i bardzo wiele dla mnie znaczy.
Jeszcze raz wszystkim dziękuję :*

~*~

Minęło kilkanaście lat. Dokładnie jest rok 1997.
Z Jamesem jest mi cudownie. Nadal po tylu latach jesteśmy razem i to bez ślubu. Jak na razie. Przecież to tylko papier nie jest on nam potrzebny do szczęścia. Jay ma takie samo zdanie jak ja. Idealnie się dogadujemy chociaż wiadomo bywały i bywają między nami spięcia. Mimo to wydaje mi się że jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Przez wiele lat staraliśmy się o dziecko jednak nam się nie udawało. Wywieraliśmy na siebie wielką presję i dodatkowe nerwy. 
Wiele koncertów, wspomnień, wakacji, wspólnie spędzonych chwil. Wiele się od tego czasu nie zmieniło. No może jedno. Jestem w ciąży...

Rok 2009

Od 10 lat po ślubie i nadal razem. I to z trójką dzieci. W życiu bym sobie nie pomyślała mając 20 lat że będę miała męża i trójkę dzieci. Wspaniałych dzieci. Najstarsza Cali bardzo mi pomaga przy Marcelli i Castorze. 

Dziś wielka gala Rock an Roll Hall Of Fame. James od rana chodzi na jakieś spotkania. Może tego nie widać ale bardzo się denerwuje. Cali została z rodzeństwem w domu kiedy ja szybko pojechałam do fryzjera.
Kiedy wróciłam najpierw sama postanowiłam się uszykować. Po trzech ciążach nie mam już takiego ciała jak dawniej. Na codzień nie przeszkadza mi to jak wyglądam le kiedy właśnie chodzi o takie uroczystości czuję się nieatrakcyjna. James uparcie mi powtarza że jemu to nie przeszkadza. Ale nie lubię patrzeć na siebie w lustrze. 
James zadzwonił wieczorem i powiedział że przyśle po nas transport. Metallica to bardzo znany zespół a James boi się o nas i dokłada wszelkich starań żebyśmy wszędzie dojechali bezpiecznie. Nie zawsze da się uniknąć wścibskich paparazzi chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję. 








Kilka lat później.:

 Zwyczajny dzień spędzony z rodziną. To rzadkość. 
Niestety ostatnio z Jamesem nie układa nam się najlepiej. Non stop nie ma go w domu. Wszystkim zajmuję się ja. Dzieci ciągle pytają o swojego tatę. Teraz są większe i doskonale widzą że coś jest nie tak. Wszystko jest na mojej głowie. Brakuje mi już po prostu sił do życia.  Wiecznie na nic nie mam czasu. Dzisiejszy dzień jest pierwszym w tym miesiącu kiedy spędzimy go całą rodziną. Nawet James zaszczycił nas swoją obecnością. On chyba nie widzi jak bardzo się od siebie oddaliliśmy. Nie wiem czy dam radę dłużej to ciągnąć. Jeśli on się nie zmieni... sama nie wiem. Prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. Dzieci próbują poruszać różne tematy ale James ma to w nosie. Chciałabym żeby było tak jak dawniej. Kiedy nie było problemów takich ja te. Kiedy byliśmy pełną rodziną a nie na odległość.  Przydałyby nam się wspólne wakacje z dala od tego cholernego świata show biznesu przez który wszystko się spieprzyło. Moglibyśmy wtedy odbudować nasze relacje.
-James a może wybierzemy się na jakieś wakacje?- spytałam odwracając jego uwagę od telewizora. 
-Wiesz że teraz nie możemy. Wytwórnia każe nam poprawić parę piosenek. Jeszcze te cholerne wywiady.- oburzył się. Wiedziałam że tak będzie
-James do cholery jasnej ie widzisz co się z nami stało?- w moich oczach zebrały się łzy. Cali wyczuła że będzie afera więc zabrała rodzeństwo na górę. 
- O co ci chodzi kobieto? 
- O co mi chodzi? James jesteś takim idiotą że nie widzisz że sypie nam się rodzina? - próbowałam panować nad swoimi emocjami jednaj za długo w sobie wszystko dusiłam i doszło do kumulacji.
James ukrył swoją twarz w dłoniach. Może jednak on tez coś zauważył?
-Przepraszam. Chyba masz racje.- pocałował mnie w czoło i wyszedł. Wyszłam na ogród żeby opanować łzy. 
mam nadzieję że kiedyś będzie lepiej. Musi być. Bo wciąż go kocham i nic tego nie zmieni. 

~*~

Nasze wspomnienia:


Zabawa za kulisami przed koncertem. Cali miała niezłą zabawę.



Z małym Castorem. James to na prawdę świetny i troskliwy ojciec.


Marcella miny odziedziczyła po tatusiu. To Jamesa oczko w głowie.


Castor chciał zobaczyć tatę w pracy.


Bezcenna mina naszego dziecka kiedy powiedziałam mu że musimy już iść. Płakał przez pół drogi.



Nasze wakacje gdzie ratowaliśmy małżeństwo. Było wspaniale. Do dzisiaj wiem że James jednak mnie kocha. Bezgranicznie




Tutaj James powiedział mi że mnie kocha.







Na wakacjach w Paryżu. Nasze pociechy.


James zabrał córkę na kolejkę górską. Ich miny mówią same za siebie.


Marcella skaleczyła się na lotnisku. 



Żarty Larsa potrafią rozbawić i to bardzo.


On się nigdy nie zmieni. Zawsze będzie przystojny


Jak dzieci. 


Z Duffem od dawna jesteśmy przyjaciółmi. trzeba przyznać że się bardzo zmienił. W życiu bym nie przypuszczała że mój los tak się potoczy.






Kiedyś i  Dziś. Zawsze szczęśliwi na zawsze razem.

środa, 17 lipca 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 28

O matko ostatni rozdział był 26 maja... :? Bardzo was przepraszam za tą długą przerwę ale brak weny i wgl ... no cż rozdział jest jaki jest...czyli taki sobie. Po takiej długiej przerwie musiałam się znów wczuć w to opowiadanie. Wiem że jest przesłodzony ale taki ma właśnie być. Mam nadzieje że kolejne rozdziały będą lepsze.
ZX góry przepraszam za błędy.
Rozdział dedykuję Rain bo to dzięki niej ten rozdział został napisany :***





***

Ogromne krople listopadowego deszczu uderzały o metalowy parapet, powodując głośne, dudniące dźwięki. Przez duże okno, widać było tylko zachmurzone, szare niebo i kiwające się na wietrze palmy.Lubiłam taką pogodę. Szczególnie w tym nowym domu.Brałam wtedy kubek ciepłej herbaty, gasiłam wszystkie światła, siadałam na kanapie rozkoszując się zapachem drewna w kominku i słuchając deszczu za oknem.
- James...-spytałam nagle, gdy leżeliśmy razem na jednym łóżku, w ubraniach, wtuleni w siebie. Opuścił głowę i spojrzał na moją twarz z góry, dmuchając na nią oddechem.
- Nie śpisz?- szepnął. Pokręciłam przecząco głową i przymknęłam oczy.
- Która godzina?
- Szczęśliwi czasu nie liczą, kochanie...
Podniosłam wzrok i podłożyłam pod podbródek dłoń.
- A t-ty jesteś szczęśliwy?- szepnęłam. Wbił spojrzenie w moje oczy i jakby zamarł.Wpatrywaliśmy się w siebie, milcząc. Nic nie odpowiedział, więc skuliłam się i naciągnęłam bluzę tak by bardziej mnie okrywała.
Znowu położyłam głowę na jego ramieniu i czekałam aż coś powie.
- Dlaczego myślisz, że nie jestem?- usłyszałam po długim czasie.Ocknęłam się i znów na niego popatrzyłam.
Miał dziwną minę, jakby poirytowaną.
- A jesteś?
Pokręcił głową i zamknął mocno oczy.
- Robię to co kocham, gram w zajebistym zespole, mam przyjaciół, dom i ukochaną kobietę przy sobie...myślisz, że nie jestem szczęśliwy?
Uśmiechnęłam się mimowolnie i przesunęłam dłoń, leżącą na jego klatce piersiowej bardziej na podbrzusze.
- Nie wiem, ty mi powiedz...
- Jestem, kochanie...jak nigdy.- szepnął i chwycił moją dłoń, splatając ją w uścisku.
Zamilknęłam, wsłuchując się w deszcz za oknem.
- Boże jak się cieszę, że w końcu wyrwałem się z tego jebanego studia...-odezwał się.- Wariuję już tam...z resztą...wszyscy wariują...
Westchnął i wolną dłonią przejechał sobie po oczach i potarł spojówki, wypuszczając powietrze z ust.
Wiedziałam, że coś go gryzie. Nie było go w domu od kilku dni, bo ciągle musiał siedzieć w One on One, dogrywać kolejne partie.Było mi go żal, ale też za nim tęskniłam.Brakowało mi jego miłości.
Zobaczył, że nie zareagowałam i poczułam na sobie jego spojrzenie.
- Tak bardzo chciałbym odpocząć...- jęknął.
- Kiedy musisz tam wrócić?- spytałam.
Chwilę nic nie mówił, ale w końcu powiedział.
- W ogóle nie powinno mnie tu być...jest taki zapierdol, że nawet sobie tego nie wyobrażasz...nie zgadzają się terminy, Kirk ma problemy z tymi rękami...pierdoli nam się wszystko...
Podniosłam się i objęłam go ramieniem.
- Wiem, Jay...- szepnęłam.
- I nikt mnie tam nie rozumie...wiesz, że muszę wrócić do domu, do ciebie, do normalnego życia...
Nie odpowiedziałam nic, tylko przytknęłam usta do wgłębienia jego żuchwy i pocałowałam ją kilkakrotnie.
- Mogę na ciebie zaczekać, James...-gdy to powiedziałam, spojrzał na mnie i uśmiechnął się słabo.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale w końcu oboje przysnęliśmy.Gdy się obudziłam, on już nie spał. Leżał na boku i wpatrywał się w moją twarz. Długo nic nie mówiłam, ale w końcu się odezwał.
- Za co mnie kochasz?- szepnął. Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się.
- Ty pierwszy, powiedz za co kochasz mnie...
Pokręcił głową i podniósł się na łokciu.
- Nie, ty pierwsza...mów...proszę...potrzebuję takiego czegoś...
- Ale czego? Żebym ci powiedziala za co cię kocham?- zaśmiałam się.
Był całkiem poważny.
- Tak, a potem ja ci powiem.- odpowiedział.
Ja też się podniosłam i usiadłam po turecku na łóżku. Założyłam na głowę kaptur bluzy i naciągnęłam rękawy na dłonie.
- No dobra...-powiedziałam cicho, już myśląc.- No to...kocham cię za wszystko.
Uśmiechnął się i oparł głowę o rękę.
- Chodzi o szczegóły.- wytłumaczył.
Westchnnęłam i odwróciłam głowę, patrząc na okno.
- Uwielbiam sposób w jaki na mnie patrzysz...uwielbiam zapach twojego perfum, uwielbiam jak całujesz mnie w skroń, zawsze w to samo miejsce...uwielbiam to, jak obserwujesz mnie gdy śpie, choć tak naprawdę nie śpię..., kocham twoje włosy, choć chcesz je ściąć...twój uśmiech, kiedy mówię ci że cię kocham...to, że kiedy się kochamy zawsze pytasz czy wszystko w porządku, to że pokazałeś mi jak się gra na perkusji, choć sam nie umiesz na niej grać...i to, że schowałeś tekst piosenki która była o mnie, w wnętrzu opakowania na moje okulary...i za to, że po prostu jesteś i że uratowałeś moje zycie...i chyba...chyba tyle...
Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Patrzył na mnie, kręcąc głową.
- To było twoje etui na okulary?- zaśmiał się i opadł na łóżko.Nic nie odpowiedziałam tylko na niego popatrzyłam, czując dziwne rumieńce na policzkach. Zamilkł i przyjrzał mi się.
- To teraz ja, Lizzy...-powiedział.
Objęłam kolana rękami i oparłam podbródek o ramię, patrząc w jego stronę.
- Uwielbiam patrzeć na ciebie, kiedy śpisz...uwielbiam podchodzić do ciebie i obejmować cię od tyłu, kiedy robisz coś w kuchni, całować cię w skroń, obserwować cię jak się ubierasz, albo malujesz rzęsy, choć uważam że tego nie potrzebujesz, to jak się mną opiekujesz, to jak moi koledzy mi ciebie zazdroszczą...uwielbiam kiedy wypijesz za dużo wina i zawsze chcesz słuchać Dream on, to że mnie pokochałaś i zaakceptowałaś wszystkie moje wady, których inni nie chcą zaakceptować, za to że jesteś przy mnie kiedy zasypiam i kiedy się budzę i że jesteś kobietą z którą chcę spędzić resztę życia...i ż-że...chce mieć z tobą dz-dzieci...i...chcę cię kochać...zawsze tak samo...
Łzy spłynęły po moich policzkach, wraz z ostatnim zdaniem które wypowiedział.
- Do tej piosenki którą znalazłaś...jest jeszcze kilka nie zapisanych słów...brzmią one tak...szukam zaufania i znajduję je w tobie, każdy dzień jest dla nas czymś nowym i nic więcej się nie liczy, cała reszta się nie liczy...
Nie mogłam się powstrzymać od płaczu.
- I chcę żebyś została moją żoną, Elizabeth.-szepnął.- Wyjdź za mnie.
Zamarłam, kiedy usłyszałam to co do mnie powiedział.Jego twarz przybrała teraz bledszy odcień. Nagle wstał z łóżka, potykając się o własne nogi. Otworzył szafkę nocną i wyrzucając z niej, jakieś kartki wyciągnął pudełko. Na chwilę zamarł i odwrócił się w moją stronę.
- Wstań.- powiedział cicho. Byłam jak sparaliżowana, ale posłusznie wstałam z łóżka. Byłam ubrana w dużą, szarą bluzę, leginsy więc musiałam wyglądać komicznie. Stanęłam w nogach łóżka i czekałam na jego reakcję.Obszedł mebel i stanął zupełnie na przeciwko mnie.
- Kocham cię i chcę z tobą spędzić resztę życia, dlatego chcę żebyś była moją żoną...- powiedział i w jednej chwili uklęknął. Zasłoniłam usta dłońmi i znowu poczułam w oczach łzy.
Otworzył pudełko i moim oczom ukazał się najpiękniejszy pierścionek jaki widziałam w życiu.
- Należał do mojej prababci...myślę, że w pełni należy do ciebie...- spojrzał na mnie i chwycił moją dłoń, pocierając ją delikatnie.- Wyjdź za mnie.
Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Łzy leciały po moich policzkach, tak że już prawie nie widziałam jego twarzy.
- J-james...ja...ja...-nie mogłam w głowie znaleźć słów. Wszystko mówiło mi, że mam się zgodzić...no przecież go kochasz Liz, przecież wiesz że jest mężczyzną twojego życia...
Patrzył na mnie wzrokiem pełnym nadziei, pełnym zaufania.
-W-wyjdę za ciebie, James...zgadzam się...tak...chcę...- nie wytrzymałam i rzuciłam się w jego stronę. Upadliśmy na ziemię, całując się łapczywie.


***


- Raz..dwa..raz..dwa..trzy...-i zaczęliśmy grac.Moja gitara wydawała z siebie dźwięki Fade to Black, a ja myślami byłem zupełnie gdzie indziej. Byłem koło Liz, dotykając jej nagich ramion, całując jej ciepłe policzki.
- James...-do studia nagle wszedł techniczny.- Twoja narzeczona przyszła...

Wszyscy przestali grać.Wstrzymałem oddech i nie odkładając gitary, czekałem aż ja zobaczę. Drzwi rozsunęły się bardziej i wtedy ona stanęła w drzwiach.Uśmiechnęła się i weszła do pomieszczenia.
- Cześć Liz!- pierwszy zareagował Kirk.Pokiwał jej i szeroko się usmiechnął.
- Cześć Kirky, cześć wam...-pokiwała reszcie i spojrzała na mnie.- Dzień dobry, Jay.
Cały czas się uśmiechałem, więc podeszła do mnie i usiadła na moich kolanach, obejmując moją szyję ramieniem.Nic nie powiedziałem, tylko wtuliłem głowę w jej włosy.
- Cześć, maleńka.- szepnąłem w jej ucho. Reszta już wiedziała, że dla mnie próba się skończyła.Sami zaczęli grać, a ja zająłem się nią.
-Co z tą zbitą szybą w sypialni?..-powiedziała nagle. Lars usłyszawszy to, parsknął śmiechem.
Spojrzała na niego z niesionymi brwiami.
- To po tym jak ci się oświadczył?- zaśmiał się i założył ręce na piersi.
- Tak, Lars...jebaliśmy się całą noc, powiedzieć ci w jakich pozycjach?- powiedziała a ja wybuchnąłem śmiechem. Wszyscy zaczęli się śmiać a ja odgarnąłem jej włosy z szyi.
- No już się tak nie denerwuj, bo zbrzydniesz...- wstał z miejsca i skrzywił się, na widok moich gestów.
- Odpierdol się, co?- wstała z miejsca i ściągnęła z ramion swój płaszcz.- Idę do łazienki, zaraz wracam...
Wyszła, zamykając za sobą drzwi.
- Serio zbiliście szybę?- odezwał się Jason zza gitary.
Parsknąłem śmiechem.
- No...tak jakoś wyszło...- odchyliłem głowę do tyłu.- To był najlepszy seks w moim życiu...no może pod paroma względami ten pierwszy był...
- Ej, dobra dzięki za szczegóły...-skrzywił się.- To kiedy ślub?
Wziąłem łyka z puszki piwa i uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Nie wiem, to wszystko zależy od niej...- odparłem.- Ale uwierz mi, że to będzie najpiękniejszy dzień w moim i jej zyciu.
Popatrzył na mnie i cmoknął zdezaprobatą.
- Zaproś mnie chociaż na wesele...
- Zapraszam wszystkich i chuj.- odparłem i zamilkłem bo wróciła moja narzeczona. Usiadła koło mnie z kubkiem kawy i spojrzała w moje oczy.
- Graj, a ja posłucham.- powiedziała i oparła się o moje ramię. Boże, dziękuję ci że ją mam.

niedziela, 26 maja 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 27

No to mamy kolejny rozdział :)
Miłego czytania i proszę o komentarze :)




Spojrzałem na siebie w lustrze i dojrzałem w odbiciu twarz nie znanego człowieka. Czy kiedykolwiek odzyskam siebie? Nie sądzę. Odeszła wraz z Liz i z marzeniami o wspólnym życiu. Gdybym mógł cofnąć czas, zmienić bieg wydarzeń, zrobiłbym wszystko by nie iść wtedy do tego klubu. Zostać w mieszkaniu, z nią. Nie wypić tyle, nie stracić głowy...nie przespać się z tą dziewczyną. Wtedy nie było by tych wszystkich kłótni, starć i płaczu. Była by przy mnie, nawet teraz. Całym sercem czułem niewyobrażalnie bolącą pustkę, że ona już nie należy do mnie, że zabrał ją ktoś inny, że jest z nim szczęśliwsza...
Zamknąłem mocno oczy, by nie patrzeć już więcej w swoje odbicie. Oparłem czoło o lustro i wziąłem głęboki oddech. I wreszcie...nigdy w życiu nie zrobił bym jej krzywdy, wtedy w hotelu. Nie zraniłbym jej tak bardzo. Była by ze mną. Dotykałbym ją, całował, pieścił...nie straciłbym jej. Odsunąłem się od umywalki i chwyciłem spodnie i koszulkę, zakładając je na siebie. Wyszedłem z łazienki, wchodząc do sypialni. Ubrałem na ramiona kurtkę i zszedłem na dół. Na kanapie nadal siedział Axl i czytał jakieś dokumenty. Nie mogłem nawet spojrzeć mu w oczy. Szybkim krokiem ominąłem kanapę i poszedłem do kuchni. Wyciągnąłem z lodówki wodę i wypiłem ją na raz, oblewając sobie przy tym brodę. Próbowałem za wszelką cenę oderwać myśli od wydarzeń z ostatnich tygodni. Wypierałem je z głowy, wstydząc się przed samym sobą. Czułem się samotny, cholernie samotny. Jak nigdy dotąd. Po chwili wyszedłem z domu, idąc wzdłuż Sunset Blvd. Mijałem różnych, nieznanych mi ludzi. Przechodzili koło mnie, zupełnie obojętnie.Tak jakbym był nie zauważony. Przez nikogo. Wtedy mrużyłem oczy i pierwszy raz podniosłem wzrok. Stałem przed tym budynkiem. Tym samym, w którym mieszkałem z nią jeszcze kilka miesięcy temu.Nie wiem jakim cudem tu trafiłem, ale to nie ma znaczenia. Spojrzałem w te okna i zobaczyłem w nich ją. Opierała łokcie o parapet, mając na sobie tylko jakiś biały materiał. Patrzyła na ulice z uśmiechem, z rozwianymi włosami, Wstrzymałem oddech i zapatrzyłem się w jej stronę i wtedy ktoś podszedł do niej od tyłu. On, objął ją od tyłu i przytulił do jej pleców. Położył głowę na jej ramieniu, odgarniając jedną ręką włosy na jej jeden bok. Ona odwróciła najpierw głowę w jego stronę a potem całe ciało. Zaczęła go całować. A ja po prostu stałem. Ludzi trącali mnie, poirytowani tym że ograniczam ruch na chodniku. Cofnęli się do tyłu i już więcej ich nie zobaczyłem. Spuściłem głowę i postanowiłem zrobić najgłupszą rzecz w moim życiu. Poszedłem w stronę klatki i do niej wszedłem. Nie wiedziałem co robię. Po prostu musiałem ją zobaczyć. Drzwi były otwarte więc wszedłem po schodach i przystanąłem przed wejściem do mieszkania. Dosłownie w jednej chwili zadusiłem guzik dzwonka i cofnąłem się o krok.
Długo minęło, za nim usłyszałem jakieś kroki. Otworzyły się drzwi i stanął przede mną on. James.
Zamarł a jego oczy rozszerzyły się gwałtownie.
- Co ty ty kurwa robisz? - szepnął i już chciał zamknąć drzwi, ale przytrzymałem je ręką.
- Ch-chciałem...chcę...daj mi z nią porozmawiać...- udało mi się powiedzieć.
- Nie, spierdalaj stąd.- odparł i znowu chciał zatrzasnąć mi drzwi przed nosem, ale popatrzyłem w głąb mieszkania i ją zobaczyłem.
- Jay...co się...-przerwała, bo zderzyła się z moim spojrzeniem. Zamarła.
- Idź stąd.- powtórzył Hetfield, ale nagle Liz mu przerwała.
- Nie, James...wpuść go.
Odwrócił się w jej stronę i jęknął.
- Co?
- Proszę cię,wpuść go.- powtórzyła. Długo się nie ruszał, tylko na nią patrzył. Ale w końcu cofnął się do mieszkania i pozwolił mi wejść.Nic się nie mieniło. Te same ściany, te same meble, ten sam zapach...ale tak na prawde zmieniło się wszystko. Lizzy zniknęła w łazience a ja poszedłem z Jamesem do salonu. Kazał mi usiąść przy stole i sam zajął miejsce na przeciwko mnie. Zapadła niemiłosiernie ciężka cisza.
- J-jesteście razem?- odważyłem się spytać, patrząc mu w oczy.
- Tak.- odparł mocnym tonem i uniósł brwi do góry. Spuściłem wzrok i wbiłem go w stół.
Usłyszałem jakis trzask z łazienki i zaraz potem wyszła z niej ubrana w krótkie spodenki i czarną bluzkę z Black Sabbath, prawdopodobnie jego. Usiadła koło Jamesa, tak blisko jakby chciała poczuć się bezpiecznie. Oparł rękę na oparciu jej krzesła i oboje popatrzyli na mnie uważnie.
- Chciałem porozmawiac z tobą...-zwróciłem się do niej.
- Nie.- nagle odezwał się Hetfield.- Będziesz mówił także w moim towarzystwie czy ci się to podoba czy nie.
Spuściła rekę i położyła dłoń na jego udzie, delikatnie ją pocierając.
- No d-dobrze...-powiedziałem i starałem się już więcej nie patrzeć w jego stronę. Skupiłem wzrok na jej twarzy i zacząłem mówić.- Nie pamiętam gwałtu. Dzień po nim obudziłem się bez spodni, zamknięty w kiblu. Slash powiedział mi o tym co zrobiłem...i uwierz mi...naprawdę mu nie uwierzyłem, myślałem że to jakiś żart...że...że..-przerwałem by wziąść oddech.- I wtedy pokazał mi twoją rozdartą koszulkę i zdałem sobie sprawę, że to prawda, że naprawdę ci to robiłem.
Patrzyła na mnie uważnie, nawet nie mrugając.
- Chcieli mnie wyrzucić z zespołu, ale tego nie zrobili, dlatego wyjerżdżam na dwa miesiące do Ohio na zaostrzony odwyk..-mówiłem.- Przyszedłem cię przeprosić...za wszystko choć wiem że to i tak nic nie zmieni..ale mam nadzieje że...że..
- Zobacz, co musiało się stać byś zobaczył, że naprawdę masz problem.-szepnęła , uśmiechając się.
Pokiwałem głową i zwróciłem się w stronę Jamesa.
- Dziękuję, że mnie nie zabiłeś.- uśmiechnąłem sie słabo.- Ja na twoim miejscu...no wiesz co bym zrobił.
On nadal miał kamienną twarz.Nastała jakaś taka dziwna atmosfera.
- Doceniam to, że tu przyszedłeś Duff i mam nadzieję że odwyk ci pomoże. - uśmiechnęła się ciepło. Zdziwiłem się, bo jej reakcja była inna niż się spodziewałem. Hetfield spojrzał na nią z boku i nic nie powiedział. Po prostu jej się przyglądał.
- Dziękuję, że...dałaś mi szansę by z tobą porozmawiać. - powiedziałem i ruszyłem się nie spokojnie.- To ja już pójdę, nie chcę wam przeszkadzać.
James pokiwał głową i wstał, szybciej niż ja. Nie dziwie się, że mnie tu nie chce.
Liz nic się nie odezwała tylko opadła na krzesło. Widocznie wiedziała, że teraz już nic nie zdziała. Uśmiechnąłem się jeszcze do niej i wyszedłem na korytarz, w stronę drzwi. Hetfield poszedł za mną i podał mi z wieszaka kurtkę. Odwróciłem się do niego, by się z nim pożegnać ale wypchnął mnie za drzwi. Zamknąl je za nami i położył ręce na biodra.
- Posłuchaj mnie.-zaczął.- Nie chcę żebyś się nią więcej widywał. Nie przychodź tu, nie dzwoń...cokolwiek co ci przyjdzie do głowy...po prostu tego nie rób. Ona bardo to przeżyła i uwierz mi, że kolejnego razu już nie zniesie.
Przełknąłem ślinę i spuściłem wzrok.
- Kocham ją, Duff.- powiedział ciszej.- Nie chcę jej stracić.
Pokiwałem głową i odwróciłem się na pięcie i zszedłem na dół po schodach.


***


- Ty bohaterze...-powiedziała teatralnie Liz i rozłożyła nogi pod stołem.Wyszczerzyłem się do niej i usiadłem na swoim miejscu.
- Ma wiedzieć, że jesteś moja...- odparłem i nachyliłem się, całując ją w jej ciepłe wargi.
- Nie myślałam, że tu przyjdzie.- odezwała się po długiej przerwie.- Byłam przekonana, że stchórzy.
Popatrzyłem w jej stronę i pokiwałem głową.
- Ja też.
Westchnęła i wstała z miejsca, obchodząc mnie. Położyła dłonie na swoim karku i rozmasowując go, jedną reką zsunęła z bioder spodenki.
- Gdzie idziesz?- spytałem, czując że moje gacie robią się co raz bardziej ciasne.
Ziewnęła i obróciła się w uśmiechem.
- Z tobą, do łóżka.- wytłumaczyła i zaśmiała się sama do siebie, znikając za rogiem pomieszczenia. Pokręciłem głową z niedowierzaniem i wstałem, idąc w stronę łazienki. Była już prawie naga, miała na sobie tylko stanik. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do niej, kładąc dłonie na jej biodra. Odwróciła głowę w moją stronę i czekała na moje dalsze ruchy. Zacząłem całować jej policzek, przez ucho, wgłębienie w szczęce i szyję. Moje ręce, powędrowały na brzuch w kierunku piersi. Gdy je delikatnie uścisnąłem, jęknęła pod nosem i przywarła plecami do mojej klatki piersiowej, jeszcze mocniej.
- Jeszcze nie pieprzyłem się w łazience.- szepnąłem i odsunąłem się by uspokoić jej oddech. Dłońmi podążyłem na jej plecy i dotknąłem palcami zapięcia jej stanika. Odpiąłem go i pozwoliłem by opadł na podłogę.
- W sumie to ja też nie.- odparła i przełożyła swoje włosy na lewą stronę. Spojrzałem z góry na jej pełne piersi i zaśmiałem się cicho, odwracając ją do siebie.Poczułem jej dłonie na moich plecach i lędźwiach.
Całowaliśmy się co raz agresywniej, za każdym razem odrywając się z charakterystycznym mlaskiem. Pociągnąłem ją do góry, a ona objęła moje biodra nogami. Posadziłem je na pralce i rozsunąłem jej nogi.
Chwyciła palcami klamrę od mojego paska i odpięła go, spuszczając spodnie na ziemie.
Znowu wskoczyła na mnie, ocierając się o mojego dającego się we znaki przyjaciela.
Nie chciałem tego przedłużać, więc bez żadnego ostrzeżenia spuściłem swoje bokserki i wszedłem w nią, szybkim, pojedynczym ruchem. Krzyknęła głośno i odchyliła głowę do tyłu. Znowu posadziłem ją na pralce. Poruszałam się w przód i w tył, czując przy swoim uchu jej ciche jęki.Czułem niewyobrażalne szczęście. To ja ją mam. To ja jestem jej mężczyzną. To ja się z nią kocham na pieprzonej pralce.
- Łóżko...-jęknęła. Podniosłem ją i nie odrywając się od jej ust wyszedłem z łazienki, obijając się o ściany. W korytarzu przyparłem ją do lustra i ruszyłem się w niej mocno co wywołało jej jęk. Opanowałem się natychmiast i oderwałem od jej ust. Przez chwilę w jej oczach zobaczyłem cień strachu. Ten sam, który widziałem po gwałcie.
- Przepraszam...- szepnąłem i oparłem o siebie nasze czoła.Oddychała bardzo szybko, ale z każdym moim wydechem uspokajała się.
- N-nie...nic się nie..stało...-szepnęła i pocałowała mnie w usta.
Tym razem byłem bardziej delikatny. Zaniosłem ją do sypialni i znowu się kochaliśmy. Z każdym jej krzykiem, upewniałem się że nic jej nie jest. Czy czasem, zupełnie przypadkowo nie robię jej krzywdy. Gdy w końcu skończyliśmy, opadła na moją klatkę piersiową, zupełnie naga. Kreśliłem po jej plecach dłonią, różne kstałty, rozkoszując się chwilą.
- Jak trudno jest mi się opanować, Liz...- szepnąłem.- Nawet nie wiesz jak bardzo mnie podniecasz.
Uśmiechnęła się i podniosła głowę. Przytknęła usta do mojego policzka i delikatnie go ucałowała.
- Wiem.- odpowiedziała. - Ty mnie też.
Pocałowałem ją w skroń i westchnąłem, powietrzem odgarniając jej pojedyncze włosy z twarzy.
Drgnęła i przywarła do mnie mocniej.
- Wiesz...-zaczęła.- Jak go zobaczyłam w tych drzwiach...nie poczułam żadnej nienawiści...ani odrazy...jedyne co poczułam to obojętność.
Przetworzyłem w głowie jej słowa i słuchałem dalej.
- Nawet się nie bałam...wiedziałam, że ty tam jesteś, więc nic mi się nie stanie.-szepnęła. Poczułem w brzuchu dziwne uczucie ciepła. Znowu pocałowałem ją w skroń i przymknąłem oczy, nie odrywając ust.
- Kocham cię, maleńka...po prostu...-szepnąłem.- Nie umiałbym teraz bez ciebie żyć.
Uśmiechnęła się i pogłaskała dłonią moją klatkę piersiową.
- Boże, jaka jestem szczęśliwa, James.- powiedziała, zasypiając.
Nic nie odpowiedziałem tylko przytuliłem ją do siebie mocno.

niedziela, 19 maja 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 26

___________________________________________________
Z góry przepraszam za błędy. Miłego czytania :)
***


Szedłem wzdłuż ulic prowadzących na Franklin Ave, dokładnie półgodziny przed dwudziestą trzecią.
W ręku trzymałem butelkę Jacka Danielsa, a między palcami wypalającego się papierosa. Byłem zdenerwowany, to muszę powiedzieć...chyba pierwszy raz, w taki właśnie sposób.Ubrałem swoją najlepszą koszulkę i wylałem na siebie chyba pół perfumu Stadlina, za paczkę skrętów. Zależało mi na tym by tą dziewczynę poznać bliżej. Nie spałem prawie pół nocy, myśląc o tym o czym będę z nią rozmawiać.
Zdałem sobie sprawę jak bardzo cała ta sława mnie zmieniła. Jak bardzo stałem się sobie obcy.
Gdy doszedłem do jej kamienicy, przystanąłem pod murem i oparłem się o niego plecami. Wziąłem głęboki oddech i wyrzuciłem papierosa, zgniatając go czubkiem buta. Na ulicy było zupełnie pusto, tylko czasem minął mnie jakiś żul. Nie wziąłem ze sobą zegarka, ale chyba było jeszcze jakieś dziesięć minut przed czasem. Postanowiłem po prostu na nią poczekać. Nie wiem ile tak siedziałem, ale powoli oczy same mi się zamykały. A może w ogóle nie przyjdzie? Może najnormalniej w świecie mnie wystawiła? Nie...to nie możliwe. Wystawiła by Slasha? Skarciłem się w myślach, za to ostatnie zdanie. Chciałem być normalny, tak bardzo chciałem zachować zwyczajność. Wtedy popatrzyłem w bok i na końcu ulicy wyłoniły się dwie postacie. Jedna śmiała się głośno, idąc blisko tej drugiej. Zmrużyłem oczy i przyjrzałem się nim.
- James, przestań...-chichotała, kobieta.
- Nie przestanę...-powiedział ciszej i przyciagnął ją mocno do siebie. Przyparł ją do ściany i zaczął mocno całować. Już wiedziałem kto to. Byli daleko ode mnie, ale wiedziałem że jeśli nie zareaguje będą się pieprzyć na moim oczach. Odchrząknąłem znacząco, najgłośniej jak potrafiłem.Oboje gwałtownie spojrzeli w moją stronę, a Hetfield prawie natychmiast parsknął śmiechem, przygładzając jej sukienkę, na tyłku. Oderwała się od niego, poprawiając włosy. Objął ją w pasie i pociągnął w moją stronę. Wyszczerzyłem się do nich i czekałem aż podejdą bliżej.
- Cześć Slash...- zaczął James, uśmiechając się porozumiewawczo.- Ee..co tu robisz?
Spojrzałem na nich z dołu i pokręciłem głową.
- Czekam na kogoś...a wy?
Oboje popatrzyli na siebie i uśmiechnęli się.
- Idziemy do Larsa na parapetówkę...- odezwała się Liz, oplatając dłonie wokół jego tułowia. Zamilkłem na chwilę i przypatrzyłem się tej dwójce. Wyglądali na tak cholernie szczęśliwych. Jakby nie było dla nich nic innego, tylko ich wzajemna obecność.
- Aha.- odparłem krótko i podrapałem się po czole. Nie chciałem, by Vicky zastała mnie w ich towarzystwie. Jeszcze coś by się...
- Przepraszam, że musiałeś tyle czekać, ale...-usłyszałem zdyszany głos. Jej głos. Cała nasza trójka spojrzała w jej stronę z uwagą. Wstrzymałem oddech, bo wyglądała przepięknie. Długie włosy, rozpuściła, spinając je wsówką na jedną stronę. Miała na sobie luźną, podartą bluzkę z logiem Led Zeppelin, włożoną w wąskie spodnie do kostek. Zapadła cisza, bo zobaczyła Jamesa. Chciałem zobaczyć jej reakcję.
- Ee...Vicky, to jest James...i Liz...- powoli podeszła w naszą stronę i o dziwo przystanęła koło mnie. Wstałem z ziemi otrzepałem tyłek z piasku. Wyciągnęła w jego stronę rękę i uścisnęła ją, potem podając ją Liz. Zapadła niezręczna cisza, bo ich dwójka cały czas się obejmowała, a ja włożyłem ręce do tylnych kieszeni, zupełnie nie wiedząc co robić.
- No...-zaczął Hetfield, prawdopodobnie widząc co się dzieje.- To my już pójdziemy, bo nie chcemy przeszkadzać.
Pokiwałem dyskretnie głową i uśmiechnąłem się słabo, do Vicky.
- No, to cześć.- powiedziałem ciszej. Liz parsknęła śmiechem i pociągnęła go za rękę. Odeszli, śmiejąc się głośno.
Odwróciłem się w jej stronę i przełknąłem ślinę.
- Czy to był...-spytała, pokazując zdezorientowana, kciukiem w tył.
- Tak.- dokończyłem, uśmiechając się słabo.
Wzięła oddech i zmarszczyła brwi.
- Masz jeszcze jakieś niespodzianki?- spytała.
Wyciągnąłem z kieszeni Danielsa i pokiwałem nim, jej przed nosem. Uśmiechnęła się i zaczęliśmy iść w stronę Green Parku. Rozmawiało mi się z nią zupełnie naturalnie, tak jak byśmy znali się już bardzo długo.
- No to opowiedz mi coś o sobie...- szepnąłem, gdy siedzieliśmy już od jakiegoś czasu na brzegu stawu. Słońce zaszło już zupełnie, tak że gdyby nie świecący księżyc było by zupełnie ciemno. Byliśmy blisko siebie, czułem ocierające się o siebie nasze ramiona. Patrzyła na nocne niebo, paląc papierosa.
- A co chciałbyś wiedzieć?- odpowiedziała.
Przyglądałem się jej twarzy z boku, szukając w głowie pytań.
- Cokolwiek, co tylko przyjdzie ci do głowy.
Uśmiechnęła się i przymknęła oczy.
- Lubię noc, zawsze ją lubiłam to dla mnie najpiękniejsza pora...nienawidzę gdy ktoś mnie oszukuje, a zazwyczaj robią to wszyscy. Kłamstwo to dla mnie najgorsza rzecz i nie potrafię jej wybaczyć.- zaczęła.- Przed snem piję mleko, bo wtedy mogę szybko zasnąć. Jestem uzależniona od papierosów, palę jedną paczkę dziennie...
Na chwilę przerwała i popatrzyła na mnie.
- Nie zanudzam?
- Nie, nie...- odpowiedziałem cicho, jak zachipnotyzowawany.
- Teraz ty...- odparła.
Przełknąłem ślinę i zamyśliłem się.
- Jestem ćpunem, alkoholikiem i erotomanem.- odpowiedziałem jednym tchem.
Przyjrzała mi się w milczeniu i odwróciła głowę.
- Ja palę dwie paczki dziennie i nałogowo gram na gitarze. - dokończyłem.
- A tak na poważnie?- szepnęła.
Spuściłem głowę i zapatrzyłem się w jej but.
- A tak na poważnie, to jestem strasznie nieśmiały.- palnąłem, czując na twarzy rumieniec.
- Co? Ty nieśmiały?- zaśmiała się.
- Wiesz, nie znasz mnie.- na moje słowa szybko spoważniała.- Boję się trochę ludzi, szczególnie tych nowych.Staram się nad tym panować, ale...no taki już jestem.
Pokiwała głową.
- Teraz ty opowiedz mi o swojej przeszłości..- szybko spytałem.
- Bawimy się w "Pytanie czy wyzwanie" ?- parsknęła śmiechem.
- Poznajemy się, to normalne.
- No dobra...- zaczęła i zamknęła oczy, odwracając głowę.- Jak miałam dziewięć lat zmarła moja mama.Miała raka, dowiedziała się o nim dopiero w ostatnim stadium choroby...dwa tygodnie po tym zmarła moja siostra, gdy jechała na pogrzeb, miała wypadek. Do stanów wyjechałam rok po tym, bo tata zaczął wariować. Mieszkałam w Nowym Jorku przez cztery lata, ale wtedy okazało się że on także jest chory. Najpierw myślałam, że to jednak nie jest choroba psychiczna...no ale jednak. Po prostu ..nie wytrzymał..- dokończyła, a ja zamarłem. Zupełnie nie wiedziałem co powiedzieć, widząc że jej szczęka niebezpiecznie drga.W jednej chwili spuściła głowę, tak że jej włosy zasłoniły twarz. Schowała ją w dłoniach i zamilkła.
- Przepraszam...-szepnęła przez zaciśnięte gardło.- Nigdy nikomu tego nie mówiłam.
Chyba żałowała. Otworzyła się, a to coś co sobie zabroniła.
- Nie masz za co przepraszać.- odpowiedziałem i wziąłem głęboki oddech.
- No i przeprowadziliśmy się tu, bo ma stałą opiekę w hospicjum koło Long Beach.- odezwała się i znowu odsłoniła się.
- Czyli mieszkasz sama?- spytałem.
- Tak, ale jakoś sobie radzę.
Pokiwałem głową i już się nie odezwałem. Zapadła niezręczna cisza, bo ani ja ani ona nie wiedzieliśmy co powiedzieć.
- Slash?- spytała po długim czasie.
- Hmm?
- Podobam ci się?
Nie spodziewałem się tego z jej ust.
- A co mam odpowiedzieć? Chyba wiesz, prawda?- odpowiedziałem, wywołując na jej twarzy uśmiech.
- Domyślam się.
- Podobasz mi się bardzo, chyba najbardziej na świecie.- odparłem, nie wierząc w co mówię.
Parsknęła śmiechem i odchyliła się do tyłu.
- Mówisz jak pięcioletnie dziecko...- śmiała się, ale ja już nie wytrzymałem. Rzuciłem się na nią, chwytając łapczywie jej usta.O dziwo wcale nie protestowała. Położyłem rękę, obok jej tułowia, tak by nie mogła się ruszyć. Położyłem się nad nią i złączyłem nasze języki w jedność. Przyłożyła dłoń do mojej klatki piersiowej i pogłaskała ją czule, wywołując mój dreszcz.
- Saul...-na dźwięk mojego imienia opanowałem się trochę, odrywając twarz na kilka centymetrów od niej.Oddychaliśmy szybko.- Jak już tak bardzo chcesz kogoś przelecieć, to idź do Whisky. Nie jestem twoją nową dziwką.- popchnęła mnie do tyłu i wstała z miejsca, idąc szybkim krokiem w stronę wyjścia.
Minęło trochę czasu zanim zrozumiałem co właściwie się stało.Zerwałem się z miejsca i pobiegłem za nią.
- Czekaj...-powiedziałem cicho i szarpnąłem ją za ramię.
- No co?- warknęła. Staliśmy chwile w milczeniu.
- Przepraszam...-jęknąłem.
- Ale za co ty mnie przepraszasz?- odpowiedziała.- Siebie przeproś.
- Podobasz mi się tak? A żadna nigdy mi nie...
- No to może ja muszę być tą pierwszą która odmówi?- szepnęła.- Nienawidzę kłamstw, ale...kurwa...jak zawsze...stale to samo.- łamał jej się głos.- Pierdol się, Slash.
Wyrwała się z mojego uścisku i poszła szybkim krokiem przed siebie.
- Vicky...-nie dawałem za wygraną.- Zrozum mnie...uczę się tego wszystkiego na nowo...
Wiem, że mnie słuchała. Szedłem krok za nią, wciąż mówiąc.
- Nie chciałem cię pocałować, no ale...jakoś tak wyszło...przepraszam!- podniosłem głos.
Nadal nie reagowała.
- Vicky...-szepnąłem.
- Zmienia ci się głos, kiedy o coś prosisz...- zauważyła. Zwolniła kroku i pozwoliła mi do niej podejść.
- Wyobraź sobie, że tego pocałunku nie było...- zachowywałem się jak idiota.
- Jesteś kretynem, Slash...- potwierdziła moje myśli.
- Wiem...-westchnąłem.
- Ale zajebiście całujesz.- dodała.
- Naprawdę?- spytałem szczerząc się.
- Nie.
Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo doszliśmy pod jej kamienicę a z klatki wypadła jakaś kobieta, biegnąc w naszą stronę.
- Victoria...-zaczęła zdyszana.- Dzwonili z hospicjum...
Uśmiech z jej twarzy zszedł natychmiast, ruszyła przed siebie, ciągnąć mnie za rękę.


***




- Dobrze wyglądam?- spytałam, nerwowo odgarniając sobie włosy z twarzy.
- Przepięknie...- szepnął i objął mnie w pasie. Drzwi się otworzyły i stanął w nich Lars.
- No nareszcie jesteście...-powitał nas. Uściskał się z Jamesem a potem ze mną i zaprowadził nas do salonu. Usiedliśmy na kanapach, witając się z całą resztą. Połowy tych ludzi nie znałam. Właściwie to prawie nikogo oprócz Kirka i Jasona, zajętych rozmową z kim innym. Hetfield, cały czas obejmował mnie kurczowo, splatając nasze dłonie w uścisku.
- Co chcecie pić?- spytał Lars.
- Mi daj trawy...nie chce nic pić.- odpowiedział James i popatrzył na mnie oczekująco.
- Mogę drinka?- spytałam nieśmiało.
Uśmiechnął się do mnie i wyszedł z salonu. Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu i po ludziach. Było tu o wiele więcej mężczyzn, więc czułam się bardziej nie pewnie.
Po chwili z kuchni wrócił Lars i postawił przede mną szklankę z trunkiem.
- Jess zaraz przyjdzie, coś tam przygotowuje...- odezwał się Urlich, wyraźnie zaniepokojony tym, że tak długo jej nie ma.
- Lars, weź oprowadź ją po domu...-zaproponował, wstając. Pociągnął mnie za rękę i w trójkę poszliśmy na korytarz. Mieszkanie było naprawdę duże, całe pomalowane na biało. Wszędzie wisiały obrazy, wręcz przytłaczające. Pokazywał mi jakieś pomieszczenia, ale i tak nie mogłam się skupić bo James albo mnie całował, albo przytulał.
W końcu weszliśmy do kuchni i zobaczyłam stojącą do mnie tyłem dziewczynę.
- No, poznajcie Jess...-wytarła ręce w kuchenny ręcznik i odwróciła się. Zamarłam, czując że robi mi się słabo. Uśmiech z jej twarzy zszedł prawie natychmiast. Chłopcy zobaczyli, że stało sie cos dziwnego i patrzyli raz w moją raz w jej stronę.
- Eee...to wy się znacie?- jęknął Lars.
- D-dlaczego wtedy uciekłaś?- szepnęłam.- I z-zostawiłaś mnie samą...?
Milczała, a jej szczęka drgała.
- Bałam się. - odpowiedziała.
-Czy może mi ktoś wytłumaczyć o co tu kurwa chodzi?- zniecierpliwił się perkusista.
Nic nie odpowiedziałam, tylko ruszyłam w jej stronę. Rzuciłam się na nią, przywierając do jej ciała. Objęłam ja rekami, czując pod oczami łzy.
- Lizzy...-jęknęła.
Chyba też płakała. Oni patrzyli na siebie zdezorientowani i w końcu zostawili nas same, byśmy mogły porozmawiać. Usiadłyśmy przy kuchennym stole, co chwile wycierając łzy.
- Jesteś z Jamesem? Ale co z Duffem? Co z tym jego zespołem?- zawiesiłam się na chwilę.
- Nie będziemy teraz o tym rozmawiać, Jess...Boże...jak się cieszę, że nareszcie jesteś...- i tak spędziłyśmy tą noc. Poczułam niewyobrażalne szczęście. Mam przy sobie wszystkich tych których kocham. Nareszcie.


_______________________________________________

Rozdział dla Rain

sobota, 11 maja 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 25

Rozdział dedykowany Rain oraz Vicky na pierwszym miejscu.
Coś się ostatnio sentymentalna zrobiłam. 
Dziękuję również wszystkim osobom które czytają to opowiadanie. jestem wam wdzięczna bo dodajecie mi otuchy :**


Slash:

- Rozmawialiśmy, Duff.- odezwał się Axl, cichym głosem nie patrząc w jego stronę.- Długo rozmawialiśmy o tym czy jednak zostaniesz w zespole.
Nikt nie patrzył przed siebie. Wzrok wszystkich albo był wbity w podłogę albo ścianę. Blondyn siedział sam na kanapie, naprzeciwko reszty. W ręce trzymał puszkę piwa, a między palcami miał wypalającego się papierosa.
- Dla twojego dobra, powinieneś odejść sam.- dokończył i zapadła przerażająca cisza. Axl podniósł głowę i spojrzał na mnie. Wziąłem głęboki oddech i podparłem łokcie o kolana. Schowałem twarz w dłonie, pocierając ją.
- Słuchaj stary, naprawdę masz problem.- jakoś zacząłem.- Uważamy, że…potrzebujesz pomocy.
Steven, Izzy i Axl milczeli czekając aż dokończę. Popatrzyłem na niego i zrobiło mi się go tak cholernie żal. Siedział jakby skulony, na tej pieprzonej kanapie. Dłoń w której trzymał papierosa, trzęsła mu się nie miłosiernie. Próbował to powstrzymać, ale nie mógł.
- Ale zostaniesz z nami, bo cię kochamy.- wreszcie powiedziałem.- I dlatego też wyjedziesz z Los Angeles, na odwyk.
Podniósł wzrok i wbił go we mnie. Długo wpatrywaliśmy się w siebie, szukając słów.
- Dz-dziękuję.- szepnął i w jednej chwili zasłonił dłonią oczy.
Wymieniliśmy spojrzenia i nie wiedzieliśmy co mówić. Opadłem na kanapę i wypuściłem powietrze z ust. Ta rozmowa była koszmarnie męcząca.
- Kurwa...-jęknął Axl i oparł głowę o nagłówek kanapy.- Nienawidzę takich rozmów.
Powoli atmosfera rozluźniała się. Popatrzyliśmy na siebie i najpierw śmiechem parsknął Steven, następnie ja i potem już wszyscy. Nawet Duff uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na nas nieśmiało.
- Ogarnij się, McKagan...naprawdę...- powiedział jeszcze Axl.- Już nie chce żadnych gwałtów...
Duff gwałtownie przestał się uśmiechać i znowu spuścił spojrzenie, wbijając je w puszkę.
Już nikt dalej nie drążył tematu. Rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę. Wytłumaczyliśmy mu tylko, że odwyk będzie w Seattle i wyjedzie na trzy miesiące. Chyba nawet się ucieszył. Postanowiłem, że pójdę do Whisky, żeby sobie popatrzeć na dziewczyny. Poszedł ze mną Steven, więc nie nudziłem się.Usiedliśmy przy jednym z stolików i zamówiliśmy dwie butelki Jim'a Beam'a, by jakoś przepić ten wieczór. Rozglądałem się za jakąś panienką na wieczór, ale żadna nie wpadła mi w oko.
- On naprawdę nie pamięta tego gwałtu...-nagle odezwał się Adler, kręcąc głową.
- Nooo...-potwierdziłem i nadal patrzyłem na tancerki, tańczące na rurach. I wtedy w rogu sali zobaczyłem, dziewczynę. Była ubrana normalnie, więc nie pracowała tutaj. Siedziała przy jednym ze stolików, sącząc z szklanki jakiś trunek. Bez zastanowienia wstałem z miejsca, zabierając ze stołu jedną z butelek. Steven zrozumiał o co chodzi i uśmiechnął się porozumiewawczo. Przeszedłem przez pełną sale, nie odrywając od niej wzroku. Nie patrzyła w moją stronę, była totalnie zamyślona.
- Cześć...-powiedziałem i usiadłem na przeciwko niej. Postawiłem Beama przed jej nosem i opadłem plecami na kanapę.
Podniosła głowę i ze zdziwieniem na mnie spojrzała.
- Znamy się?- powiedziała jakimś dziwnym akcentem.
Zmrużyłem oczy i przyjrzałem się. Jezu, ona naprawdę nie wiedziała kim jestem.
- Jestem Slash...- szybko wytłumaczyłem. O dziwo, kiwnęła lekceważąco rękę i oparła podbródek i gwint butelki.
- Aaa...to ty..- uniosłem brwi i próbowałem stłumić w sobie delikatne uczucie upokorzenia. Była naprawdę śliczna.- Widziałam cię kiedyś w gazecie...
Nie wiedziałem co powiedzieć, więc czekałem aż ona coś powie.
- Jestem Vicky...- podała mi rękę. Jak osłupiały gapiłem się na nią, nie zareagowawszy. Zaśmiała się pod nosem i spojrzała na swoją dłoń. Szybko ją więc uścisnąłem.
- Nie jesteś stąd, prawda?- wypaliłem nagle, bo jej akcent nie dawał mi spokoju.
- Nie.- odpowiedziała lakonicznie. - Jestem z Polski, ale mieszkam tu od pięciu lat.
Pokiwałem głową na znak że rozumiem i rozejrzałem się nerwowo. Zupełnie wyleciało mi to, że przyszedłem po nią tylko i wyłącznie po to by zaraz iść na zaplecze. Spuściła wzrok i na jej twarzy pojawił się rumieniec. Czyli jednak nie straciłem uroku osobistego.
- Tak naprawdę to wiem kim jesteś i uwielbiam gunsów.- powiedziała z powagą.- Chciałam sprawdzić, czy przyszedłeś tylko po to, by poprosić mnie bym poszła z tobą do łóżka.
Zamurowało mnie zupełnie.
- Zdziwiłeś się, że cie nie znam i chciałeś poznać mnie bliżej...ale zaraz stąd pójdziesz, bo stwierdzisz, że skoro cię znam i nie jestem dziwką to na pewno się to nie opłaci.
Otworzyłem buzie ze zdziwienia i zmierzyłem jej twarz wzrokiem.
- Przejrzałaś mnie...-powiedziałem i po chwili wybuchnąłem śmiechem.Uśmiechnęła się słabo i wzięła łyka ze szklanki. - Ale nie pójdę, bo naprawdę chcę cię poznać.
Podniosła wzrok i odstawiła szklankę.
- Serio?- spytała.- Lepiej nie...
Pokiwałem głową z niedowierzaniem.
- Wkurwiasz mnie...i to mnie kręci...
- Cieszę się...-mrugnęła i uśmiechnęła się kusząco, nalewając sobie kolejną porcje z przyniesionej przeze mnie butelki.- No więc... co chciałbyś wiedzieć?
- Ile masz lat?- spytałem prosto z mostu.
- Dziewiętnaście.- rzuciła, nawet na mnie nie patrząc.
- A ja dwadzieścia pięć...
- Fajnie.- szepnęła i wypiła prawie całą zawartość jednym haustem.
Długie blond włosy opadały jej na ramiona, okalając także jej twarz. O dziwo miała brązowe oczy, które były wprost przepiękne. Naprawdę mi się spodobała.
- Dlaczego siedzisz tu sama?- znowu spytałem.
Długo nie odpowiadała. Patrzyła na swoją szklankę, unikając mojego wzroku.
- Chłopak ze mną zerwał, moja przyjaciółka przespała się z nim zaraz po tym...szkoda gadać...- powiedziała.
Pokiwałem głową na znak że rozumiem i już więcej nie drążyłem tego tematu.
- Jesteś dziewicą?- palnąłem.
Zakrztusiła się alkoholem i odstawiła szklankę, kaszląc.Wyszczerzyłem się, bo nareszcie ją ściąłem.
- Tak.- odpowiedziała zupełnie poważnie. Uśmiech zszedł z mojej twarzy równie szybko jak się pojawił.
- Skoro tak...to wiesz...ja nie chcę mieć potem...-zacząłem mówić, ale mi przerwała.
- No przecież nie jestem...Jezu...mam dziewiętnaście lat...-popukała się w czoło i znowu dopiła trunek do końca. - Ale tak swoją drogą, masz coś do dziewic?
- Nie, nie mam...niedoświadczone są równie mile widziane...ale akurat nie na dzisiejszy wieczór.- uśmiechnąłem się i zapaliłem papierosa. Przerzuciłem paczkę na jej stronę. Wyciągnęła jednego i po chwili panował nad nami wszech obecny dym.
- Aaa...-uśmiechnęła się, zaciągając się dymem.- Czyli ja jestem mile widziana, na dzisiejszą noc?
- Można tak powiedzieć...- parsknąłem śmiechem.
- Och, czuję się zaszczycona, Slash...- powiedziała teatralnie.Zaśmiałem się i przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.
- Twój kolega zasnął przy stole...-pokazała od niechcenia ręką, stolik przy którym rzekomo spał Adler. Rzeczywiście. Spod niego wystawała tylko jego biała głowa.
Wziąłem głęboki oddech.
- Czekaj, wezmę tą nędzę artystyczną bo jeszcze ktoś go zdepta...- zaśmiała się głośno, co spowodowało moją cichą satysfakcję.Podszedłem do stolika i nachyliłem się nad nim.
- Steve, wstawaj...mam dupę...idź do domu i weź z mojej sypialni z podłogi te zużyte gumy co mi je ze Stradlinem wrzuciliście...- mówiłem mu do ucha. Jak na zawołanie wstał i uśmiechnął się szyderczo.
- Stawiasz mi jutro działkę...- powiedział z przekorą.
- Zrobię ci laskę jak jeszcze mi pościelisz łóżko...-powiedziałem błagalnie. Wzdrygnął się i odsunął głowę.
- Ty nie będziesz umiał, z resztą wole jak robi to dziewczyna...spierdalaj już...zrobie ci to jebane łóżko...- nachyliłem się nad nim i pocałowałem go w czoło.
- Dzięki, stary...- podciągnąłem spodnie i podbiegłem z powrotem do stolika przy którym siedziała blondynka.
- Wyglądacie jak jakieś żule, nie myślałeś żeby ściąć włosy?- spytała gdy tylko usiadłem.
- Pojebało cię? Nigdy...- żachnąłem się i zapaliłem drugiego papierosa.
- No w sumie racja...-powiedziała ciszej i zajęła się swoim papierosem. Założyłem okulary na nos, tak żeby móc się jej przyglądać. Spodobała mi się, to wiem na pewno. Biła od niej naturalność, brak fałszerstwa. Była bardzo szczera i to mi się w niej najbardziej podobało. W dodatku była śliczna, naprawdę idealna.
Po głowie chodziło mi to, by wcale nie iść z nią dziś do łóżka. By zaprosić ją jutro na kawę, poznać się bliżej...ale było by zachowanie Saula Hudsona, nie Slasha. To już dawno nie byłem ja.
- Musze iść...wiesz jutro wcześnie zaczynam pracę.- nagle odezwała się.
- C-co? Już?- moja reakcja była co najmniej dziwna.Uniosła brwi i przyjrzała mi się bacznie.
Wstała z miejsca i nie czekając na mnie, szła w stronę wyjścia. Pobiegłem za nią, kładąc na stół dwieście dolców. Jeszcze mnie okradła, cwana. Szła przez ciemną i pustą ulicę, trzymając ręce na piersiach. Dopiero teraz mogłem zobaczyć ją w całości. Była nieziemsko zgrabna. Na długich nogach miała wysokie kowbojki, dobrane pod kolor czarnej sukienki, falującej na delikatnym, wieczornym wietrze.
- P-poczekaj...-wysapałem gdy ją dogoniłem. Obróciła z uśmiechem głowę w moją stronę.
- Na co?- spytała zadziornie.
- No..na mnie...-wytłumaczyłem, biorąc głębszy oddech.- Odprowadzę cię, nie będę taką świnią jak ty...ty byś mnie nie odprowadziła.
- No pewnie, że nie.- uśmiechnęła się szerzej.Noc była cudowna. Ciepła..taka inna. Szliśmy obok siebie, nie wiedząc co mówić. Pierwszy raz od wielu lat...czułem się jak za czasów kiedy byłem dzieciakiem. Czułem tą dziwną chemię, krążącą nad nami.
- Mieszkam na Franklin Blvd...chce ci się iść tak daleko?- spytała cicho, po długim milczeniu.
Pokiwałem energicznie głową.
- Przejdę się...bo chyba nie dasz mi zabrać cię dzisiaj do mojego łóżka, prawda?
- Nie.- odpowiedziała z przekąsem.
Westchnąłem.
- A kiedyś dasz?- spytałem z rozbawieniem.
Popatrzyła w niebo i przymknęła oczy.
- Uwielbiam Los Angeles o tej porze...wszystko wydaje się takie inne niż w dzień...-szepnęła.Popatrzyłem na nią z boku. Chyba wcale nie była tak twarda na jaką wyglądała.
- Ja też...nie raz jak nie schleję się aż tak bardzo...to spierdalam z tej naszej budy i idę tu pochodzić...szczególnie lubię ten...
- Green Park?- dokończyła za mnie. Bardzo zdziwiłem się, że wiedziała o co mi chodzi.
- S-skąd wiesz?- spytałem.
- Chodzę tam prawie każdej nocy...widziałam cię parę razy.- odpowiedziała. Przypatrzyłem jej się z boku i już nic nie odpowiedziałem. W ogóle nie patrzyła w moją stronę. Może to i dobrze. Co chwile otwierałem usta by coś powiedzieć, ale jednak po chwili znowu je zamykałem. Nagle zatrzymała się gwałtownie.
-Chcesz coś powiedzieć? Męczysz się od piętnastu minut...-spytała.Odwróciłem się za nią i przytknąłem dłoń do czoła.
- Eee...no nie...w sumie to nie.- odpowiedziałem. Kiwnęła głową i ruszyła dalej. Gdy minęliśmy tabliczkę z napisem " Franklin Blvd" byłem już na siebie bardzo wkurwiony.
- To tutaj...-zatrzymała się pod dość ładną kamienicą. Patrzyła na mnie oczekującym wzrokiem, cały czas trzymając ręce na piersiach. Stanąłem na przeciwko niej i przełknąłem ślinę.
- A na górę to też mnie nie wpuścisz...-zaśmiałem się. Wybuchnęła śmiechem i zasłoniła oczy ręką.
- Nie jestem tak odważna jak ty...-znowu powiedziała ironicznie. Śmialiśmy się jeszcze przez chwilę, po czym postanowiłem, że raz kozie śmierć.
- Vicky...-zaczałem.
- O, pamiętasz moje imię...- zauważyła.
- Ładne imiona zapamiętuję...- odpowiedziałem z przekąsem.
- Ah, no chyba że tak...
- No więc...ja to tak nieoficjalnie...zapraszam cię jutro do Green Parku.- wreszcie powiedziałem. Przestała się uśmiechać i jej oczy jakby zgasły.
- Jutro nie mogę...- powiedziała ciszej. Podmuch wiatru rozwiał jej włosy, powodując, że o nos obił mi się jej intensywny zapach.
- A-ale dlaczego?- spytałem nagle.
- No bo...- zaczęła.- No nie mogę, pracuję do późna...
- No to spotkajmy się w nocy...- tak bardzo mi zależało na tym spotkaniu, że nawet nie zdawałem sobie sprawy jak żałosne jest moje zachowanie.
Podniosła wzrok i uśmiechnęła się.
- Żartuję...chciałam, żebyś się trochę pomęczył...-zaśmiała się i odwróciła się na pięcie.Odeszła w stronę klatki, a ja stałem jak wryty.
- Vicky?!- wydarłem się, wciąż czekając na odpowiedź.
- Słucham?- przystanęła w drzwiach i jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
Pokręciłem z niedowierzaniem głową.
- Ty jesteś niesamowita...
- Wiem.- powiedziała.- Bądź o jedenastej wieczorem...tak będzie najlepiej. Zniknęła w drzwiach, zostawiając mnie samego. Uśmiechnąłem się sam do siebie i poszedłem w stronę domu. Chyba się zakochałem.

czwartek, 9 maja 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 24

Przepraszam że tak długo czekaliście :*
Rozdział jest przesłodzony ale taki właśnie ma być. Mam nadzieję że nie macie mi tego za złe.
W następnym rozdziale skupię się bardziej na Gunsach. 
Miłego czytania no i proszę o komentarze :)
Rozdział dla Rainy :*

***

Otworzyłem oczy i pierwsze co zobaczyłem to jej niespokojna twarz. Na policzkach nadal miała zaschnięte łzy. Zaraz potem jak zasnąłem obudził mnie jej płacz. Nie mogła się uspokoić przez pół nocy. Było mi jej tak cholernie żal, bo nie mogłem jej w żaden sposób pomóc. Tuliłem ją, całowałem ale to i tak nic nie pomagało.
Zasnęła po czwartej nad ranem, a ja zaraz po niej.Odsunąłem ją delikatnie od siebie, tak by jej nie obudzić.
Jęknęła i przewróciła się na drugi bok, nakładając kołdrę na twarz. Wyszedłem z sypialni, zamykając za sobą drzwi. Zszedłem po schodach na dół i udałem się do kuchni. Na stole leżały jeszcze talerze z wczorajszego rana, więc podniosłem je i włożyłem do zlewu. Cały czas myślałem o tym, co mi mówiła tej nocy. O tym że mam jej nie zostawiać, że mam przy niej być.Moje rozmyślenia przerwał telefon. Podszedłem do niego szybko i przyłożyłem słuchawkę do ucha.
- Tak?- spytałem i otworzyłem lodówkę, wyciągając jakieś jedzenie.
- Sory, James...że dzwonie tak wcześnie, ale jest gnój.- zaczął Lars. Wziąłem głęboki oddech i wyprostowałem się.
- Jaki znowu gnój?- powiedziałem.- Mam już dość.
- Musimy w końcu zacząć nagrywać...- powiedział i czekał na moją reakcję.
- Lars...-westchnąłem.- Ja nie mogę jej teraz zostawić...
W oddali słyszałem ściszone rozmowy i dźwięki gitar.Zamilkł na chwile po czym wyraźnie ściszył głos.
- Słuchaj, ja rozumiem...wszystko rozumiem...- zaczął mówić.- Wiem , że ci na niej zależy ale nam, jako zespół zależy na muzyce, czyli na nagraniu tej jebanej płyty.
- Dobrze, ale...-zacząłem mówić, ale mi przerwał.
- Sory , że to powiem stary, ale w pewnym sensie olałeś nas ciepłym moczem.Przecież wiedziałeś, że od wczoraj wchodzimy do studia.
- Co ty pieprzysz?- podniosłem głos i zmarszczyłem brwi.
- Przepraszam, takie moje zdanie.- dokończył. - Przyjedź z nią do studia...albo coś.
- Dobra, na ciebie kurwa zawsze można liczyć.- warknąłem.- Będę za półgodziny.
Rozłączyłem się i cisnąłem słuchawką o blat kuchenny. On nic nie rozumie. Nigdy chyba nie zrozumie.
- Jay?- usłyszałem za sobą jej ledwo słyszalny szept.Odwróciłem się gwałtownie. W framudze drzwi stała Liz, obejmując gołe ramiona rękami. Nadal miała na sobie tylko moją koszulkę. Długie, brązowe włosy opadały jej na piersi, dodając jej jeszcze większego uroku.
- Nie spisz?- podszedłem do niej szybko i przyciągnąłem ją do siebie.
- Co się stało?- spytała, odsuwając się ode mnie.
- C-co?- nie zrozumiałem o co jej chodzi.
Popatrzyła na słuchawkę.
- Lars dzwonił.- powiedziałem.- Muszę jechać do studia, Liz.
Zamilkła na chwilę, ale zaraz potem uśmiechnęła się.
- No to jedź, ja sobie poradzę.
Przyjrzałem się jej twarzy. Udawała, że wszystko jest dobrze.
- Pojedź ze mną...-przytuliłem ją i szepnąłem jej do ucha.
- Nie...ja tu na ciebie poczekam...- odpowiedziała, wtulając głowę w moją pierś.
Nic już nie powiedziałem, bo zaczęła całować wgłębienie w mojej żuchwie. Przymknąłem oczy i przejechałem dłonią po jej plecach, wyczuwając jej kręgosłup.
- Idź się połóż, zaraz przyniosę ci śniadanie...-szepnąłem.
O dziwo, nie protestowała. Odwróciła się na pięcie i po chwili zniknęła w drzwiach.
Przygotowałem jej jakieś kanapki i poszedłem na górę. Leżała w łóżku i patrzyła w sufit, ale gdy tylko wszedłem popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się. Postawiłem talerz na stoliku nocnym i usiadłem na łóżku. Pogłaskałem ją po policzku, uśmiechając się.
- Idę się wykąpać i będę jechać.- powiedziałem ciszej.
Pokiwała głową i przymknęła oczy. Wstałem i poszedłem do łazienki. Wziąłem prysznic i przebrałem się w czyste ciuchy. Gdy wszedłem do sypialni, Liz już spała więc nie chciałem jej budzić by zjadła to śniadanie.
Wyszedłem z domu i wsiadłem do auta. Jechałem w kierunku One On One Studios.

***

Znowu obudziłam się z tym samym bólem w sercu. Czułam, że jestem rozdarta. Na tysiąc kawałków. Pomimo tego, że James był przy mnie całą tą noc, wciąż czułam beznadziejną pustkę. Zgwałcił mnie. Zrobił to, o co nigdy bym go nie podejrzewała.Był moim najlepszym przyjacielem, moim chłopkiem, miłością...wszystkim. To wszystko rozpłynęło w tak nie wyobrażalnie szybkim tempie...brakuje mi go i to muszę przyznać. Tyle, że on nie znaczy już dla mnie tyle ile James. Gdyby nie on...Boże...co by się ze mną stało?Podciągnęłam się do góry i oparłam się plecami o ramę łóżka. Pogoda zupełnie się zmieniła. Lał deszcz, a niebo było całkowicie szare. Idealna pogoda na depresję. Chwyciłam pilota, który leżał obok talerza ze śniadaniem i włączyłam telewizor który wisiał na ścianie. Włączyło się MTV, więc zaczęłam oglądać, jedząc kanapki. Dziwnie się czułam, siedząc w łóżku...które tak teoretycznie wcale nie jest moje. Moje rozmyślenia przerwał głośny grzmot na dworze. Nigdy nie bałam się burzy, ale w tak dużym domu...było trochę inaczej. Wyszłam z łóżka i podeszłam do okna. Była naprawdę okropna nawałnica. Palmy kiwały się w każdą stronę, niebezpiecznie jakby miały zaraz odlecieć.Otworzyłam szklane drzwi i wyszłam na balkon. Ciepłe, deszczowe powietrze obiło mi się twarz. Wciągnęłam je nosem i oparłam się o szybę. Po chwili byłam już cała mokra, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Myślałam o tym, co robi James.
Jak idzie mu nagrywanie...ale w końcu stwierdziłam, że wrócę do domu bo bez sensu tak stać i moknąć. Jeszcze mnie piorun pierdolnie i będzie jeszcze cudowniej.Poszłam do łazienki, by się przebrać i wysuszyć.Mogłam teraz bardziej rozejrzeć się po pomieszczeniach. Wnętrza były naprawdę cudowne, utrzymane w stonowanych kolorach, bez przepychu. Po chwili zeszłam na dół, zapaliłam wszystkie światła bo przez burzę zrobiło się ciemno. Rozpaliłam w kominku i usiadłam na kanapie, zachwycona klimatem jaki stworzyłam.Chciałam, żeby James miał wreszcie to czego pragnął. Kochającą go kobietę, która będzie na niego czekać w domu. Naprawdę teraz tego pragnęłam. W końcu się ustatkować.Uśmiechnęłam się sama do siebie i przymknęłam oczy, wsłuchując się w dudnienie deszczu za oknem i strzelanie ognia w kominku. Zaczęłam rozmyślać o tym, co zrobić by zapomnieć o tym wszystkim.Postanowiłam, że po prostu przestanę o tym myśleć. Wytnę z pamięci, te wszystkie złe wspomnienia. Zaczęłam nowe życie. Naprawdę jestem szczęśliwa. W końcu znudziłam się i wstałam, podchodząc do komody. Stały na nich ramki ze zdjęciami, a na nich różne osoby. Jego rodzice, siostra, jakieś dzieci...a na jednym mała dziewczynka, zupełnie do niego podobna. Zmarszczyłam brwi i chwyciłam ramkę, przybliżając ją do siebie. Na dole był napis " Cali " Może to jego siostrzenica? Nie chciałam zawracać sobie tym głowy, bo James nie mówił mi nic o swojej rodzinie.
Poszłam do kuchni i postanowiłam zrobić jakiś obiad.Otworzyłam lodówkę, ale znalazłam w niej tylko jakieś niekonkretne rzeczy.Postanowiłam, że wyjdę z domu na zakupy.


***


- Kirky, idź po piwo, James musi się napić.- jęknął Jason, siadając koło mnie na kanapie.
- Nie, przecież jestem autem...-odpowiedziałem szybko.- A po z tym zaraz muszę jechać, Liz na mnie czeka.
Wszyscy popatrzyli na siebie z uśmiechem i pokiwali głowami.
- Myślicie, że to dobry pomysł bym zabrał ją do Włoch?- spytałem nagle po długim milczeniu.Jason parsknął śmiechem i oparł głowę o oparcie kanapy.
- Do tego Ternate?- spytał i wziął łyka piwa.Pokiwałem głową.
- No bo, ona musi odpocząć...-wytłumaczyłem i popatrzyłem przez okno.
- Jedź, pewnie że jedź...- odezwał się Kirk.- Ale kiedy? Wziąłem oddech i uśmiechnąłem się do nich szeroko.
- Jutro...- powiedziałem cicho. Wszyscy popatrzyli się na mnie jak na debila.
Zapadła cisza, przerywana dźwiękami z pokoju technicznego.
- Jedź,ale wróć za tydzień...- ku mojemu zdziwieniu zabrał głos Lars. Popatrzyłem mu w oczy, z nadzieją że nie żartuje.
- Serio?
- Jedź...-odpowiedział i przełknął ślinę.- Ja też się zakochałem.
Zamilkliśmy, odwracając głowy w jego stronę.
- Co zrobiłeś?- spytał Jason.
- Z-zakochałem się.- odpowiedział.- Ma na imię Jess.
- Ja pierdole...-skomentował to Kirk, śmiejąc się sam do siebie. Wyszczerzyłem się i popatrzyłem na niego.
- No i zajebiście!- ucieszyłem się.
- Jakbyś jutro nie wyjeżdżał, to było by lepiej...bo robię imprezę...wszystkich was zapraszam...- powiedział.
Zamilknąłem na chwilę.
- Porozmawiam z Liz, okej?- odpowiedziałem, cały czas się uśmiechając.
Pokiwał głową i wypił prawie całe piwo na raz. Posiedziałem jeszcze z pół godziny i w końcu wyszedłem ze studia, wsiadając do auta. Podjechałem jeszcze na stacje, by zatankować i pojechałem do domu. Na dworze było już ciemno. W oknach paliły się światła,ale rolety były zasłonięte.Podszedłem pod drzwi i przekręciłem klucz w zamku i wszedłem do ciepłego pomieszczenia. O nozdrza obił się zapach prawdziwego obiadu i drewna. Rozejrzałem się po salonie i zamknąłem za sobą drzwi. Z kuchni dochodziły mnie pierwsze dźwięki Still in love with you, Thin Lizzy. Stanąłem w wejściu i uśmiechnąłem się na sam widok. Przy kuchence, tyłem do mnie stała Liz, mieszając coś na patelni. Śpiewała pod nosem, seksownie kręcąc biodrami.
- Chciałbym codziennie mieć taki widok...- odezwałem się. Podskoczyła gwałtownie i odwróciła się, głośno oddychając.Zaśmiałem się pod nosem i podszedłem do niej, przyciągając ją do siebie.
- J-jezu jak mnie wystraszyłeś...-jęknęła, stłumionym głosem. Przytuliła się do mnie i po chwili podniosła głowę, układając usta w dzióbek. Schyliłem się i pocałowałem ją kilka razy, za każdym razem odrywając się z charakterystycznym mlaskiem.
- Dobra...idź umyć ręce...zaraz będzie kolacja...- odepchnęła mnie od siebie i odwróciła się plecami. Nie mogłem przestać na nią patrzeć, więc znowu ją przytuliłem, obejmując ją rękami od tyłu.
- James...w nocy mnie przytulisz...naprawdę muszę mieć tu miejsce...- jęknęła.
- No przecież masz miejsce...-szepnąłem z przekorą. Westchnęła i wyrwała się z mojego uścisku, odgarniając włosy na plecy.
- Wyciągnij talerze, Jay...- powiedziała i wyciągnęła sztućce z szuflady. Posłuchałem ją i już po chwili siedzeliśmy przy stole, w jadalni.
- Pierwszy raz od chyba...czterech lat, w tym kominku jest ogień...- powiedziałem,patrząc w stronę przyjemnych płomieni.Uśmiechnęła się i popatrzyła w tą sam stronę.
- Pomyślałam, że będzie przytulniej...
- No i dobrze...- oparłem się plecami o oparcie krzesła i mrugnąłem do niej. Rozmawialiśmy jeszcze długo, prawie do nocy. Potem przenieśliśmy się na kanapę i obejrzeliśmy jakiś film.
- Weź już to wino...-jęknęła, grzebiąc w swoich włosach, dłonią.- Jestem pijana...
Zaśmiałem się i ściągnąłem jej nogi z moich kolan i wstałem odnosząc butelkę do kuchni.Gdy wróciłem, światła były zgaszone i siedzieliśmy tylko przy ciepłych, płomieniach w kominku.Usiadłem na kanapie i czekałem, aż Liz znowu wtuli się w moją klatkę piersiową. Gdy to w końcu zrobiła, pocałowałem ją w głowę i uśmiechnąłem się.
- Dziękuję, że jakoś ożywiłaś ten dom...wreszcie mam ochotę tu wracać...-szepnąłem i zobaczyłem, że się uśmiecha.
- James...-zaczęła.- Bo...mówiłeś...że gdzieś pojedziemy...
Parsknąłem śmiechem i pocałowałem ją w skroń.
- Cierpliwości...cierpliwości..-szepnąłem. Siedzeliśmy jeszcze trochę i potem poszliśmy spać.

niedziela, 14 kwietnia 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 23

Ze specjalną dedykacją dla Rain. Dziękuję ci kochana za wszystko... ty wiesz o co chodzi

Oprócz tego bardzo was przepraszam za błędy no i proszę o komentarze.





Leżeliśmy wtuleni w swoje rozgrzane ciała, rozkoszując się sobą nawzajem. Było mi tak cholernie dobrze. Czuję, że jestem szczęśliwy. Nareszcie.
- James...-usłyszałem jej szept. Oderwałem usta od jej skroni i popatrzyłem na jej twarz.
- Hmm?
- Co teraz z n-nami będzie?- szepnęła i mocniej wtuliła się w moją klatkę piersiową.
- A ty co byś chciała?- jedyne co przyszło mi namyśl, by nie powiedzieć jej co najchętniej bym zrobił.
Przełknęła ślinę i przymknęła oczy.
- Nie chcę tylko seksu....chcę ciebie...całego...na c-codzień...- gdy to powiedziała, poczułem przyjemne uczucie ciepła. Mimowolnie uśmiechnąłem się i moja dłoń, głaszcząca jej włosy powędrowała niżej, na ramię w stronę jej zakrytych cienkim materiałem piersi.
- Jest jakieś ale, prawda?- spytałem.
- A-ale...boję się, że...z resztą wiesz, czego się boję...- szepnęła i podłożyła dłoń pod podbródek, by oprzeć się o moje ramię. Podniosła się, tak, że nasze twarze były bardzo blisko siebie.
Zapatrzyłem się w jej oczy i pogłaskałem kciukiem jej bliznę.
- Jesteś taka p-piękna...- szepnąłem, na co ona się zaśmiała.- Nie śmiej się, naprawdę...
Przechyliła głowę delikatnie w bok i jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
- Zmieniasz temat!- zamruczała i zalotnie przesunęła się, siadając na moim brzuchu okrakiem.Chwyciłem ją po obu stronach bioder i podniosłem głowę, by ją pocałować, ale zatrzymała mnie odpychając mnie dłońmi.
- James...jak naprawdę nie żartuję...-znowu powiedziała i uśmiechnęła się, jeżdżając dłońmi wzdłuż mojej klatki piersiowej.
- Ale ja też nie żartuję...- zamruczałem i przejechałem dłońmi po jej placach. Wyczułem, że przeszedł ją dreszcz, więc nie przestawałem. Głaskałem ją od karku , wzdłuż kręgosłupu i zjeżdżając w okolice nerek.
Miała przymknięte oczy, wiedziałem że jest jej dobrze.
- Liz...- szepnąłem a ona uchyliła jedno oko.- Ja też tak lubię...
Parsknęła śmiechem i zeszła ze mnie, pokazując mi ręką, że mam się odwrócić. Posłusznie to zrobiłem i położyłem się na brzuchu, podpierając się o ramiona. Usiadła mi na lędźwiach i po chwili poczułem jej palce, na moich łopatkach.
- Co chcesz na śniadanie?- spytałem szeptem, rozkoszując się tym jak bardzo jest w tym czuła.
- Coś dobrego...- odpowiedziała. - To ja pójdę zrobić, co?
Zerwała się z miejsca, powodując że kołdra którą była owinięta spadła z jej ciała.
- Nie, na pewno nie...razem jak już...- powiedziałem, patrząc jak podnosi z ziemi moją koszulkę i ubiera ją na nagi tułów. Usiadła na rogu łóżka i spięła włosy w koka.
- No, dalej...chodź...nie wiem gdzie jest kuchnia...- podeszła do mnie i pocałowała mnie w ramię. Westchnąłem i usiadłem na łóżko, zakładając gacie.
Wstałem i pociągnąłem ją za rękę. Wyszliśmy z sypialni, schodząc ze schodów. Pokazywałem jej poszczególne pomieszczenia, kończąc na kuchni.
- Ale piękna...-zachwyciła się i usiadła na kuchennym blacie.
- Kuchnia, jak kuchnia...- uśmiechnąłem się i uchyliłem okno. - Dobra, za dużo tu nie ma...ale...może tosty?
Pokiwała głową i zeszła z blatu.
- To ja to zrobie, a ty zrób herbatę...-powiedziała i zaczęła wyciągać wszystkie składniki. Nie wiem jakim cudem, wiedziała gdzie co jest ale to chyba nie ma znaczenia. Podczas gdy ja wyciągałem kubki, ona smażyła je na patelni. Cały czas rozmawialiśmy. O byle czym. Jest mi z nią tak cholernie dobrze. Bije od niej ciepło i serdeczność, to czego potrzebowałem przez te wszystkie lata.
W końcu usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść.
- Jay...muszę dziś, jechać do... do... gunsów...po ciuchy...- przełknęła ostatni kęs tosta i popatrzyła na mnie nie pewnie. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
- C-co?
- Nic, po prostu tylko moja mama mnie tak nazywała...- podparłem się ręką.
- Jay?- uśmiechnęła się.
- N-no...
- Ale ja mogę tak do ciebie mówić, czy nie?- spytała nie pewnie.
- Oczywiście, że możesz...- wziąłem łyk herbaty.- A..no i zawiozę cię tam...do tego domu...
Podniosła wzrok i zderzyła się z moim spojrzeniem.
- Naprawdę?- uśmiechnęła się.
- Tak, nie chcę żebyś pojechała tam sama...- wziąłem kolejnego łyka i pokiwałem palcem, na znak że ma do mnie przyjść. Wstała i usiadła na moich kolanach, obejmując moją szyję rekami.
- Ale nie wejdę tam z tobą, kochanie...nie chcę mieszać...może musisz coś sobie z nimi wyjaśnić...to twoi przyjaciele...- powiedziałem i przytknąłem usta do jej szyi.
- Wiem...-westchnęła i oparła głowę o moje ramię.
- No, to co ? Jedziemy?- spytałem nie pewnie.
Oderwała się i popatrzyła mi w oczy.
- Najpierw...-zamruczała.- Musimy się wykąpać...
Wyszczerzyłem się do niej i pociągnąłem ją w stronę łazienki.

***


James zatrzymał samochód i popatrzył na mnie niepewnie.
- Dasz radę?- spytał.
Przełknęłam ślinę i oderwałam wzrok od paznokci, przenosząc go na niego. Nie chciałam patrzeć w stronę domu.
- Tak, raczej tak...-odpowiedziałam niepewnie.
Uśmiechnął się i nachylił się w moją stronę. Z całej siły wpił się w moje usta i zaczął namiętnie całować. Gdy zabrakło nam tchu, oderwał się i szepnął mi na ucho, wkładając za nie niesforny kosmyk.
- Będę czekał...
Odwzajemniłam uśmiech niepewnie i nie czekając na jego dalsza reakcję, otworzyłam drzwi i po chwili je zamknęłam. Wzięłam niepewny oddech i poszłam w stronę drzwi. Weszłam po małych schodkach i jeszcze raz odwróciłam się. James nie spuszczał ze mnie wzroku. Bałam się.
Nadusiłam dzwonek i objęłam ramiona rekami, pocierając je delikatnie.
- Liz?- w drzwiach stanął Slash. Jego wzrok automatycznie padł na moją bliznę.
- P-przyjechałam po rzeczy...- odezwałam się.
Przyglądał się mojej twarzy, nerwowo skubiąc usta.
- Eee...no to wejdź...- odsunął się. Przeszłam koło niego i weszłam do znanego mi pomieszczenia.Było tu bardzo gorąco, bo klimatyzacja nadal nie była naprawiona.
Stanęłam w holu i zaczekałam na niego.
- Chcesz czegoś? Kawy, herbaty...wódki?
- Nie...- szepnęłam.
Westchnął i chwycił mnie za rękę, prowadząc do salonu. Posadził mnie na kanapie i sam usiadł na przeciwko mnie.Przesunął paczkę papierosów pod mój nos.
- Dz-dzięki, już nie palę...- powiedziałam. Uniósł brwi i włożył papierosa do ust, lecz po chwili znowu go wyciągnął i rzucił go na stół.
- Naprawdę chcesz się wyprowadzić?- jęknął.
Otworzyłam szerzej oczy i popatrzyłam w jego stronę.
- Naprawdę...-powiedziałam pewniej.- A gdzie reszta?
- Reszta? Nie mam pojęcia...nie spędzają tu dużo czasu...- zmrużył oczy i opadł na kanapę.
- Dlaczego?
- Ich się spytaj...- uciął temat i podrapał się po policzku.- Jak się czujesz?
Miał dziwny wyraz twarzy. Wręcz przestraszony.
- Już lepiej, dzięki.- zmusiłam się do uśmiechu.
- Wygląda lepiej niż myślałem...- powiedział i wskazał palcem na swój policzek.
- A jak myślałeś?- spytałam, głośnym tonem.
Zamilkł i zacisnął usta.
- Mogę już iść się spakować?- spytałam, chcąc uniknąć dalszej rozmowy. Sprawiała mi ból.
- On, jest na górze...- powiedział i przyjrzał się mojej reakcji. Starałam się stłumić w sobie uczucie strachu.
Nic nie powiedziałam tylko wstałam i wyszłam z salonu. Weszłam po schodach i przystanęłam obok drzwi do pokoju, który dzieliłam z Duffem. Nadusiłam na klamkę i weszłam do pomieszczenia. Nigdzie go nie było, ale drzwi od łazienki były zamknięte. Wręcz podbiegłam do szafy i chwyciłam pierwszą lepszą torbę i zaczęłam wrzucać do niej rzeczy. Odwagi dodawało mi to, że za oknem stał samochód a w nim James.
Gdy została mi ostatnia półka, usłyszałam w łazience jakiś trzask. Gwałtownie odwróciłam się i popatrzyłam w stronę drzwi. Byłabym teraz bez szans. Ale czy znowu będzie chciał mi coś zrobić?
Otworzyły się i wyszedł z nich Duff. Nie zauważył mnie. Był naćpany. Stanął na środku pokoju i powoli podnosił głowę. W jednej chwili zderzył się z moim spojrzeniem. Upuścił pasek, który trzymał w ręku.
Zapadła cisza, nie przerywana żadnym dźwiękiem. Martwa cisza. Ledwo co stał, ale cały czas lustrował mnie wzrokiem. Nie mogłam się ruszyć, sparaliżowana jego spojrzeniem. W duchu modliłam się, by nic mi nie zrobił. By chociaż ten raz nie zrobił mi krzywdy. Nagle się ruszył. Podszedł do łóżka i usiadł na jego rogu, nie patrząc w moją stronę. Długo jeszcze stałam w bezruchu, ale w końcu odwróciłam się i nachyliłam by spakować się do końca. Ze strachu , bolał mnie brzuch i nie mogłam się skupić. Z całej siły żałowałam, że nie ma tu Jamesa.
- Jesteś teraz trochę...- usłyszałam jego głos, który odbił się w mojej głowie niemiłosiernie głośno. - Trochę jak dziwka, nie sądzisz?
Zamarłam i podniosłam się, patrząc w jego stronę. Palił papierosa, jego ręce trzęsły się nie miłosiernie.
Zaśmiał się i wypuścił powietrze z ust. Obserwowałam jego ruchy. Boże, jest tak naćpany.
- Możliwe...- szepnęłam.
- Nawet gorzej...te wszystkie z którymi spałem, były trochę lepsze...- mówił, nie zdając sobie sprawy jak jego słowa wbijają się w moje serce.
- Masz rację...- znowu szepnęłam i przełknęłam ślinę.
- Ale wiesz co ? Ja sobie dam radę sam...przecież jestem dorosły, prawda? - uśmiechnął się i spojrzał mi w oczy. Wstał, szurając nogami.
- I mówię ci, mała, słodka Liz...że jeszcze będziesz żałować...może i za kilka chwil...jestem naćpany...więc nie ma reguł...- podszedł do mnie i mocno chwycił mnie za podbródek, przyciągając do siebie. Jęknęłam , ale zasłonił mi usta ręką.
- Może, wreszcie się dowiesz...co ze mną zrobiłaś...- mówił i oderwał rękę, z całej siły wpijając się w moje usta. Włożył w nie język, prawie wywołując mój odruch wymiotny.
Popchnął mnie na ścianę, tak że uderzyłam się o nią głową. Zrobiło mi sie ciemno przed oczami. Cały czas całował, nie pozwalając mi oddychać. Podciągnął moją nogę i jedną rękę włożył pod bluzkę. Odpiął stanik i zdarł moją bluzkę. Płakałam, tak by chociaż nie móc widzieć jego twarzy. Nie był sobą. To nie był Duff.
Ugniatał moje piersi, powodując mój ból. Wiedziałam, że gdybym krzyknęła uderzył by mnie. A to spowodowało by w nim jeszcze większą agresje. Jego ręka powędrowała niżej, na pośladki. Jedną dłonią uderzyłam go w policzek, na co za chwilę się zatrzymał. Z całej siły zamachnął się i oddał mi w policzek gdzie znajdowała się blizna. Rozciął ją. Poczułam na szyi krew. Chyba nawet tego nie zauważył.
Rozpiął swoje spodnie, spuszczając je do kolan. Upuścił moje spodenki i popchnął mnie na podłogę.
- Duff...proszę..nie...proszę...- szeptałam, ale mnie nie słuchał. Pociagnął w górę, za kark.
- Nachyl się...- warkął.
- D-duff...- mówiłam przez łzy.
Poczułam najokropniejszy ból, jaki kiedykolwiek kobieta może poczuć.
- Teraz już wiesz...- jęknął mi do ucha.
Wtedy usłyszałam kroki. Jebane kroki. Drzwi się otworzyły i stanął w nich Slash.
- C-co...co ty kurwa robisz?- krzyknął i podbiegł do Duffa, odciągając go ode mnie. Przeturlałam się na drugi koniec pokoju, zakładając spodenki. Na moich dłoniach była krew, od rozciętego policzka. Łkałam tak mocno, że prawie nie mogłam wziąć oddechu.
Nie patrzyłam na nich, ale zapadła cisza. Moje spazmatyczne oddechy były co raz cichsze i w końcu przestałam płakać.
- Jezu...Liz...-usłyszałam szept Slasha. Podszedł do mnie i spojrzał przerażony na moją twarz.
- J-james...james....- udało mi się wyszeptać.
- Jest na dole?- spytał.
- T-tak...weź mnie do niego...- chwycił mnie za ramiona i pomógł wstać. Objał mnie rękami, w jedną biorąc torbę. Narzucił na mnie jakiś materiał, bym mogła zakryć piersi. Zeszliśmy na dół. Znwu zaczełam płakać, bo czułam pulsujący ból na policzku.
- Już dobrze...już wszystko dobrze...-szeptał. Otworzył frontowe drzwi i oślepiło mnie światło. Oparłam głowę o ramie Slasha i usłyszałam jak James wybiega z auta.
- Kurwa...co się...J-jezu...Liz...-chwycił mnie w talii.- Kochanie...
Rzuciłam się w jego stronę. Był przerażony.
Załkałam w jego ramionach. Objął mnie mocno i pociągnął w stronę auta. Otworzył drzwi i poczekał aż do niego wejdę. Zaczęli rozmawiać, ale zamknęłam oczy i zupełnie się wyłączyłam.

***

- Co się kurwa stało?- jęknąłem.
- Z-zgwałcił ją...chyba w dodatku..od...od..tyłu...- powiedział ledwo słyszalnie. Złapałem się za głowę i odwróciłem się od niego, patrząc na nią przez szybę.
- Jezu...
Zapadła cisza.
- Zamknąłem go w kiblu...był zupełnie naćpany...- odezwał się.
- O-ona tego nie przeżyje, Slash...znowu ją skrzywdził...- mówiłem, chodząc w kółko.- Co ja mam kurwa zrobić?
- Weź ją do domu...bądź z nią...po prostu...zawsze potrzebowała kogoś kto po prostu przy niej będzie...jeśli cokolwiek się stanie...zadzwoń do mnie...może będę mógł pomóc..a ja idę po Rose'a...Duff od dzisiaj nie jest już basistą w Guns N' Roses...- powiedział i odwrócił się na pięcie. Pospiesznie wsiadłem do auta. Ściągnąłem z siebie kurtkę i założyłem ją na jej ramiona. Spała. Odpaliłem samochód i ruszyłem w stronę domu. Nie chciałem jej budzić, więc gdy już dojechaliśmy wyniosłem ją z auta. Moją pierwszą myślą było by było jej ciepło. Zaniosłem ją więc do łazienki, gdzie kilka godzin temu wzięliśmy wspólną kąpiel. Ściągnąłem z niej ubranie, najdelikatniej jak tylko potrafiłem i włożyłem ją do wanny z ciepłą wodą. Jej głowa opadła na róg wanny, a włosy zasłaniany mi jej twarz. Obmywałem jej ciało wodą, cały czas myśląc o tym jak mogłem ją tam zostawić. To moja wina. Gdybym wtedy z nią poszedł, nic takiego by się nie stało. Nagle z całej siły pociąnęła nosem. Odgarnąłem jej mokre włosy z twarzy i zobaczyłem że płacze. Od dawna, bo jej oczy były całe czerwone.
- Maleńka...- szepnąłem, ale nie zareagowała. Cały czas płakała. Zakręciłem kran i zacząłem przemywać jej twarz. Z rany cały czas leciała krew. W końcu wyciągnąłem ją z wanny i postawiłem na ziemi, narzucając na nią ręcznik. Cała się trzęsła. Było mi jej znowu, tak cholernie żal. Wytarłem jej mokre ciało i ubrałem ją w moją koszulkę. Objąłem ją rekami i wyszliśmy z łazienki na przedpokój. Otworzyłem drzwi od sypialni, ale zachodzące słońce padało akurat na łóżko. Położyłem ją więc do łóżka, nakrywając kołdrą. Zasłoniłem okna, całkowicie tak, że w pokoju było ciemno.Już nie płakała. Wsunąłem się pod kołdrę i nie wiedziałem za bardzo co mam robić. Ale nagle poczułem, że przybliża się do mnie i przytula się do mnie całym ciałem. Leżeliśmy wtuleni w siebie. Opierała czoło o moją klatkę piersiową, a całe jej ciało drgało. Z całej siły obejmowałem ją rękami.
- Twarz mnie boli...-usłyszałem jej szept.
Podniosłem głowę i popatrzyłem na nią.
- Blizna...Liz...poczekaj, zaraz przyjdę...- zerwałem się z miejsca i pobiegłem na dół. Wziąłem szafki apteczkę i wróciłem na górę. Usiadłem na rogu łóżka, obracając ją do siebie.
Nawilżyłem gazę, wodą utlenioną i zacząłem delikatnie przemywać bliznę. Syknęła i przymknęła oczy.
- Chcesz gdzieś wyjechać, Liz?- spytałem po długim milczeniu.
- T-tak...- odpowiedziała. Zakleiłem jej ranę jakimś plastrem z gazą i odłożyłem wszystko na stolik nocny. Wróciłem na swoje miejsce, ale ona nie zmieniła pozycji. Przyciągnąłem ją więc do siebie od tyłu i mocno objąłem.
- No to jutro wyjedziemy...daleko stąd, dobrze?- szepnąłem jej na ucho.
- Dobrze...- odpowiedziała cicho. Westchnąłem i nie wiedziałem co powiedzieć.
- Przepraszam...to moja wina...- powiedziałem, ale już nie odpowiedziała tylko wtuliła się we mnie mocniej.
Spojrzałem jeszcze na zegar. Siedemnasta. Po chwili zasnąłem.