niedziela, 14 kwietnia 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 23

Ze specjalną dedykacją dla Rain. Dziękuję ci kochana za wszystko... ty wiesz o co chodzi

Oprócz tego bardzo was przepraszam za błędy no i proszę o komentarze.





Leżeliśmy wtuleni w swoje rozgrzane ciała, rozkoszując się sobą nawzajem. Było mi tak cholernie dobrze. Czuję, że jestem szczęśliwy. Nareszcie.
- James...-usłyszałem jej szept. Oderwałem usta od jej skroni i popatrzyłem na jej twarz.
- Hmm?
- Co teraz z n-nami będzie?- szepnęła i mocniej wtuliła się w moją klatkę piersiową.
- A ty co byś chciała?- jedyne co przyszło mi namyśl, by nie powiedzieć jej co najchętniej bym zrobił.
Przełknęła ślinę i przymknęła oczy.
- Nie chcę tylko seksu....chcę ciebie...całego...na c-codzień...- gdy to powiedziała, poczułem przyjemne uczucie ciepła. Mimowolnie uśmiechnąłem się i moja dłoń, głaszcząca jej włosy powędrowała niżej, na ramię w stronę jej zakrytych cienkim materiałem piersi.
- Jest jakieś ale, prawda?- spytałem.
- A-ale...boję się, że...z resztą wiesz, czego się boję...- szepnęła i podłożyła dłoń pod podbródek, by oprzeć się o moje ramię. Podniosła się, tak, że nasze twarze były bardzo blisko siebie.
Zapatrzyłem się w jej oczy i pogłaskałem kciukiem jej bliznę.
- Jesteś taka p-piękna...- szepnąłem, na co ona się zaśmiała.- Nie śmiej się, naprawdę...
Przechyliła głowę delikatnie w bok i jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
- Zmieniasz temat!- zamruczała i zalotnie przesunęła się, siadając na moim brzuchu okrakiem.Chwyciłem ją po obu stronach bioder i podniosłem głowę, by ją pocałować, ale zatrzymała mnie odpychając mnie dłońmi.
- James...jak naprawdę nie żartuję...-znowu powiedziała i uśmiechnęła się, jeżdżając dłońmi wzdłuż mojej klatki piersiowej.
- Ale ja też nie żartuję...- zamruczałem i przejechałem dłońmi po jej placach. Wyczułem, że przeszedł ją dreszcz, więc nie przestawałem. Głaskałem ją od karku , wzdłuż kręgosłupu i zjeżdżając w okolice nerek.
Miała przymknięte oczy, wiedziałem że jest jej dobrze.
- Liz...- szepnąłem a ona uchyliła jedno oko.- Ja też tak lubię...
Parsknęła śmiechem i zeszła ze mnie, pokazując mi ręką, że mam się odwrócić. Posłusznie to zrobiłem i położyłem się na brzuchu, podpierając się o ramiona. Usiadła mi na lędźwiach i po chwili poczułem jej palce, na moich łopatkach.
- Co chcesz na śniadanie?- spytałem szeptem, rozkoszując się tym jak bardzo jest w tym czuła.
- Coś dobrego...- odpowiedziała. - To ja pójdę zrobić, co?
Zerwała się z miejsca, powodując że kołdra którą była owinięta spadła z jej ciała.
- Nie, na pewno nie...razem jak już...- powiedziałem, patrząc jak podnosi z ziemi moją koszulkę i ubiera ją na nagi tułów. Usiadła na rogu łóżka i spięła włosy w koka.
- No, dalej...chodź...nie wiem gdzie jest kuchnia...- podeszła do mnie i pocałowała mnie w ramię. Westchnąłem i usiadłem na łóżko, zakładając gacie.
Wstałem i pociągnąłem ją za rękę. Wyszliśmy z sypialni, schodząc ze schodów. Pokazywałem jej poszczególne pomieszczenia, kończąc na kuchni.
- Ale piękna...-zachwyciła się i usiadła na kuchennym blacie.
- Kuchnia, jak kuchnia...- uśmiechnąłem się i uchyliłem okno. - Dobra, za dużo tu nie ma...ale...może tosty?
Pokiwała głową i zeszła z blatu.
- To ja to zrobie, a ty zrób herbatę...-powiedziała i zaczęła wyciągać wszystkie składniki. Nie wiem jakim cudem, wiedziała gdzie co jest ale to chyba nie ma znaczenia. Podczas gdy ja wyciągałem kubki, ona smażyła je na patelni. Cały czas rozmawialiśmy. O byle czym. Jest mi z nią tak cholernie dobrze. Bije od niej ciepło i serdeczność, to czego potrzebowałem przez te wszystkie lata.
W końcu usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść.
- Jay...muszę dziś, jechać do... do... gunsów...po ciuchy...- przełknęła ostatni kęs tosta i popatrzyła na mnie nie pewnie. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
- C-co?
- Nic, po prostu tylko moja mama mnie tak nazywała...- podparłem się ręką.
- Jay?- uśmiechnęła się.
- N-no...
- Ale ja mogę tak do ciebie mówić, czy nie?- spytała nie pewnie.
- Oczywiście, że możesz...- wziąłem łyk herbaty.- A..no i zawiozę cię tam...do tego domu...
Podniosła wzrok i zderzyła się z moim spojrzeniem.
- Naprawdę?- uśmiechnęła się.
- Tak, nie chcę żebyś pojechała tam sama...- wziąłem kolejnego łyka i pokiwałem palcem, na znak że ma do mnie przyjść. Wstała i usiadła na moich kolanach, obejmując moją szyję rekami.
- Ale nie wejdę tam z tobą, kochanie...nie chcę mieszać...może musisz coś sobie z nimi wyjaśnić...to twoi przyjaciele...- powiedziałem i przytknąłem usta do jej szyi.
- Wiem...-westchnęła i oparła głowę o moje ramię.
- No, to co ? Jedziemy?- spytałem nie pewnie.
Oderwała się i popatrzyła mi w oczy.
- Najpierw...-zamruczała.- Musimy się wykąpać...
Wyszczerzyłem się do niej i pociągnąłem ją w stronę łazienki.

***


James zatrzymał samochód i popatrzył na mnie niepewnie.
- Dasz radę?- spytał.
Przełknęłam ślinę i oderwałam wzrok od paznokci, przenosząc go na niego. Nie chciałam patrzeć w stronę domu.
- Tak, raczej tak...-odpowiedziałam niepewnie.
Uśmiechnął się i nachylił się w moją stronę. Z całej siły wpił się w moje usta i zaczął namiętnie całować. Gdy zabrakło nam tchu, oderwał się i szepnął mi na ucho, wkładając za nie niesforny kosmyk.
- Będę czekał...
Odwzajemniłam uśmiech niepewnie i nie czekając na jego dalsza reakcję, otworzyłam drzwi i po chwili je zamknęłam. Wzięłam niepewny oddech i poszłam w stronę drzwi. Weszłam po małych schodkach i jeszcze raz odwróciłam się. James nie spuszczał ze mnie wzroku. Bałam się.
Nadusiłam dzwonek i objęłam ramiona rekami, pocierając je delikatnie.
- Liz?- w drzwiach stanął Slash. Jego wzrok automatycznie padł na moją bliznę.
- P-przyjechałam po rzeczy...- odezwałam się.
Przyglądał się mojej twarzy, nerwowo skubiąc usta.
- Eee...no to wejdź...- odsunął się. Przeszłam koło niego i weszłam do znanego mi pomieszczenia.Było tu bardzo gorąco, bo klimatyzacja nadal nie była naprawiona.
Stanęłam w holu i zaczekałam na niego.
- Chcesz czegoś? Kawy, herbaty...wódki?
- Nie...- szepnęłam.
Westchnął i chwycił mnie za rękę, prowadząc do salonu. Posadził mnie na kanapie i sam usiadł na przeciwko mnie.Przesunął paczkę papierosów pod mój nos.
- Dz-dzięki, już nie palę...- powiedziałam. Uniósł brwi i włożył papierosa do ust, lecz po chwili znowu go wyciągnął i rzucił go na stół.
- Naprawdę chcesz się wyprowadzić?- jęknął.
Otworzyłam szerzej oczy i popatrzyłam w jego stronę.
- Naprawdę...-powiedziałam pewniej.- A gdzie reszta?
- Reszta? Nie mam pojęcia...nie spędzają tu dużo czasu...- zmrużył oczy i opadł na kanapę.
- Dlaczego?
- Ich się spytaj...- uciął temat i podrapał się po policzku.- Jak się czujesz?
Miał dziwny wyraz twarzy. Wręcz przestraszony.
- Już lepiej, dzięki.- zmusiłam się do uśmiechu.
- Wygląda lepiej niż myślałem...- powiedział i wskazał palcem na swój policzek.
- A jak myślałeś?- spytałam, głośnym tonem.
Zamilkł i zacisnął usta.
- Mogę już iść się spakować?- spytałam, chcąc uniknąć dalszej rozmowy. Sprawiała mi ból.
- On, jest na górze...- powiedział i przyjrzał się mojej reakcji. Starałam się stłumić w sobie uczucie strachu.
Nic nie powiedziałam tylko wstałam i wyszłam z salonu. Weszłam po schodach i przystanęłam obok drzwi do pokoju, który dzieliłam z Duffem. Nadusiłam na klamkę i weszłam do pomieszczenia. Nigdzie go nie było, ale drzwi od łazienki były zamknięte. Wręcz podbiegłam do szafy i chwyciłam pierwszą lepszą torbę i zaczęłam wrzucać do niej rzeczy. Odwagi dodawało mi to, że za oknem stał samochód a w nim James.
Gdy została mi ostatnia półka, usłyszałam w łazience jakiś trzask. Gwałtownie odwróciłam się i popatrzyłam w stronę drzwi. Byłabym teraz bez szans. Ale czy znowu będzie chciał mi coś zrobić?
Otworzyły się i wyszedł z nich Duff. Nie zauważył mnie. Był naćpany. Stanął na środku pokoju i powoli podnosił głowę. W jednej chwili zderzył się z moim spojrzeniem. Upuścił pasek, który trzymał w ręku.
Zapadła cisza, nie przerywana żadnym dźwiękiem. Martwa cisza. Ledwo co stał, ale cały czas lustrował mnie wzrokiem. Nie mogłam się ruszyć, sparaliżowana jego spojrzeniem. W duchu modliłam się, by nic mi nie zrobił. By chociaż ten raz nie zrobił mi krzywdy. Nagle się ruszył. Podszedł do łóżka i usiadł na jego rogu, nie patrząc w moją stronę. Długo jeszcze stałam w bezruchu, ale w końcu odwróciłam się i nachyliłam by spakować się do końca. Ze strachu , bolał mnie brzuch i nie mogłam się skupić. Z całej siły żałowałam, że nie ma tu Jamesa.
- Jesteś teraz trochę...- usłyszałam jego głos, który odbił się w mojej głowie niemiłosiernie głośno. - Trochę jak dziwka, nie sądzisz?
Zamarłam i podniosłam się, patrząc w jego stronę. Palił papierosa, jego ręce trzęsły się nie miłosiernie.
Zaśmiał się i wypuścił powietrze z ust. Obserwowałam jego ruchy. Boże, jest tak naćpany.
- Możliwe...- szepnęłam.
- Nawet gorzej...te wszystkie z którymi spałem, były trochę lepsze...- mówił, nie zdając sobie sprawy jak jego słowa wbijają się w moje serce.
- Masz rację...- znowu szepnęłam i przełknęłam ślinę.
- Ale wiesz co ? Ja sobie dam radę sam...przecież jestem dorosły, prawda? - uśmiechnął się i spojrzał mi w oczy. Wstał, szurając nogami.
- I mówię ci, mała, słodka Liz...że jeszcze będziesz żałować...może i za kilka chwil...jestem naćpany...więc nie ma reguł...- podszedł do mnie i mocno chwycił mnie za podbródek, przyciągając do siebie. Jęknęłam , ale zasłonił mi usta ręką.
- Może, wreszcie się dowiesz...co ze mną zrobiłaś...- mówił i oderwał rękę, z całej siły wpijając się w moje usta. Włożył w nie język, prawie wywołując mój odruch wymiotny.
Popchnął mnie na ścianę, tak że uderzyłam się o nią głową. Zrobiło mi sie ciemno przed oczami. Cały czas całował, nie pozwalając mi oddychać. Podciągnął moją nogę i jedną rękę włożył pod bluzkę. Odpiął stanik i zdarł moją bluzkę. Płakałam, tak by chociaż nie móc widzieć jego twarzy. Nie był sobą. To nie był Duff.
Ugniatał moje piersi, powodując mój ból. Wiedziałam, że gdybym krzyknęła uderzył by mnie. A to spowodowało by w nim jeszcze większą agresje. Jego ręka powędrowała niżej, na pośladki. Jedną dłonią uderzyłam go w policzek, na co za chwilę się zatrzymał. Z całej siły zamachnął się i oddał mi w policzek gdzie znajdowała się blizna. Rozciął ją. Poczułam na szyi krew. Chyba nawet tego nie zauważył.
Rozpiął swoje spodnie, spuszczając je do kolan. Upuścił moje spodenki i popchnął mnie na podłogę.
- Duff...proszę..nie...proszę...- szeptałam, ale mnie nie słuchał. Pociagnął w górę, za kark.
- Nachyl się...- warkął.
- D-duff...- mówiłam przez łzy.
Poczułam najokropniejszy ból, jaki kiedykolwiek kobieta może poczuć.
- Teraz już wiesz...- jęknął mi do ucha.
Wtedy usłyszałam kroki. Jebane kroki. Drzwi się otworzyły i stanął w nich Slash.
- C-co...co ty kurwa robisz?- krzyknął i podbiegł do Duffa, odciągając go ode mnie. Przeturlałam się na drugi koniec pokoju, zakładając spodenki. Na moich dłoniach była krew, od rozciętego policzka. Łkałam tak mocno, że prawie nie mogłam wziąć oddechu.
Nie patrzyłam na nich, ale zapadła cisza. Moje spazmatyczne oddechy były co raz cichsze i w końcu przestałam płakać.
- Jezu...Liz...-usłyszałam szept Slasha. Podszedł do mnie i spojrzał przerażony na moją twarz.
- J-james...james....- udało mi się wyszeptać.
- Jest na dole?- spytał.
- T-tak...weź mnie do niego...- chwycił mnie za ramiona i pomógł wstać. Objał mnie rękami, w jedną biorąc torbę. Narzucił na mnie jakiś materiał, bym mogła zakryć piersi. Zeszliśmy na dół. Znwu zaczełam płakać, bo czułam pulsujący ból na policzku.
- Już dobrze...już wszystko dobrze...-szeptał. Otworzył frontowe drzwi i oślepiło mnie światło. Oparłam głowę o ramie Slasha i usłyszałam jak James wybiega z auta.
- Kurwa...co się...J-jezu...Liz...-chwycił mnie w talii.- Kochanie...
Rzuciłam się w jego stronę. Był przerażony.
Załkałam w jego ramionach. Objął mnie mocno i pociągnął w stronę auta. Otworzył drzwi i poczekał aż do niego wejdę. Zaczęli rozmawiać, ale zamknęłam oczy i zupełnie się wyłączyłam.

***

- Co się kurwa stało?- jęknąłem.
- Z-zgwałcił ją...chyba w dodatku..od...od..tyłu...- powiedział ledwo słyszalnie. Złapałem się za głowę i odwróciłem się od niego, patrząc na nią przez szybę.
- Jezu...
Zapadła cisza.
- Zamknąłem go w kiblu...był zupełnie naćpany...- odezwał się.
- O-ona tego nie przeżyje, Slash...znowu ją skrzywdził...- mówiłem, chodząc w kółko.- Co ja mam kurwa zrobić?
- Weź ją do domu...bądź z nią...po prostu...zawsze potrzebowała kogoś kto po prostu przy niej będzie...jeśli cokolwiek się stanie...zadzwoń do mnie...może będę mógł pomóc..a ja idę po Rose'a...Duff od dzisiaj nie jest już basistą w Guns N' Roses...- powiedział i odwrócił się na pięcie. Pospiesznie wsiadłem do auta. Ściągnąłem z siebie kurtkę i założyłem ją na jej ramiona. Spała. Odpaliłem samochód i ruszyłem w stronę domu. Nie chciałem jej budzić, więc gdy już dojechaliśmy wyniosłem ją z auta. Moją pierwszą myślą było by było jej ciepło. Zaniosłem ją więc do łazienki, gdzie kilka godzin temu wzięliśmy wspólną kąpiel. Ściągnąłem z niej ubranie, najdelikatniej jak tylko potrafiłem i włożyłem ją do wanny z ciepłą wodą. Jej głowa opadła na róg wanny, a włosy zasłaniany mi jej twarz. Obmywałem jej ciało wodą, cały czas myśląc o tym jak mogłem ją tam zostawić. To moja wina. Gdybym wtedy z nią poszedł, nic takiego by się nie stało. Nagle z całej siły pociąnęła nosem. Odgarnąłem jej mokre włosy z twarzy i zobaczyłem że płacze. Od dawna, bo jej oczy były całe czerwone.
- Maleńka...- szepnąłem, ale nie zareagowała. Cały czas płakała. Zakręciłem kran i zacząłem przemywać jej twarz. Z rany cały czas leciała krew. W końcu wyciągnąłem ją z wanny i postawiłem na ziemi, narzucając na nią ręcznik. Cała się trzęsła. Było mi jej znowu, tak cholernie żal. Wytarłem jej mokre ciało i ubrałem ją w moją koszulkę. Objąłem ją rekami i wyszliśmy z łazienki na przedpokój. Otworzyłem drzwi od sypialni, ale zachodzące słońce padało akurat na łóżko. Położyłem ją więc do łóżka, nakrywając kołdrą. Zasłoniłem okna, całkowicie tak, że w pokoju było ciemno.Już nie płakała. Wsunąłem się pod kołdrę i nie wiedziałem za bardzo co mam robić. Ale nagle poczułem, że przybliża się do mnie i przytula się do mnie całym ciałem. Leżeliśmy wtuleni w siebie. Opierała czoło o moją klatkę piersiową, a całe jej ciało drgało. Z całej siły obejmowałem ją rękami.
- Twarz mnie boli...-usłyszałem jej szept.
Podniosłem głowę i popatrzyłem na nią.
- Blizna...Liz...poczekaj, zaraz przyjdę...- zerwałem się z miejsca i pobiegłem na dół. Wziąłem szafki apteczkę i wróciłem na górę. Usiadłem na rogu łóżka, obracając ją do siebie.
Nawilżyłem gazę, wodą utlenioną i zacząłem delikatnie przemywać bliznę. Syknęła i przymknęła oczy.
- Chcesz gdzieś wyjechać, Liz?- spytałem po długim milczeniu.
- T-tak...- odpowiedziała. Zakleiłem jej ranę jakimś plastrem z gazą i odłożyłem wszystko na stolik nocny. Wróciłem na swoje miejsce, ale ona nie zmieniła pozycji. Przyciągnąłem ją więc do siebie od tyłu i mocno objąłem.
- No to jutro wyjedziemy...daleko stąd, dobrze?- szepnąłem jej na ucho.
- Dobrze...- odpowiedziała cicho. Westchnąłem i nie wiedziałem co powiedzieć.
- Przepraszam...to moja wina...- powiedziałem, ale już nie odpowiedziała tylko wtuliła się we mnie mocniej.
Spojrzałem jeszcze na zegar. Siedemnasta. Po chwili zasnąłem. 

czwartek, 11 kwietnia 2013

The Versatile Blogger Award

Tak na prawdę to w ogóle tego nie ogarniam :D      
Otóż tak: Zasady The Versatile Blogger Award:
1. Nominowana osoba pokazuje nagrodę.
2. Dziękuję za nominacje.
3. Ujawnia 7 faktów o sobie.
4. Nominuje 7 blogów.
5. Informuje o nominacji blogi nominowane.
_________________________________________________________________________________

Dziękuję za nominacje tym paru osobom chociaż nie wiem za co!
To takie fajne uczucie taki jakby zaszczyt. Pomimo tego że w sumie nadal nie wiem o co chodzi. No ale dobra. ( Starlight, Dirty Rose, Vicky, Ninde)
_________________________________________________________________________________
7 faktów o mnie:
1. Jestem strasznym leniem.
2. Mam mnóstwo kompleksów.
3. Jestem jedynaczką, z tego względu mam psa.
4. Kocham pływać.
5. To może wam się wydawać dziwne ale uwielbiam samochody.
6. Nie lubię kiedy jest mi gorąco, wolę przebywać w chłodnych miejscach, a najlepiej jak jest mi po prostu zimno co jest rzadkością.
7. Mam pewną chorobę genetyczną po tatusiu.
_________________________________________________________________________________
Nominowane przeze mnie blogi to :
1. http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/

2. http://isjustalittlepatience.blogspot.com/

3. http://my-hell-and-heaven.blogspot.com/

4. http://the-flames-burned-out.blogspot.com/

5. http://nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com/

6. http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/

7.http://here-today-gone-to-hell.blogspot.com/

Oczywiście kolejność blogów jest zupełnie przypadkowa!!
Wszystkie te wymienione blogi są dla mnie tak samo ważne i ich autorki są dla mnie autorytetem.
Trudno wybrać tą siódemkę ale z tej którą wybrałam jestem absolutnie zadowolona :D


Jeszcze raz dziękuję za nominację no i buziaki *.*

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 22

Rozdział dedykuję mojej Rain którą bardzo kocham.
Dziękuję ci za wszystko skarbie!! :*


Przekręciłam klucz w zamku i odwróciłam się w jego stronę. On także stał w miejscu i patrzył na mnie, wesołym wzrokiem.
Podeszłam do niego i w jednej chwili przywarłam do niego. Objął mnie mocno ramionami i wtulił twarz w moje włosy.
- N-nareszcie jesteś...-szepnęłam i poczułam, że szeroko się uśmiechnął. Wtuliłam się w jego ciepłą klatkę piersiową i przymknęłam oczy.
- Widziałaś mnie przecież wczoraj...- zaśmiał się cicho i delikatnie pocałował mnie w skroń.
- Wiem, ale to i tak za długo...- oderwałam się od niego , a on podał mi kwiaty.
Chwyciłam je i poszłam do kuchni. Wyciągnęłam z szafy wazon i nalałam do niego wody. James poszedł za mną i oparł się o framugę drzwi.
- Pięknie wyglądasz...-usłyszałam jego głos. Odwróciła głowę i specjalnie pokazałam mu bliznę, kreśląc po niej palcem.
- Czyżby?- uśmiechnęłam się i położyłam wazon na parapecie.
Pokręcił głową i z uśmiechem na twarzy podszedł w moją stronę.
Pokazałam mu palcem, że ma usiąść przy stole i tak też zrobił. Wyciągnęłam z lodówki schłodzone wino. Pojebało mnie do reszty. Usiadłam z uśmiechem naprzeciwko niego i zaczęłam męczyć się z otwarciem butelki. Przyglądał mi się z boku z uśmiechem.
- Daj to...- westchnął i wyciągnął rękę. Z ulgą podałam mu ją, a on w jednej chwili ją wykorkował.
Podstawiłam mu kieliszki i nalał do nich wina.
- No to jak było z tą trasą, mów...- zaczęliśmy rozmawiać a nerwy powoli uchodziły ze mnie z każdym jego czułym spojrzeniem.
- No było tak jak ci powiedziałem, Liz...- szybko powiedział. - Odwołaliśmy trasę..
Uśmiechnęłam się i wzięłam łyka trunku. Na dworze już się ściemniało, więc na ścianach padały cienie zachodzącego słońca. Patrzyłam na niego, gdy opowiadał i co raz bardziej zdawałam sobie sprawę z tego że znowu stało się to co kiedyś. To czego niedawno tak żałowałam. Zakochałam się. Na zabój. Zupełnie inaczej niż poprzednio.
- Słuchasz mnie?- spytał nagle i spojrzał na mnie niepewnie.
Ocknęłam się i zamarłam. Boże, zakochałam się. Kurwa.
- Co się stało?- pytał i podniósł brwi.
Zamrugałam parokrotnie i wstałam z miejsca. Podeszłam do zlewu i stanęłam do do niego przodem, opierając się o jego róg. Nie widziałam Jamesa, bo był z tyłu ale czułam na sobie jego spojrzenie.
Mocno zacisnęłam powieki. Tak bardzo nie chciałam przechodzić przez to wszystko jeszcze raz. Przecież obiecałam sobie, że już nigdy więcej sobie tego nie zrobię. Już więcej się nie zakocham. Nagle poczułam jego ciepłe dłonie, na biodrach. Otworzyłam gwałtownie oczy. Obrócił mnie do siebie. Przez okno wpadały promienie zachodzącego słońca. Padały wprost na jego twarz. Spojrzałam na niego, przez łzy. Zmarszczył brwi i przyciągnął mnie do siebie. Stykaliśmy się swoimi ciałami. Jego ręce powędrowały na moje ramiona, a potem na szyję. Objął moją twarz rekami i opuszkiem kciuka przejechał bo bliźnie kilka razy. Przymknęłam powieki i pociągnęłam nosem.
- Nie bój się tego, skarbie...- szepnął , a ja poczułam igiełki jego zimnego oddechu na ustach. - Musisz mi zaufać...spróbuj...
Po chwili złożył czuły pocałunek na moich wargach. Był tak delikatny i oddany w tym co robił. Gdy się oderwał jedną ręką pogładził mi włosy i odgarnął je na plecy.
- Otwórz oczy...- usłyszałam szept.
Posłuchałam go i pierwsze co zobaczyłam to jego zielone tęczówki.
- Wiem, że się boisz...ja też się bałem...ale...jakoś...- zaczął mówić, cały czas głaszcząc opuszkami palców, moje policzki.
- Nie przeżyję drugi raz tego samego i właśnie tego się boję...że mnie zranisz...tak samo jak on...- wreszcie powiedziałam. Jeszcze bardziej zmarszczył brwi i spojrzał na mnie tym spojrzeniem. Wyrażało wszystko. Troskę, smutek, bezpieczeństwo, oddanie...miłość.
- Nigdy w życiu nie zrobię ci tego samego...musisz mi zaufać...postaraj się, maleńka...- szepnął i pocałował mnie w bliznę, najdelikatniej jak tylko umiał. Nie oderwał ust od razu. Składał na niej ciepłe pocałunki. Czułam w głębi serca, że mogę mu zaufać. Że mogę na niego liczyć.
Oparłam się jednym ruchem o jego ramię. Mój nos był kilka centymetrów od jego szyi, więc czułam ten niesamowity zapach.
- Nie zostawiaj mnie tu samej...- udało mi się szepnąć i po chwili poczułam na swoich policzkach gorące łzy.
Mocno przytulił mnie do siebie i zaczął szeptać mi coś do ucha. Jedyne co słyszałam to słowo, które co chwilę wypowiadał. Słowo, które tak bardzo tkwiło w mojej pamięci.
- K-kocham...rozumiesz..? Kocham cię..- jemu tez łamał się głos.
Tak bardzo chciałam je usłyszeć z ust Duffa.A słyszę je z jego ust. Z ust Jamesa. Mężczyzny w którym się zakochałam.
- J-ja..t-też...- powiedziałam te słowa i kompletnie się rozkleiłam. Oddychałam spazmatycznie i czułam jak jego ręce, unoszą się na moich plecach. Przyciskał mnie do siebie mocno i całował w skroń. Czułam się niewiarogodnie bezpiecznie. Tak jakby świat się zatrzymał i był na nim teraz tylko ja i on.
- N-nic ci się nie stanie...już wszystko będzie dobrze...moja maleńka..- szepnął.
Uspokajałam się z każdym jego czułym szeptem. Wiedziałam, że jestem teraz bezpieczna.
- Pojedziemy teraz do mnie, skarbie.. od dzisiaj to też twój dom...- powiedział i odsunął się ode mnie. Poniósł moją głowę do góry i popatrzył w moje oczy. Opuszkami palców starł łzy z policzków i pocałował mnie w bliznę.
Nic nie odpowiedziałam tylko, pokiwałam głową i odeszłam od niego przeczesując sobie włosy. Wyłączyłam wszystkie światła i zamknęłam okno w salonie. Pobiegłam na korytarz. Stał w drzwiach i uśmiechał się do mnie, wyciągając w moją stronę rękę. Chwyciłam ją i splotłam nasze dłonie w uścisku. Podałam mu klucze i zamknął za mną drzwi. Zbiegliśmy po schodach, cały czas się obejmując.Na dworze było dość chłodno, więc jeszcze bardziej się w niego wtuliłam. Wsiedliśmy do jego Maserati Quattroporte i ruszyliśmy z pod budynku. Przez cały czas nie puścił mojej dłoni. Splecione, leżały na moim kolanie. Cały czas patrzyłam na niego z boku. Jadę do niego. Do jego domu. Powiedział, że to też mój dom. Boże.
Jechaliśmy co raz wyżej, w wzgórza. Minęliśmy wszystkie te bogate dzielnice i teraz została ta najbogatsza. Laurel Canyon. Patrzyłam na te wszystkie domy, nie mogąc uwierzyć w to jak bogatym można być. Nigdy mnie to nie kręciło, a wręcz odrzucało ale jednak gdy w końcu James zatrzymał samochód, zdałam sobie sprawę że można być bogatym ale równie dobrze zachować w tym wszystkim...umiar. Otworzyłam drzwi i otworzyłam usta, wlepiając oczy w budynek.





Poczułam, że objął mnie od tyłu opierając podbródek o moje ramię.
- Tam...- wskazał palcem w stronę, znajdującego się po prawej stronie okna, na piętrze.- Moja sypialnia...
Uśmiechnęłam się i jeszcze raz okrążyłam dom , spojrzeniem.
- Jak tu pięknie...- powiedziałam. Pociągnął mnie w stronę furtki i poszliśmy do drzwi. Szybko je otworzył i moim oczom ukazał się duży hol. Jest tu bardzo przytulnie. Ściany mają ciepłe kolory, a palące się na nich lampy oświetlając całe pomieszczenie, przygaszonym światłem. Pomógł mi ściągnąć sweter i odwiesił go na wieszak. Ściągnął buty i pociągnął mnie do salonu.Usiadłam na dużej kanapie i rozejrzałam się. Było tu skromniej, niż mogłoby się wydawać. Domowo, tak jak kiedyś w moim rodzinnym domu...kiedy jeszcze żyli rodzice.
- Jest ci zimno?-spytał, a ja tylko się uśmiechnęłam.
- Chciałabym zobaczyć taras...ten obok twojej sypialni...- powiedziałam cicho, a on odwzajemnił uśmiech. Pociągnął mnie i poszliśmy na górę, schodami. Były tu z siedem drzwi, każda do innego pomieszczenia a teoretycznie zamiast ścian wielkie okna. Otworzył drzwi od swojej sypialni i przepuścił mnie. Starałam się nie patrzeć na ogromne łóżko, stojące w rogu pokoju. Przeszłam przez pomieszczenie i moją uwagę skupiło okno a raczej to co za nim. Otworzyłam szklane drzwi i wyszłam na taras. Ciepłe, letnie, wieczorne powietrze musnęło moje policzki, rozwiewając mi delikatnie włosy.Podeszłam do balustrady i spojrzała w dal. Było stąd widać całą panoramę Los Angeles. Widok aż zapierał dech w piersiach. Nagle poczułam na swoich ramionach coś ciepłego. Odwróciłam się i zobaczyła, stojącego za mną Jamesa który narzucił na mnie swój duży, ciepły sweter.Uśmiechnęła się a on, spojrzał na mnie pytająco i rozszerzył ramiona. Wiedziałam o co chodzi. Szybko do niego podeszłam i wtuliłam się w jego klatkę piersiową, odwracając głowę w bok. Przytulał mnie do siebie mocno, delikatnie nami kołysząc.
- Wiem, że to dla ciebie strasznie szybko...dla mnie też...ale...- zaczął mówić, ale mu przerwałam.
- Shhh...-szepnęłam i przymknęłam oczy. Słowa nie były nam potrzebne. Liczyło się tylko to, że jesteśmy tu teraz. Razem. Odwróciłam głowę, cały czas opierając ją i delikatnie przyłożyłam usta do jego szyi. Drgnął, ale nic nie powiedział. Moja, dłoń dotychczas spoczywająca na jego ramieniu przesunęła się na kark. Opuszkami palców, kreśliłam różne kształty na jego skórze. Powoli obracał głowę w moją stronę.
Moje usta, przybliżyły się do wgłębienia koło szczęki. Przyłożyłam je do nich i delikatnie pocałowałam.Jego ręka, powoli zjeżdżała co raz niżej. Z ramion na łopatki, talię i biodra. Nasze twarze zderzyły się ze sobą. Czułam igiełki naszych ciepłych oddechów na policzkach. Przybliżyłam twarz i delikatnie dotknęłam wargami jego usta. Jego ręce błądziły co raz niżej, wywołując mój dreszcz. Oderwałam się na tyle daleko, że mogłam spojrzeć w jego oczy. Zupełnie rozpalone. Nagle , gwałtownie przywarł do mnie, całując łapczywie.Rozchylił moje wargi i splótł nasze języki, powodując że poczułam ukłucie podniecenia. Oddychaliśmy szybko. Zupełnie napaleni.
- Liz..ja..nie chce robić niczego wbrew twojej woli..-szepnął i oderwał się ode mnie.
- P-przepraszam...- dotknęłam opuszkami palców moich ust.
Widzę po nim, jak trudno było mu się opanować. Jaki wysiłek musiał w to włożyć, by przerwać to co zaczęliśmy. Był tak samo podniecony jak ja.
Oparłam głowę o jego ramię i uspokajałam oddech.
- C-chcę...chcę..po prostu...z-zabierz mnie do łóżka...- szepnęłam mu do ucha. W jednej chwili wziął mnie na ręce i wniósł do sypialni. Położył na łóżku i stanął na de mną i ściągnął swoją koszulkę.Usiadł na rogu i odgarnął mi włosy z twarzy.
-P-postaram się...- szepnął i czekał na moją reakcję. Pociągnęłam go na środek łóżka i usiadłam na nim okrakiem, powodując że cicho jęknął. Włożył ręce pod sweter i gładził moje plecy przez materiał sukienki.
Czule penetrowaliśmy swoje podniebienia, w pełni się sobie oddając. Poczułam, że ściąga mi z ramion sweter, więc wygięłam ręce do tyłu by mu to ułatwić. Po chwili materiał, wylądował na podłodze. Znowu wrócił do moich ust. Czułam, że jestem w ramionach odpowiedniego mężczyzny. Że to właśnie on, nie kto inny. Gładziła rękami jego nagie plecy zjeżdżając co raz bardziej w dół.
Nasze ciała wręcz, przylegały do siebie tak, że czułam jak jego serce mocno bije.
- Sukienka...- udało mi się powiedzieć. Odwróciła się i on szybko odpiął i zamek powodując że ta opadła na moje biodra.Została w takiej pozycji i poczułam, że całuję nie po szyi. Odgarnęłam włosy na lewą stronę i przymknęłam oczy, oddając się przyjemności. Wtedy poczułam także jego dłoń, która wędrowała co raz niżej w stronę mojego podbrzusza. Chwycił materiał sukienki i chciał go ze mnie ściągnąć.
- Poczekaj..-jęknęłam i szybko wstałam. Zastygł w tej samej pozycji i patrzył na moje ruchy. Zsunełam ubranie, pozostając w samej bieliźnie. Zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się. W jednej chwili wskoczyłam na łóżko i popchnęłam go, znajdując się na nim. Całowaliśmy się mocno i łapczywie, próbując złapać oddech.Ciche jęki pieściły nasze uszy, przez co jeszcze bardziej się nakręcaliśmy. Nie przerywając pocałunku chwyciłam za klamrę od jego paska i mocno za nią pociągnęłam. Jęknął głośno i pomógł mi ściągnąć swoje spodnie. Teraz gdy on też został tylko w bokserkach, stał się bardziej stanowczy. Mocno mnie do siebie przyciągnął i obrócił, znajdując się na de mną. Całował moją szyję, dekolt i w końcu zatrzymując się na piersiach. Popatrzył na mnie pytająco a ja tylko cicho jęknęłam. Zrozumiał o co mi chodził o i w jednej chwili uścisnął moją pierś, powodując że moje podniecenie dosięgnęło zenitu. Podniosłam się na łokciu i już chciałam go rozpiąć, gdy mnie zatrzymał. Jego delikatne ręce wsunęły się pod moje ciało i zaczęły gładzić moje plecy. W końcu sam, rozpiął mi zapięcie a stanik opadł na bok. Spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam w nich zachwyt. Przycisnął mnie do pościeli i zaczął całować mój biust, wywołując moje co raz głośniejsze jęki. Opierał ręce nad moją głową, prawie nie pozwalając mi się ruszyć. Byłam mu całkowicie oddana, a on o tym wiedział.Oderwał się od piersi i zjechał niżej, całując mój brzuch. Jego dłonie natomiast cały czas gładziły je delikatnie. Zatrzymał się na podbrzuszu i poczułam, że pocałował mnie tam delikatnie wyciągając język. Wrócił jednak do ust i znowu wpił się w nie. Oderwałam się od niego i położyła ręce na jego ramionach. Zmieniła pozycje. Znowu był pode mną. Opierał głowę o ramę łóżka i wpatrywał się we mnie i w moje ciało. Włosy opadły mi tak, że zasłaniały piersi. Nachyliłam się nad nim i mocno pocałowałam jego usta. Odgarnął moje włosy i cały czas patrząc w moje oczy sięgnął obiema dłońmi do moich majtek.
Odchyliłam głowę do tyłu i pokiwałam głową. Uniosłam się na kolanach, tak by je zdiął.
Kiedy byłam już bez nich, zdjęłam także jego bieliznę i zostaliśmy kompletnie nadzy.
Zatrzymaliśmy się na chwilę i popatrzyliśmy sobie w oczy. W jednej chwili po prostu wybuchnęliśmy śmiechem. Zarzuciłam włosy na jeden bok i nie zdążyłam nic zrobić, bo James wszedł we mnie szybkim ruchem, by zaraz potem zwolnić. Krzyknęłam głośno i odchyliłam się do tyłu. Poruszał się we mnie szybko, po czym znowu zwalniał by wywoływać moje kolejne krzyki. Miałam wrażenie ze wręcz zna moje ciało i wie gdzie mam najbardziej czule punkty. Jego ręce, znajdujące się na biodrach mocno zaciskały się powodując jeszcze większe napięcie. Patrzył na mnie z dołu i co chwile odgarniał moje włosy, spadające mi na twarz i zasłaniające oczy. Odchyliłam głowę do tylu i pozwoliłam by włosy spadły mi z ramion na plecy. Były długie, wiec co chwile haczyły jego dłonie, na biodrach. Jęczałam co raz głośniej i oparła rękę o ramę łóżka, by moc zbliżyć się do jego twarzy. Nie zaprzestając poprzednich ruchów, splótł nasze języki w namiętnym pocałunku. Włosy po raz kolejny opadły w dół, tworząc" ścianę" oddzielająca nasze twarzy od reszty "rzeczywistosci". Zabrakło mi tchu a James to poczuł, wiec oderwał się ode mnie i szarpnął swoim ciałem, na co ja zareagowałam głosnym, ciepłym krzykiem. Zmienił pozycje. Objął mnie ramionami i usiadł na łóżku, opierając się plecami o ramę. Usiadłam wiec na nim okrakiem, przez co było mi wygodniej. Poruszałam się w dol i w gore, nie mogąc przestać jęczeć. Jego ramiona, przyciskały mnie do siebie mocno, a jego ręce cały czas odgarniały moje włosy. On także głosno oddychał.
- W-wszystko..d-dobrze?- wycharczał i spojrzał na mnie tym swoim czułym wzrokiem. Nic nie odpowiedziałam, tylko przygryzłam wargę, odchylając się do tylu. Chyba mnie nie zrozumiał, bo nagle zwolnił. - N-nie przestawaj..-jęknęłam i oparłam się czołem o jego prawy obojczyk.Ruszył się gwałtownie i wręcz popchnął mnie na plecy. Teraz on był na mnie. Cały czas poruszał się we mnie, a każdy silniejszy ruch sprawiał ze przymykałam oczy z przyjemnosci. Zaczął całować moja twarz zaczynając od czoła, potem pocałował bliznę. Czułam nie wyobrażalne szczęscie. Jestem teraz po prostu szczęsliwa. Robi to sto razy lepiej niż duff. Nie jest w tym agresywny. Jest delikatny i czuły. Robi wszystko tak, jak własnie bym chciała. Jest po prostu niesamowity. Jego cieple wargi musnęły teraz moje usta i zaczął składać na nich delikatne pocałunki. W końcu powoli czułam ze dochodzę i napewno tego nie przedłużę. On tez to poczuł, wiec ruszył się gwałtownie. Nie trwało to długo i w końcu poczułam w sobie ciepły płyn. Opadł na mnie, szybko dyszeć. Zamknęłam oczy i próbowałam zacząć normalnie oddychać. - Nic cie nie boli, wszystko w porządku? - spytał szybko, odgarniając mi włosy z twarzy. Usmiechnęłam się błogo i popatrzyłam w jego rozpalone oczy. - Nikt nigdy nie pytał mi się o to...- musnęłam jego usta i złączyłam nas w pocałunku. Wyszedł ze mnie i usiadł w pozycji siedzącej, ciągnąc mnie do góry. Nasze języki plątały się o siebie, co raz bardziej nakręcając nas na siebie. Przywarłam do jego gorącego ciała i oderwałam się od ust. Czułam na policzku jego bijące serce. Serce, które od teraz bilo także dla mnie.
-Kocham...kocham cie..Liz...- usłyszałam jego szept. Podniosłam głowę i uśmiechnęła się do niego, wyciągając się by, pocałować go w usta.
- Ja też cię kocham James...i dz-dziękuję, za to..że..uratowałeś mi życie..- szepnęłam i opadłam na poduszkę.
Podał mi rękę, a ja chwyciłam ją i pogłaskałam.

                                              




Pierwszy raz, od dawna jestem szczęsliwa.

niedziela, 7 kwietnia 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 21

WYBACZCIE BŁĘDY I ZAPRASZAM DO UDZIAŁU W ANKIECIE PO LEWEJ STRONIE
MIŁEGO CZYTANIA MISKI :*





Wyszedłem z zatłoczonego lotniska i wsiadłem w tą samą taksówkę, z której godzinę temu wysiadłem z Liz.
Jestem pojebany. Nie wziąłem od niej ani telefonu, ani chociażby adresu. Wpadłeś, Hetfield.
Naprawdę wpadłeś. Nie mogę zapomnieć widoku jej spokojnej twarzy w tamtej nocy, w busie. Jej oddechu, jej ciepła. Wiem, że chciała wtedy poczuć się bezpiecznie. Chciała poczuć właśnie to ciepło. Ale mam też w głowie Duffa, który chciał ja po prostu zgwałcić. Nie ma szans, właśnie to planował. Co by się stało, gdybym wtedy nie poszedł do tego jebanego kibla? Gdybym go nie powstrzymał? Może stało by się coś gorszego? Chuj, rozciął jej policzek. Gdyby tylko wiedziała, jak się czułem gdy płakała na moich kolanach, wtedy gdy Slash wezwał karetkę, albo gdy lekarz odkażał jej ranę. Boże, jak ona płakała.
Było mi jej tak cholernie żal, bo nie zasługuje na to co ją spotyka. Jest tylko słabą, delikatną dziewczyną zamkniętą w ciele młodej kobiety. Mam wrażenie, że przez to co stało się w jej przeszłości została za szybko wyrwana z tej niewinnej ery dzieciństwa, podobnie jak ja. Właśnie to, tak bardzo nas do siebie zbliża. Przeżyłem prawie dokładnie to samo co ona, wiem co kryje się w jej sercu.
Siedząc w zimnej taksówce i mijając deszczowe ulice Denver, zastanawiałem się nad tym wszystkim. Myślałem o niej, a wręcz nie mogłem przestać zadręczać się tym czy u niej na pewno wszystko dobrze, czy jej samolot na pewno doleci na lotnisko i czy tez myśli o mnie i o naszym pocałunku.
- Proszę pana? Dwadzieścia dolców...- z transu wyrwał mnie głos taksówkarza. Rzuciłem mu szybko pieniądze i wysiadłem z auta, na brudną ulicę. Wszedłem do budynku hotelu i wsiadłem do windy, naciskając na guzik czwarte piętro.
Gdy drzwi się otworzyły, o twarz obiło mi się zimne powietrze i charakterystyczny zapach deszczu. Było ciemno, więc nie pewnie wychyliłem się. Drzwi od windy, zatrzasnęły się na mnie więc szybko odepchnąłem je z powrotem. Wyszedłem na korytarz i poszedłem przed siebie.Albo ktoś tu wietrzył, albo po prostu pocyganili na ogrzewanie. Mój pokój znajdował się na końcu korytarza, więc gdy już prawię do niego dochodziłem poczułem silny zapach dymu papierosowego. Wtedy spojrzałem w bok i na jednym z parapetów siedział McKagan. Wyglądał jak gówno. Naprawdę. Pomimo tego, że było ciemno widziałem jego twarz.
- Co tu robisz?- spytałem, stojąc w takiej samej pozycji. Nie popatrzył na mnie, tylko zaciągnął się papierosem.
Ruszyłem z miejsca i podszedłem do niego, opierając się o parapet tyłem.Sam wyciągnąłem ćmika z kieszeni i zapaliłem go. Milczeliśmy od długiego czasu. Wiedziałem, że chce się odezwać ale po prostu nie ma siły. Ani odwagi.
- Ma...bliznę ciągnącą się od ucha, do opuszka nosa...- powiedziałem, wypuszczając dym z ust. Kątem oka zobaczyłem, że zacisnął oczy.- Wiesz jak bardzo płakała, z bólu?
Stałem do niego bokiem, a zimny wiatr rozwiewał nam włosy od znajdującego się za nami, otwartego okna.
- Serce by ci pękło...- dokończyłem.
- Już dawno go nie mam...- powiedział półgłosem.
Wtedy na niego spojrzałem. Miał łzy w oczach. Naprawdę.
- Lekarz powiedział, że blizna będzie bardzo głęboka...i że gdyby ta struna trafiła kilka centymetrów dalej...nie miała by już oka...- powiedziałem dobitnie.
Wypuścił dym z ust i oparł głowę o okno.
- Tak bardzo...tak bardzo nie chciałem zrobić jej krzywdy...- powiedział i zasłonił sobie twarz dłonią.
- Ale zrobiłeś...- odpowiedziałem, wciąż patrząc w jego stronę.
- Co się ze mną stało? Boże...co się stało?- szeptał, łamiącym się głosem.- Straciłem miłość mojego życia...zrobiłem jej krzywdę, kumple nie odzywają się do mnie i grozą mi wyrzuceniem z zespołu...co jest, do kurwy?
Pociągnął nosem i...i zaczął płakać. Nie mogłem oderwać od niego wzroku i nie miałem pojęcia co mam robić.
- Straciłem wszystko...wszystko...- mówił, głośno oddychając.
Patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczami, próbując zrozumieć jego słowa.
- Jak mogłem, zrobić jej coś takiego? Jak kurwa mogłem? Nie dosyć, że...będzie przeze mnie okaleczona..to jeszcze chciałem...chciałem...- odsłonił na chwilę twarz i zobaczyłem, że jest cała mokra od łez.
- D-Duff...- udało mi się wykrztusić.
- Ja już...nie mam siły...własne życie wyrwało mi się z pod kontroli...
Zapadła cisza, przerywana jego spazmatycznymi oddechami. Pierwszy raz...no może drugi widziałem faceta, który płakał. Mój papieros, trzymał się między moimi dwoma palcami, całkowicie się wypalając..zapomniałem, że w ogóle go palę.
Nie wiem ile trwało nasze milczenie, ale powoli czułem że cierpną mi nogi.
- Po prostu...zaopiekuj się nią, tak jak ja nigdy nie potrafiłem...i nie zrób jej krzywdy...jaką ja jej zrobiłem...nigdy...-szepnął i szybko wstał z parapetu, wymijając mnie, szybkim krokiem.
Odprowadziłem go wzrokiem i zacząłem przetwarzać w myślach, to co wydarzyło się kilka minut temu.
Wszedłem do mojego pokoju i nawet się nie rozbierając położyłem się do łóżka.Tej nocy nie spałem.
Myślałem o tym co powiedział mi Duff i o tym, czy Liz też już leży w łóżku, tak jak ja i czy też czuje na plecach zimno, bo nie ma nas przy sobie.


***
Lizzy:

Leżałam w zimnym i pustym łóżku, płacząc w poduszkę. Nie płacząc, wyjąc. Rana bolała mnie niemiłosiernie, a na dodatek w moim mieszkaniu wciąż na wieszaku wisiała jego dawno zapomniana kurtka jeszcze z czasów Seattle. Próbowałam usunąć z pamięci Duffa, tak by już po prostu się nie zadręczać.
Starałam się myśleć o nim. O Jamesie. O tym co czułam, gdy mnie całował wtedy, na lotnisku.
O tym co czułam, gdy trzymał mnie za rękę w szpitalu.I o tym co czułam, kiedy po prostu...przy mnie był.
Odruchowo odwróciłam się i spojrzałam na ciemną, drugą połowę łóżka myśląc o tym co teraz robi i czy też o mnie myśli. Przestałam płakać i wytarłam łzy w kołdrę. Wtedy po prostu wstałam z łóżka i wyszłam z sypialni. Zegar na ścianie wskazywał drugą w nocy. Wyjęłam z szafy książkę telefoniczną, w której był spis wszystkich większych hoteli na terenie całych stanów.Znalazłam ten hotel, po godzinie szukania. Oczy napierdalały mnie nie bardziej niż blizna. W końcu chwyciłam za telefon i wybrałam numer. Odezwała się kobieta, z recepcji.
- Tak słucham? Recepcja hotelu...
- Czy mogłabyś mnie połączyć z pokojem 405?- przerwałam jej szybko i poczułam, że nie przyjemnie boli mnie brzuch.
- Ale...jest druga w nocy...- zaczęła mówić.
- Nie szkodzi, to bardzo ważna sprawa...- odparłam szybko i wstałam z krzesła, podchodząc do okna i nerwowo skubiąc usta.
- No dobrze...proszę poczekać...- i po chwili usłyszałam dźwięk, wstrzymanej rozmowy. Czekałam dość długo, po czym ponownie usłyszałam jej głos.
- Halo? Ten pan całe szczęście nie śpi...i powiedział, że mam natychmiast łączyć...Boże..ci zakochani...- powiedziała i usłyszałam oczekujący sygnał. Odebrał po jednym sygnale.
- Liz? Co się stało?- powiedział bardzo głośno. Odsunęłam słuchawkę od ucha i skrzywiłam się. Na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Nie krzycz kretynie, nic mi nie jest...- powiedziałam cicho się śmiejąc.
Wypuścił powietrze z ust i chyba usiadł na łóżku.
- Przepraszam...- szybko powiedział i zaśmiał się.
Czekałam aż coś powie, a on oczekiwał tego samego ode mnie. Zapadła wręcz nie zręczna cisza.
- Ee...bo ja..bo...
- Nie mogę spać, Liz...- przerwał mi, mocniejszym tonem.- Nie mogę przestać o tobie...
- Ja też...- przerwałam.- I ja też nie mogę przestać myśleć...o nas..
Wstrzymałam oddech i uśmiechnęłam się pełną gębą, ale szybko tego pożałowałam, bo blizna zakuła mnie mocno.Syknęłam cicho, ale to usłyszał.
- Nie uśmiechaj się, bo szwy ci pójdą...- parsknął śmiechem.
- Ale nie mogę przestać...- wytłumaczyłam i usiadłam na zimnym blacie.
- No to mów coś, żeby przestać...- znowu się zaśmiał.
- Co porabiasz?- rzuciłam i nadal się uśmiechałam, pomijając ból.
- Teraz? Siedzę na łóżku...i rozmawiam z tobą...a ty?- spytał.
- A ja...siedzę w kuchni i jest mi bardzo zimno...- powiedziałam, zgodnie z prawdą o jedną ręką potarłam sobie ramię.
- W moim łóżku jest ciepło...- zauważył a ja poczułam przyjemne ukłucie w brzuchu.
- Tyle, że ty i twoje łóżko jest prawie tysiąc kilometrów od mojej kuchni...więc sam rozumiesz...- powiedziałam ciszej i odwróciłam się by popatrzeć za okno.
Długo milczał,ale czułam że się uśmiecha.
- Ja i moje łóżko?- powtórzył rozbawionym głosem.
- Tak, własnie tak...- odrzekłam i parsknęłam śmiechem.
- Jak się czujesz, Lizzy? - spytał, po krótkim milczeniu.
- Fatalnie, ale cieszę się że żyję...- znowu się uśmiechnęłam i zaczęłam skubać listki kwiata znajdującego się na parapecie.
- Ja też się cieszę...- odpowiedział i znowu się zaśmiał.
- Czekaj , muszę sobie zapalić...- powiedział.
- Nie..nie pal...- szybko zareagowałam.
- Ty też palisz...
- Już nie...od dzisiaj nie...- oskubałam roślinkę z wszystkich liści i wyrzuciłam ją do zlewu.
- No dobra, to ja też...- zaśmiał się.
- Ale obiecujesz?
- Tak, obiecuję...od jutra żadnej fajki...
Znowu się uśmiechnęłam i pogłaskałam się po nodze, obrysowując palcami małego siniaka.
- Przez ciebie, mój bambus nie ma liści...wygląda..co najmniej dziwnie...- zauważyłam.
- To kupię ci nowego bambusa...- parsknął śmiechem.
- Czekaj...muszę go podlać..- szybko wstałam z miejsca i nalałam do szklanki wody z kranu i zaczęłam wlewać ją do małej doniczki.
- Liz?- spytał.
- Hmm?
- Rozmawiałem z nim...
Szklanka delikatnie obsunęła mi się z dłoni i z hałasem stuknęła o metalowy parapet.
Usłyszał to, ale nic nie powiedział. Przełknęłam ślinę i odłożyłam ja na miejsce, siadając w tej samej pozycji.
- I co?- spytałam.
- Dał mi wolną rękę...- czekał na moją reakcję, a ja cały czas myślałam.- Ej, mała..jestes tam?
- T-tak...- szybko odparłam.
- Przepraszam, że zacząłem ten temat...po prostu chciałem ci to powiedzieć...wiesz...
- Nie, James...przemyślałam to wszystko i...już..już po prostu przestaję mnie to interesować...on ma swoje życie a ja swoje...i..i nic więcej się nie liczy...
- Nic więcej się nie liczy...- powtórzył.
- Tak..cała reszta się nie liczy...- podkreśliłam ostatnie słowa. - Weź to gdzieś zapisz..rzadko co mówię coś mądrego...
Parsknął śmiechem i usłyszałam dźwięk włączanej zapalniczki.
- Ej, słyszę że palisz...
- No przecież, nie palę! Tylko się bawię...- obronił się.
Zeszłam z szafki i podeszłam do stołu.
- Czekaj, przełącze cię na drugi telefon ok? Ten w sypialni...- powiedzałam.
- Tam jest cieplej?- zaśmiał się.
-Tak, mogę się przytulić do poduszki...- szybko się rozłączyłam i przełączyłam rozmowę na tamtej telefon.
Położyłam sie do łóżka i opatuliłam się kołdrą, pod sam nos. Chwyciłam telefon i na nowo włączyłam rozmowę.
- Jestem...- szepnęłam.
- Już ci lepiej?- spytał, a ja znowu poczułam to ciepłe uczucie.
- Zdecydowanie...- uśmiechnęłam się błogo.
- Co będziesz jutro robić?- spytał.
- Jutro? Posprzątam tu trochę...i pojadę po rzeczy...- odpowiedziałam i jeszcze bardziej zniżyłam się .
- Nie, zrób to kiedy indziej...miałaś odpoczywać..blizna musi ci się zagoić..- odezwał się.
- Nie pierdol...i tak jestem jeszcze brzydsza niż byłam..mam szramę na pół twarzy, lepiej być nie może...- zaśmiałam się i zamknęłam oczy.
- Nie prawda...jesteś jeszcze piękniejsza...- powiedział cicho.
Nic nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się.
- Dziękuję, to bardzo miło...- udało mi się powiedzieć.
- Liz?
- Hmm?
- Zasypiasz, kochanie...
- Yhym...- już nie miałam siły nic powiedzieć.
- To...ja tu sobie posiedzę...sam...a ty idź spać...- szepnął.
- Nie chce, żebyś...został sam...- powiedziałam ledwo słyszalnie.
- No przecież nie jestem... jesteś te tysiąc kilometrów obok...- odszepnął i po chwili głośno westchnął.
- To bardzo daleko...
- To nie ma znaczenia, jak sobie wyobrazisz że jestem blisko to wtedy wcale tak nie myślisz.
- No to ide sobie wyobrazić, ok?- szepnęłam.
- To ja też idę...to...dobranoc, maleńka...
- Do jutra...i...jak już jesteś obok mnie, to...wyobraź sobie, że teraz całuję cie w policzek...dobranoc..- powiedziałam i rozłączyłam się.

***

Obudziłem się na drugi dzień i pierwsze co, to uśmiechnąłem się szeroko.Zasnąłem zaraz po tym jak się rozłączyła.Śniła mi się całą noc, jak jakiemuś psycholowi. Wykąpałem się i ubrałem, myśląc o tym co teraz robi.Jestem totalnie rozjebany, przez tą dziewczynę. Zupełnie.
- A ty co?- spytał Lars z uśmiechem na twarzy, podając mi kubek z kawą.
- Nic, a co ma być?-uśmiechnąłem się szeroko, wgryzając się w bułkę.
- Latasz jak popierdolony, James...- powiedział z pełnymi ustami Jason.
- No bo jestem popierdolony...- wzruszyłem ramionami i zaśmiałem się.
Spojrzeli po sobie i szybko zamilkli, bo do stołówki wszedł Slash i Axl. Byłem w zajebistym humorze, więc pokiwałem im energicznie i czekałem aż do nas podejdą.
- To..my jedziemy...- odezwał się cicho Slash.
- Naprawdę sory..to nie nasza decyzja..wiesz manager..i tak dalej..-zaczął ściemniać Lars.
- Tak, tak..domyślamy się...w każdym razie jeszcze raz..ee...sory..i no wiecie..dzięki..- jąkał się. Axl nic sie nie odzywał. Stał za Slashem i po prostu na nas patrzył. Zrobiło mi sie głupio, bo to w końcu nie ich wina za to co sie stało.
Kirk szturchnął mnie znacząco w ramię.
- Dobra..wiecie co, w sumie..to możecie zostać...i tak mieliście zagrać te trzy koncerty..zagrajcie ten ostatni i spierdalajcie..-uśmiechnąłem się do nich. Oboje jakby na zawołanie ożywili się i podziękowali, odchodząc od stołu.
- Ej, no przecież sam kazałeś im wypierdalać z trasy..- nachylił sie nad stołem Lars.
- No niby tak...ale byłem wkurwiony na McKagana, nie na nich...więc niech juz zagrają..- wytłumaczyłem i wziąłem łyka kawy.
- I jak się czuje Liz?- spytał nagle Hammet.
- Chyba już lepiej...- odpowiedziałem krótko, chcąc uniknąć tematu.
Wymienił spojrzenie z Jasonem i już więcej nic nie mówił.
- Dobra, jedziemy po te gitary...- wstaliśmy wszyscy razem i wyszliśmy na zewnątrz.

***

Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Wyciągnęłam głowę z pod poduszki i odebrałam telefon, odgarniając włosy z twarzy.
- T-tak?- szepnęłam, kompletnie zaspana.
- Tak myślałem, że o szesnastej jeszcze będziesz spała...- usłyszałam głos po drugiej stronie. Jego głos.
Wypuściłam powietrze z ust i uśmiechnęłam się pełną gębą.
- Dzień dobry...- powiedziałam, przeciągając się.
On także się zaśmiał.
- Dzwonię, żeby ci powiedzieć że jednak nie będzie trasy...- rzekł uradowany. Podniosłam głowę i skupiłam się na tym co powiedział.- Dziś damy ostatni koncert...
- A-ale..dlaczego?- spytałam zdezorientowana.
- Bo...b-bo muszę się tobą zająć...- rzucił na co ja zareagowałam szerokim uśmiechem.
- Co?- spytałam, nie mogąc opanować śmiechu.
- No tak, bo jesteś tam sama a ja przez telefon ci nie pomogę...- próbował się jakoś obronić.
Usiadłam na łóżku i założyłam na ramiona sweter.
- Poczekaj, przełączę cię na kuchnie...- powiedziałam i rozłączyłam się. Wręcz pobiegłam do kuchni i przywróciłam rozmowę.
- Jesteś James?- spytałam.
- Jestem, jestem..- szybko odpowiedział.- No i rozumiesz, po prostu chciałbym teraz..być..z..
- Ze mną?- wyszczerzyłam się.
- Robisz ze mnie debila..- chyba też się wyszczerzył.
- Wiem, debilu..- wybuchnęłam śmiechem.
Oboje zaczęliśmy się śmiać i wtedy spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Blizna przybrała prawie purpurowy odcień i było ją widać jeszcze bardziej.
- Kurwa...-szepnęłam i podeszłam do lustra, dotykając rany opuszkiem palca.
- Blizna?- spytał ciszej.
- Boże...jak mnie zobaczysz to od razu spierdolisz...wyglądam jak jakaś wiedźma...albo..coś gorszego..-jęknęłam i przejechałam wzdłuż niej palcem.
- Właśnie dlatego chce być teraz z tobą...- powiedział, na co ja sie uśmiechnęłam.- Żebyś przestała tak myśleć...
- Ale taka prawda..-zaczęłam mówić, ale mi przerwał.
- Nie pierdol już i lepiej mnie posłuchaj...dzisiaj o dziewiętnastej mamy samolot do LA...będę tak o dziewiątej...to podasz mi adres?- spytał niepewnie.
- A może mam przyjechać na lotnisko?- spytałam.
- Nie! Żadne lotnisko, masz siedzieć w domu...- szybko zareagował.
- No dobrze...mieszkam w tym wielkim budynku na Westwood, zaraz koło America's Bank..wiesz gdzie?Mieszkanie dwudzieste..
- Tak, kojarzę...to..czekaj na mnie..- powiedział.
- James?- spytałam.
- Tak?
- To zrobię kolację...- powiedziałam ciszej i uśmiechnęłam się sama do siebie.
- No dobrze...- zaśmiał się.- To do zobaczenia..
Usłyszałam i po chwili się rozłączył. Pobiegłam do łazienki i zaczęłam sprzątać. Dosłownie wszystko.Począwszy od korytarza kończywszy na salonie. Nim się obejrzałam, na zegarze była już dwudziesta.
- Kurwa...-jęknęłam, gdy włosy zaplątały mi się w suszarkę. Szybko je rozplątałam i zaczęłam je rozczesywać. Nałożyłam delikatny makijaż, pomijają przy tym bliznę. Starałam się w ogóle na nią nie patrzeć. Ubrałam się w czarną, dość obcisłą sukienkę do kolan.Właściwie nie wiem po co.
Gdy już się ogarnęłam, wbiegłam do kuchni i przełożyłam jedzenie z garnków do misek. Jeszcze raz przygładziłam obrus na stole i usiadłam przy nim, nerwowo skubiąc wargę. On tu przyjedzie, wykończony po podróży a ja odpierdalam jakieś kolacje i przebieram się w jebane sukienki. Jezu, Liz chyba cię pojebało. A co jak on...zupełnie inaczej to widzi? I jedzie tu tylko i wyłącznie dlatego, by mi powiedzieć..
Moje rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Zamarłam, nasłuchując. Powoli wstałam i podeszłam do drzwi.Nachyliłam się nad wizjerem i spojrzałam prze niego na klatkę schodową. Pierwsze co zobaczyłam to ogromny bukiet jakiś różowych kwiatów. Już wiedziałam kto to. Wyszczerzyłam się i otworzyłam drzwi. Stał przede mną uśmiechnięty James. Opierał się o framugę i patrzył na mnie wyczekująco.
- Pomyślałem sobie, że skoro to kolacja to wypada kupić kwiaty...- powiedział patrząc na mnie zahipnotyzowanym wzrokiem.
- A ja sobie pomyślałam, że skoro to kolacja to wypada ubrać sukienkę...- powiedziałam i uśmiechnęłam się krzywo, patrząc w dół.
Zmierzył mnie wzrokiem, a ja wyciągnęłam rękę i wciągnęłam go do środka, zamykając za nami drzwi.

wtorek, 2 kwietnia 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 20

Lizzy:

Powoli otworzyłam oczy i pierwsze co poczułam, to silna ręka na mojej talii oplatająca mnie mocno. Wiedziałam do kogo należy. Uśmiechnęłam się pod nosem i ponownie przymknęłam powieki. W pokoju było dość chłodno, więc przybliżyłam się jeszcze bliżej do jego ciała. Czułam tak przyjemne i zajebiste ciepło, bijące od niego że chciałam by ta chwila nigdy się nie skończyła.Czułam, jego oddech na szyi. Jezu, co ja właściwie robię? Trzy dni temu rozstałam się z chłopakiem, a już śpię w ramionach innego mężczyzny? Ale czy to źle? To źle, że chce poczuć coś innego niż tylko koszmarne uczucie pustki? Za drzwiami dało się słyszeć rozmowy innych członków Metallici, ale wcale mnie to nie obchodziło.
Odwróciłam głowę i popatrzyłam na Jamesa, który spał jak zabity.
- James...- szepnęłam ,ale nie zareagował.Postanowiłam wstać, nie budząc go. Wyswobodziłam się z jego ramion, wstałam i wyszłam z pokoju wcześniej zamykając drzwi.
- Dzień dobry!- przywitał mnie uśmiechnięty Lars.
Odwzajemniłam uśmiech i ziewnęłam, siadając na kanapie.
- A wy co tak wcześnie?
- Za dwie godziny będziemy już w Denver...- powiedział z pełnymi ustami Kirk.- Wiesz, lepiej się przygotować...
Pokiwałam głową na znak zrozumienia i oparłam się plecami o oparcie kanapy.
- I jak się spało?- spytał i mrugnął do mnie jednym okiem przeżuwając w ustach kawałek tosta.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i wzięłam z jego talerza kawałek jego śniadania.
- Bardzo dobrze...- odpowiedziałam, biorąc kęs.
- Pewnie bym cię zabił, za to że wzięłaś mi jedynego tosta z szynką ale James zaraz potem zabiłby mnie, więc tego nie zrobię...więc smacznego..- powiedział, na co ja się zaśmiałam i potargałam go po włosach. Widzę wyraźną różnicę, pomiędzy nimi a gunsami. Nigdy w życiu nie czułam się tak swobodnie, wśród tylu mężczyzn nawet jeśli chodzi o chłopaków z guns. Oni są inni. Nigdy nie rozmawiałam z na przykład Izzym tak jak z Larsem czy Kirkiem.
- Liz, a ty skąd jesteś?- odezwał się nagle Jason.
- Ja? Z Neshville...w Tennessee ale po śmierci rodziców, wyprowadziłam się do Seatlle...- odpowiedziałam i przełknęłam kawałek tosta.
- Hendrix się tam urodził !- zauważył Kirk, nadal pełną buzią.
- Tak, mieszkałam dwie przecznice dalej od domu w którym się wychowywał...- uśmiechnęłam się i zjadłam do końca śniadanie.
- Zajebiście...- rozmarzył się Jason i otworzył puszkę piwa.
Zaczęliśmy rozmawiać gdy nagle kierowca powiedział nam, że za półgodziny będziemy na miejscu.
- Liz, idź obudzić Hetfielda...- powiedział do mnie Lars.Wstałam i powoli podeszłam do drzwi od pokoju. Uchyliłam je i weszłam do pokoju. James, trzymał głowę na mojej poduszce i był do połowy przykryty kołdrą. Podeszłam powoli do niego i uklękłam przed łóżkiem.
- James, obudź się...- szepnęłam. Nachyliłam głowę i delikatnie pocałowałam go w policzek. Zobaczyłam w kącikach ust uśmiech.
- Tak mógłbym się budzić codziennie...- usłyszałam jego stłumiony szept.
Uśmiechnęłam się i oparłam podbródek o jego ramię.
- Za chwile będziemy w Denver...- powiedziałam, wstając. Obrócił się o usiadł na łóżku, przecierając sobie twarz dłońmi.
- Kurwa...jak mi się nie chcę...- jęknął i wstał. Oparłam sie plecami o ścianę i obserwowałam jego ruchy.
Był bez koszulki, a ja chamsko gapiłam się na jego klatkę piersiową, nie mogąc oderwać wzroku.
Podszedł do szafy, która znajdowała się tuż obok mnie. Wyciągnął z niej koszulką z Misfits. Dokładnie taką sama jaką ja miałam na sobie. Stanął na przeciwko mnie i popatrzył najpierw na moją a potem na swoją i uśmiechnął się.
- Mamy nawet takie same ubrania...- powiedział i w jednej chwili przyciągnął mnie do siebie. Oparłam się o jego ciało, a jego ramiona przytuliły mnie do siebie mocno.
- Liz, nie chcę żeby to co stało się między nami tej nocy...nie chcę..nie chcę, żebyśmy o tym zapomnieli..- powiedział.
Jeszcze mocniej wtuliłam twarz w jego pierś i przymknęłam oczy, wdychając jego zapach.
- Ja też nie chcę..ale James..coś się dzieje między nami i boje się tego...- powiedziałam.
- Wiem...-westchnął.- Ja..myślałem o tym i po prostu...chyba trochę przystopujmy , co?
Oderwałam się od niego i uśmiechnęłam się, kiwając głową.
- No i jak, Liz obudziłaś...-nagle drzwi otworzyły się i stanął w nich Kirk. W jednej chwili oderwaliśmy się od siebie. Gitarzysta zamilkł i patrzył to na mnie to na Jamesa.
- Eee...widzę, że tak...no za chwilę będziemy na miejscu...
Powiedział zdezorientowany i odwrócił sie na pięcie. Zderzyłam się spojrzeniem z Hetfieldem i razem wybuchneliśmy śmiechem. Wyszliśmy z pokoju, przepychając się w przejściu.

***
Duff:

- Boli mnie zad...-jęknął Steven i przeciągnął się, kładąc na ziemi torby. Wszyscy stanęliśmy z dala od autokaru, w kółku przed wejściem na stacje benzynową. Żaden autokar jeszcze nie przyjechał, a bardzo chciałem w końcu zobaczyć minę Liz.
- Slash, chodź ze mną kupić piwo...- powiedział do niego Izzy i zostałem tylko z Axlem i Stevenem. Nagle zobaczyliśmy w oddali kolejne dwa autokary. Pierwszy z nich zatrzymał się i wysiadł z niego jeden z technicznych...czyli zaraz wysiądzie ona. Powoli wychodziło z dwudziestu mężczyzn, ale Liz jak nie widać tak nie widać. Reszta chyba zrozumiała kogo tak wyczekuję i sami stali obok mnie, patrząc.
I wtedy otworzyły się drzwi do tego trzeciego busa. Najpierw wysiadł z niego Kirk, rozglądając się zauważył nas i zaczął iść w naszą stronę. Zaraz po nim wyszedł Jason, trzymając na baranach Larsa. Ci również szli w naszą stronę. James długo nie wychodził, więc zacząłem się dziwnie niecierpliwić. W pewnym momencie, zobaczyłem że stanął na ostatnim schodku i wyciągnąl do kogoś w środku rękę. Ta druga osoba chwyciła ją i po chwili z wejścia wyłoniły mi się dwie postacie, trzymające się za rękę. Hetfield i Liz. Zamarłem, mrużąc oczy.
- Co jest, kurwa?- jęknąłem.
- Duff, spokój...- warknął Axl i podszedł do mnie szybko.- Nie rób gnoju...nie tutaj...
- Co ona kurwa z nim robi?- wydusiłem z siebie i patrzyłem na roześmianą dwójkę idącą w naszą stronę. Nie trzymali się już za rękę, ale szli blisko siebie cały czas się przepychając.
- Cześć, skurwysyny !- do Stevena podszedł Kirk, razem z Jasonem i Larsem. Zaczeli rozmawiać, a ja powoli wycofałem się za Axla. Ich dwójka podeszła do reszty, bo Slash i Izzy już wrócili ze sklepu, który znajdował się koło hotelu. Przez moment widziałem na sobie spojrzenie Jamesa. Miał na oczach ciemne okulary, ale i tak je zobaczyłem.
Zobaczyłem też, że objął ją z tyłu. Wzdrygnąłem się i po chamsku podszedłem w ich stronę. Zupełnie ignorując fakt, że Liz właśnie coś mówiła odezwałem się do Slasha.
- Slash, w Denver są zajebiste dupy...dzisiaj idziemy na...- zacząłem mówić, ale usłyszałem jej głos.
- Przepraszam, ale akurat tak się składa że rozmawiam ze Slashem...- powiedziała zimnym tonem. Odwróciłem wzrok w jej stronę, a wokół nas zapadła cisza. Jej oczy nie wyrażały niczego. Totalna pustka. James uśmiechnął się pod nosem i jego palce, zacisnęły się mocniej na jej talii.
- Coś cie śmieszy?- zwróciłem sie w jego stronę.
- Nie, a ciebie?- szybko odpowiedział, jeszcze szerzej się uśmiechając. Lizzy cały czas się na mnie patrzyła. W końcu odwróciła się na pięcie i odeszła on nas, idąc w stronę drzwi do hotelu.
Mierzyliśmy się spojrzeniem, tak natarczywie jak by czas kompletnie się zatrzymał.
- Ej, chłopcy...jesteśmy w pracy, nie zapominajcie, dobrze?- stanął między nami Kirk i odciągnął Jamesa.
Cała Metallica odeszła w stronę budynku.
- Ktoś tu jeeeest zazdrosny..-zaśpiewał Steven i objął ramieniem Slasha. Wszyscy ruszyli na nimi, a ja z Axlem szliśmy na samym końcu.
- Jebany cwaniak, kurwa...- obrażałem pod nosem Jamesa, zaciskając mocno zęby.
- Wyluzuj, Duff...- powiedział cicho Axl i podeszliśmy wszyscy do recepcji. Nigdzie nie było Liz. Kątem oka zobaczyłem, że Hetfield rozgląda sę nerwowo. Szukaj jej cwelu, szukaj...
Załatwiliśmy wszystkie pokoje i udaliśmy się do baru, by w końcu się napić.
Metallica siedziała z nami, a Liz jak nie było tak nie ma. Przede mną siedział James, paląc papierosa za papierosem.
- Ej, Duff...- z transu wyrwał mnie jego głos. Popatrzyłem na niego i oparłem się plecami o oparcie kanapy.
- Co ?
- Gdzie ona jest?- spytał i zdusił papierosa w popielniczce.
- Nie wiem, skąd mam wiedzieć?- powiedziałem i wziąłem kolejnego łyka Jeam'a Beam'a.
Pokiwał głową i odwrócił wzrok. Znowu rozejrzał się po sali. Przyjrzałem mu się bliżej, bo zupełnie nie zwracał na mnie uwagi.Chyba na serio się o nią martwił. Widziałem to po jego oczach. Tylko dlaczego akurat Lizzy? Czemu to właśnie on, musiał ją wybrać? 
- Duff, tak właściwie czemu to robiłeś?- spytał.
Zrozumiałem o co chodzi.
- Nie wiem, może czegoś mi zabrakło? Może po prostu byliśmy sobą zmęczeni?- powiedziałem i wziąłem kolejnego łyka.
Popatrzył na mnie z ukosa i przyjrzał mi się, zaciągając się papierosem.Już nic nie powiedział. Siedzący obok mnie Steven, szturchnął mnie w ramię i pokazał pod stołem woreczek z białym proszkiem w środku.
W jednej chwili razem wstaliśmy i wyszliśmy z sali, idąc w stronę StaffRoom'u, gdzie znajdowały się wszystki sprzęty i instrumenty. Usiedliśmy koło gitar Metallici. Steven wysypał na podłogę proszek i wydzielił go na cztery kreski. Szybo wciągnęliśmy i już po chwili poczułem, że narkotyk zaczyna działać.



***
Lizzy:

Przetarłam oczy od zaschniętych łez i otworzyłam drzwi, wychodzące na korytarz. Usłyszałam okropny hałas dochodzący z Staffroom'u. Przystanęłam przed drzwiami i zamrałam.
- Co ty kurwa robisz?- wrzasnęłam i podbiegłam w stronę Duffa który właśnie uderzał gitarę Jamesa o ścianę, powodując że jej części rozpadały sie po całym pomieszczeniu. Próbowałam wyrwać mu gitarę z rąk, ale bardzo mocno ją trzymał.
- S-spierdalaj...-warknął i z całej siły uderzył gryfem o ścianę. Jedna z zerwanym strun przez przypadek zahaczyła o mój policzek i rozcięła go powodując, że trysnęła z niego krew. Gwałtownie odsunęłam się i chwyciłam się za rwące bólem miejsce.
Nie zatrzymal się ani na chwile, wpadł w jakąś furię. Był wyraźnie naćpany, co jeszcze bardziej nakręcało jego złość i agresje.
- D-duffy...k-kochanie...- leżący na podłodze Steven bełkotał coś pod nosem.
Nagle, nie wiem czy z bólu czy z zwykłej bezsilności zaczęłam płakać. Gorzkie łzy spływały po moich policzkach. Co raz glośniej łkałam. Nagle Duff cisnął resztki gitary o podłogę i podszedł do mnie chwytając mnie za ramiona.
- P-puść..mnie...-udało mi się szepnąć, gdy przyparł mnie do ściany. Jego ręka powędrowała wzdłuż mojej talii i po chwili poczułam, że dotyka dłonią moja pierś, przez materiał stanika. Płakałam, co raz ciszej próbując coś zrobić, ale byłam bez szans. Miał na mnie ochotę. Całym ciałem czułam, że mnie pragnie.
I zrobi to, nie zważając na nic.
- Proszę..proszę...puść...- szeptałam.
Jego usta zmiażdzyły moje wargi, nie pozwalając mi dalej mówić.
Nagle usłyszałam głośne kroki i po chwili zobaczyłam, że ktoś odciąga mężczyzne ode mnie.To był James.
- Jeszcze raz ją kurwa dotkniesz...- syknął i z całej siły uderzył Duffa pięścią w polik. On upadł, od siły ciosu i w tym czasie do pokoju wbiegł Lars, próbując odciągnąć Jamesa. Zaraz po nim Axl i Slash. Rose także podszedł do Jamesa, a slash pomagał Stevenowi wstać.
Duff wstał z ziemi i oddał Jamesowi, z taką samą siłą.
Nie widziałam za dużo, bo klęczałam pod ścianą, mając przymknięte oczy. Ból od rozciętego policzka i po uścisku Duffa był nie do zniesienia.
- Liz, coś ci zrobił? Liz..- Slash ukląkł przede mną i chwycił moja twarz w dłonie. Popatrzył przerażony na mój policzek.- Jezu...musisz jechać do szpitala...to jest tak głębokie..
Wtedy James odwrócił się i zderzył się z moim spojrzeniem. Czas jakby się zatrzymał, przez łzy widziałam jak odchodzi od Duffa i podchodzi do mnie. Ukląkł przede mną i w jednej chwili przyciagnął mnie do siebie. Wręcz upadłam na jego kolana i wybuchnęłam płaczem.
Nic już nie widziałam. Albo wszyscy wyszli, albo jeszcze tam byli. Ból był nie do zniesienia.
- Karetka już jedzie...już, Liz..jesteś bezpieczna...ja tu jestem...- szeptał mi do ucha i przytulał do siebie z całej siły.

***


- Proszę odwrócić głowę...- powiedział cicho lekarz i przyłożył jeszcze jedną gazę do rany. Po raz kolejny syknęłam z bólu i jeszcze mocniej ścisnęłam rękę Jamesa.- Ale miała pani szczęście...jakby ta struna...przesunęła się dwa centymetry dalej, nie miała by już pani oka...
Pociągnęłam nosem i przymknęłam oczy, przez co jedna łza wyleciała mi z oka wprost na ranę.
- O tak, może pani płakać..łzy mają leczące substancję...mogą przyspieszyć gojenie się rany...- powiedział.
Otworzyłam oczy i podążyłam spojrzeniem za lekarzem.- Wezmę tą najdłuższą igłę, na prawdę nie będzie boleć...choć to osiem szwów..
Pokiwałam głową i pozwoliłam, by lekarz znieczulił mi cały naskórek.
- No to co, szyjemy?- mocno zamknęłam oczy i poczułam nie przyjemne uczucie. Mocno ścisnęłam jego dłoń i poczułam, że jego druga ręka, objęła mnie z tyłu.
Lekarz szył mi tą ranę bardzo długo. Czułam okropny ból, a na rękach miałam siniaki od uścisku Duffa.
Gdyby nie James...Boże...koncert jest jutro, a Metallica nie ma sprzętu. Co w połowie, bo Duff rozwalił wszystkie gitary Hetfielda i jedną Kirka.Gunsi zostali wyrzuceni z trasy.Pewnie i tak odwołają ten występ, no bo co zrobią. Gdy James wynosil mnie z tego pomieszczenia, widziałam Axla który stał koło Slasha i patrzył na nas, nie wiedząc co powiedzieć. Było im wstyd, wiem to.
- Pani Gortez?- z myśli wyrwał mnie głos lekarza.- Już po wszystkim...
Odszedł od nas i usiadł na biurkiem.
Popatrzyłam w lustro na ścianie. Blizna przeszywała mi prawie cały policzek, począwszy od nosa aż do ucha.
- Jezu...-jęknęłam i dotknęłam opuszkami palca, zszytej rany.
- Tak, niestety...blizna zostanie do końca życia...no, wiadomo zostaje jeszcze operacja plastyczna...- próbował jakoś rozładować atmosferę.
James wpatrywał się we mnie z boku i kreślił palcem na mojej dłoni , różne kształty.
Podczas gdy on pisał coś na kartkach, oparłam głowę o ramię Jamesa i ciężko westchnęłam.
- Będzie dobrze, Liz...- szepnął.
- Proszę teraz wraca do domu, tak? Żadnych koncertów...Pani Gortez, proszę wracać do Los Angeles i wypocząć...- odezwał się lekarz.
Pokiwałam głową i podniosłam się szybko z łóżka szpitalnego.
- Tu jest jeszcze recepta na takie specjalne leki przeciwbólowe...proszę na siebie uważać..- powiedział jeszcze. Po chwili byliśmy już przed szpitalem.
- To co, na lotnisko?- odezwał się i objął mnie jeszcze mocniej.
Nic nie odpowiedziałam, tylko mocniej sie w niego wtuliłam.Wiedział, że jestem w okropnym stanie więc nie drążył już tematu, tylko zatrzymał taksówkę.


***

- Twoje walizki, wezmę z hotelu i jak wrócimy za te dwa tygodnie...to ci je przywiozę, dobrze?- powiedział i objął moją twarz dłońmi. Pokiwałam głową i spuściłam wzrok.
- Za dwa tygodnie ?
- Tak...no my musimy dokończyć trasę...- powiedział.
Spuściłam wzrok gdy nagle, z głośników rozległ się kobiecy głos, że trzeba juz iść na pokład samolotu.
James spojrzał mi w oczy i w jednej chwili schylił się i pocałował mnie mocno, rozchylając językiem moje wargi.Jęknęłam pod nosem i splotłam dłonie na jego karku, wspinając sie na palcach. Odwzajemniałam pocałunki, z jeszcze mocniejszą siłą. Czułam, że moje uczucia co do niego uległy zmianie, razem z tym pocałunkiem.
Oderwaliśmy się od siebie i w jednej chwili uśmiechnęliśmy się do siebie razem.
- Leć już...- szepnął i jeszcze raz pocałował mnie w usta.
Oderwałam sie od niego, cały czas się uśmiechając. Szłam na odprawę tyłem, cały czas patrząc w jego stronę.
Kiwaliśmy sobie jeszcze długi, ale w końcu musiałam wyjść z odprawy. Przesłałam mu całusa i zniknęłam za zakrętem.
W samolocie cały czas myślałam o nim, o tym co zaszło między nami, o Duffie i o mojej bliźnie która na zawsze pozostanie na mojej twarzy.