poniedziałek, 25 marca 2013

INFO

POSTANOWIŁAM USUNĄĆ BLOGA JUST IMAGINATION PONIEWAŻ ODCZUWAM ŻE I TAK NIKT TEGO NIE CZYTA A JA NIE WIEM CO MAM PISAĆ. MOŻE UJMĘ TO INACZEJ W GŁOWIE MAM NA TO WSZYSTKO PLAN ALE NIE POTRAFIĘ TEGO POSKLEJAĆ TAK ŻEBY TO JAKOS WYGLĄDAŁO. 

PRZEPRASZAM, POWIEDZMY ŻE TEGO DRUGIEGO BLOGA NIGDY NIE BYŁO A JA SIĘ PO PROSTU CHYBA WYPALAM

niedziela, 24 marca 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 19

Duff:
- Jesteś po prostu wkurwiony, McKagan...- warknął Axl, patrząc na mnie z naprzeciwka.
Zacisnąłem szczękę i odwróciłem wzrok za okno.
- Przestań się wpierdalać...-powiedziałem i wziąłem łyka piwa z puszki.
- Wyjebałeś swoją własną dziewczynę z autokaru, dziewczynę dzięki której dostaliśmy ten jebany kontrakt i ty mi mówisz, że mam się nie wpierdalać? Co się z tobą kurwa dzieje?- pokręcił z niedowierzaniem głową. Już nic nie odpowiedziałem. Sam nie wiem co się ze mną dzieje. Straciłem kontrolę nad swoim jebanym życiem. Już nawet nie wiem kim jestem. Straciłem ją. Jeszcze kilka tygodni temu zrobił bym dla niej wszystko. A teraz? Co się z tobą dzieje, Duff?
- Dobra...dajcie mu spokój, po prostu nie rozumiem dlaczego to ja musiałem jej to powiedzieć..od powstrzymywania płaczu myślałem że jej szczęka pęknie, tak ją kurwa zaciskała..- odezwał się Slash, siedzący obok mnie.
- Już kurwa nie mówiąc o Metallice...- powiedział Izzy z drugiego końca autobusu.
- Dobra o nich już nie mówmy, bo napierdala mnie bania...- jęknął Steven, opadając na kanapę.
- Chodzi o to żebyś nie mieszał swoich prywatnych spraw z zespołem, okej?- powiedział Axl i szturchnął mnie w nogę.
Odwróciłem głowę w jego stronę i oparłem ją o róg kanapy.
- Był u niej Hetfield...- powiedziałem cicho. Popatrzyli po sobie i spuścili wzrok. Dosłownie wszyscy oprócz Stevena.
- No wiesz, za dużo to ja z wczoraj nie pamiętam ale chyba tylko z nim wczoraj gadała...- powiedział i popatrzył na Axla.
- Cały wieczór jej nie było, wyszła z nim z hotelu..- odezwał się Stradlin.- Poszli do CBGB...
Popatrzyłem na niego, nie za bardzo wiedząc co powiedzieć.
- Przecież to jest kurwa zamknięte...
- No nie, Tyler wykupił to w zeszłym roku...
- Czyli..że..- zawahałem się.- Spotkała go tam?
- Tak, siedzi tam cały czas..a James napewno go jej przedstawił..-odpowiedział spokojnie.
Wypuściłem powietrze z ust i spojrzałem pytająco na Axla, który patrzył na Slasha znaczącym wzrokiem.
- Hetfield rozstał się z tą całą Stephanie...więc..pewnie wpadła mu w oko...- odezwał się Steven.
Przegryzłem wargę i poczułem, że co raz mocniej zaciskam dłoń na puszce.
- Straciła przytomność...-odezwał się Slash.- Jakbyś widział..jak ją trzymał..kurwa..- powiedział Slash, rozkładając nogi.
- Wtedy jeszcze...-zawahałem się.
- No jeszcze byliście razem..
- Ale dlaczego zemdlała? Co się stało?
- No nic nie żre to co się dziwisz?- powiedział Steven. Slash beknął głośno i rzucił puszkę o podłogę busa.
- No dobra, ale co z tym trzymaniem? Czemu ją w ogóle kurwa trzymał?
- Bez urazy, McKagan ale chyba mało cie to powinno obchodzić...zdradzałeś ją, to chyba miała prawo kopsnąć się na boku z Hetfieldem..
- Nie pierdol, nie zdradziła by go nigdy..i James też nigdy by tego zrobił...-w końcu powiedział coś Axl.
Zapadła cisza.
- No dobra powiedzcie na głos , że jestem chujem bo ją zdradzałem na pewno zrobi mi się sympatyczniej...- powiedziałem, ale nikt się już nie odezwał.

James :


- James, misiaku...- na kanapę jebnął się Lars, kładąc nogi na uda Kirka siedzącego na przeciwko.- Co jest?
- Nic, piszę...-odpowiedziałem w skupieniu.
- A co ?- zajrzał mi przez ramię i przeczytał na głos kawałek tekstu. Popatrzyłem na niego z boku i zobaczyłem, że się uśmiecha.
- O kim to?
- Ale co o kim ?
- Ten tekst...uratowałaś mnie od tych złych wspomnień?- zacytował fragment i spojrzał na Kirka znacząco.
- Weź spierdalaj...miałem pisać o gównach to pisze...
- Aaa..ta Liz..to..fajna jest?- spytał, śmiejąc się pod nosem.
Odwróciłem się w jego stronę.
- O co ci kurwa chodzi?
- No o..nic..o nic..-powiedział i otworzył puszkę z piwem. Zapadła cisza przerywana głośną muzyką dochodzącą z kabiny kierowcy.
- Pojebani są ci gunsi..- z kibla wyszedł Jason, zapinając rozporek.
- Wiemy nie od dzisiaj..-odezwał się Kirk.
- Tą biedną dziewczynę wyjebali..z tymi niewyżytymi pedałami..jeszcze jej tam coś zrobią..- powiedział i położył się na kanapie.
- Jaką dziewczynę?- odłożyłem notes na kanapę i popatrzyłem na niego pytająco.
- No..tą Liz..McKagan ją wypierdolił z autobusu..- powiedział.
- Co kurwa?
- No..no tak..- powiedział zdezorientowany.- Ale..ale co?
- Bo James się zakochał..-powiedział stłumionym głosem Kirk, znad gazety.
- Kirk, przestań...po prostu ją lubię, tak?- jęknąłem.- Siedzi w busie dla technicznych?
- Tak, od początku drogi...- powiedział Jason i założył na nos okulary. Szybko wstałem i podszedłem do kabiny kierowcy.
- Brian, zatrzymaj autobus i powiedz przez radio..że ten drugi ma się zatrzymać..- powiedziałem. Popatrzył na mnie jak na debila, ale wziął do ręki jakieś jebane łoki-toki i powiedział przez nie, że mają się zatrzymać..
- James..co ty..
- Nie pierdolcie i posprzątajcie tu trochę..i otwórz okno, Kirk..- nie czekając na ich reakcję poczekałem aż kierowca otworzy mi drzwi. Wyszedłem na gorącą, nocną pustynię.


Liz:

- Co jest, czemu się zatrzymaliśmy?- spytałam nie pewnie, siedzącego koło mnie technicznego.
Wyjrzał przez okno, ale było zbyt ciemno by cokolwiek zobaczyć. Nagle drzwi rozsunęły się i usłyszałam kroki, na schodkach. Nagle moim oczom ukazał się James. Gdy tylko mnie zobaczył wstrzymał oddech i uśmiechnął się pełną gębą. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc tylko siedziałam i gapiłam się na niego.
- Zbieraj się, Liz..nie będziesz tu siedzieć...-powiedział i położył ręce na biodra.
- C-co?- udało mi się jęknąć.
- No serio...chodź do mnie..znaczy do nas..- powiedział, cały czas się uśmiechając. Nawet nie zrozumiałam co do mnie powiedział, ale szybko wstałam chwyciłam swoją torbę i podeszłam do niego. Nie ruszył się i popatrzył na mnie, gdy stanęłam bardzo blisko niego.
- Spałaś?- spytał.
- T-tak wyszło..- zaśmiałam się i potarłam jedną pięścią oczy. Odwrócił się i pokazał mi ręką wyjście. Szybko wyszłam z autokaru i nawet się nie odwróciłam. Wyszliśmy na ciemną , asfaltową drogę na samym środku pustyni.
Trzy autokary stały obok siebie i czekały aż łaskawie wejdziemy do ostatniego z nich.
- Czekaj, Liz..muszę się odlać..- powiedział nagle.Wybuchnęłam śmiechem i odwróciłam się, by nie patrzeć.
Trochę mu to zajęło, ale w końcu staliśmy pod ich autokarem.
- James...ale..ja nie chcę..-zaczęłam się jąkać, ale pociągnął mnie za rękę i gdy staliśmy już w środku nie puścił jej.Schował nasze dłonie, za moją torbę tak że nikt ich nie zobaczył. Byłam trochę onieśmielona, więc dodawało mi to otuchy..ale..jednak..było to zupełnie dziwne.
- No, więc Liz zostanie z nami do końca podróży..- oznajmił. Wszyscy się do mnie uśmiechali, więc trochę się rozluźniłam. Po chwili autokar ruszył, więc usiadłam na kanapie. Bardzo blisko Jamesa, tak że nasze nogi stykały się ze sobą. Obok mnie usiadł także Lars, który podał mi butelkę piwa. Nikt nie zadawał żadnych pytań. Rozmawiało mi się z nimi zupełnie inaczej niż z gunsami. Oni byli inni. Nie do końca mogę wytłumaczyć w jaki sposób. Wszyscy byli już lekko wcięci, więc rozmowy kleiły się jak nigdy. Rozmawiałam z Larsem, a siedzący obok mnie Hetfield cały czas nam się przysłuchiwał, patrząc na moją twarz. Gdy oni zajęli się swoją rozmową, odwróciłam się do niego i podparłam się łokciem o jego udo.
- Dziękuję...- szepnęłam.
Uśmiechnął się i pierwszy raz, posunął się dalej. Podniósł rękę i opuszkami palców delikatnie dotknął mojego policzka. Mimowolnie przymknęłam oczy i przez tą chwilę znowu poczułam się bezpiecznie. Miałam ogromną ochotę oprzeć się o jego ciało. Poczuć to ciepło. Którego tak potrzebowałam. Nagle ocknęłam się i gwałtownie otworzyła oczy. Zderzyłam się z jego magnetyzującym spojrzeniem. Szybko wziął rękę i popatrzył na mnie pytająco.
- P-prze...przepraszam...- szybko wstałam i weszłam do toalety zamykając za sobą drzwi. Usiadłam na klapie i podparłam głowę o dłonie.
- Boże..Boże...- mówiłam do siebie.Z całej siły próbowałam usunąć to uczucie z siebie. Nie mogę znowu tego zrobić. Dać się ponieść emocjom. Podniosłam się i przemyłam twarz wodą.

James:

Patrzyłem na drzwi w których zniknęła i odchyliłem głowę do tyłu. Uderzyłem nią parę razy o oparcie kanapy i nagle siedzący naprzeciwko mnie Kirk wstał z miejsca i usiadł na miejsce Liz.
- James...widzę co się dzieje...- powiedział i popatrzył na mnie przenikliwym wzrokiem.
Nic nie odpowiedziałem, bo pewnie nawet jakbym to zrobił nie było by to zgodne z prawdą. Popatrzyłem tylko na niego i oparłem głowę o kanapę, zamykając oczy.
- Nie rób niczego wbrew jej woli...ten cały McKagan ją zranił..i to bardzo po niej widać..czas, James..wystarczy czas..- nie zdążyłem odpowiedzieć, bo drzwi od kibla otworzyły się i stanęła w nich ona.
Niepewnie uśmiechnęła się do mnie i podeszła.
- Ja..ja chciałabym iść spać...ale..nie wiem gdzie macie tu sypialnie..- powiedziała, patrząc na mnie pytająco.
- Ej, własnie jak śpimy? - spytał nagle Kirk.- Są dwie sypialnie..w jednej trzy łóżka a w drugiej..ee..dwa..
Spojrzał na nią znacząco.
- No to..Liz..nie będziesz spała z dwójka napalonych debili...czujesz się najlepiej z Jamesem, więc bierz tą dwójkę..- powiedział nagle Lars, uśmiechając się do niej. Myślałem że zabiję gnoja.
Podniosłem wzrok i popatrzyłem na nią niepewnie.
- No..no dobra..- uśmiechnęła się do mnie.- To..pokażesz mi gdzie ta..sypialnia?
Szybko wstałem i pociągnąłem ją za rękę. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem, że Kirk mówi coś Larsowi. Dupek. Kochany, ale dupek.
Weszliśmy na mały, ciemny korytarzyk. Podszedłem do ostatnich drzwi i przekręciłem klucz w zamku. Otworzyłem je przed nią i popatrzyłem z boku, na jej twarz.
- Poradzisz sobie?- szepnąłem.
Podążyłem za jej wzrokiem i zobaczyłem, na małe dwuosobowe łóżko. Nie ma szans, bym spał na jakiejś podłodze czy coś.
- Liz..wiesz, że mogę spać tam..-zacząłem mówić.
- Nie..no..co ty, to raczej ja powinnam..jakoś sobie poradzimy...- uśmiechnęła się do mnie uroczo.
- No to..ty idź spać, a ja jeszcze posiedzę...postaram się potem cię nie obudzić...- delikatnie pogłaskałem ją ręką po ramieniu i odszedłem zostawiając ją samą.
Wróciłem do saloniku i usiadłem na swoje byłe miejsce.
- Bądźcie ciszej...ona tam zasypia..- powiedziałem ciszej i wziąłem kolejne piwo.
- Stary..sory..wiesz za bardzo nie ogarnąłem, że się rozstała z Duffem..- tłumaczył się Lars.
- Nie..spoko..- uśmiechnąłem się
Każdy wrócił do swojej rozmowy. Siedziałem, zamyślony patrząc w sufit. Co się ze mną dzieje? Znam ją dwa dni...dwa jebane dni. Mam wrażenie, jakby to właśnie ona była całym sensem tej trasy.
Ale co ja mogę zrobić? Została zraniona, ja z resztą też. Ten jebany McKagan. Dlaczego to robił? Przecież ona jest niesamowita...
- I co zamierzasz z tym zrobić?- odezwał się do mnie Kirk.
- C-co?
- Ej..jestem głupi, ale widzę jak ludzie do siebie ciągną..- powiedział.
Popatrzyłem na niego.
- Jest między wami chemia...i sam to przyznasz...Axl mówił to samo...James, spójrz..jesteście tak samo zranieni, macie trudną właściwie taką samą przeszłość..więc nie mów mi , że ty ją po prostu lubisz.
- Kirk, ja ją znam dwa dni..-jęknąłem.- Dwa..dni..
Zamilkł na chwilę.
- Czy dla ciebie to jest przeszkoda?- spytał. No pewnie, że to nie jest przeszkoda. Jak bym mógł, już dawno bym jej to powiedział.
- Nie wiem..- skłamałem i wbiłem wzrok z puszkę.
Już nic nie odpowiedział.
- Dobra, idę spać...- powiedział i wstał.
- Lars...idziemy też?- spytał znudzony Jason, drapiąc się po włosach.
- N-no..
- To nara, Hetfield...do jutra...pilnuj się !- zaśmiał się Jason i obaj wstali, zostawiając mnie samego.
Po chamsku zgasili mi światło.
- Dz-dzięki, pedały..- powiedziałem ironicznie i usłyszałem ich stłumione śmiechy.
Oparłem głowę o kanapę i wkrótce rozmowy zza ściany ucichły. Dało się słyszeć, jak autobus szura kołami po asfalcie uspokajając mnie.
Nagle usłyszałem kroki i otworzyłem oczy. Pomimo tego, że było ciemno przez szyby wpadało światło księżyca więc trochę widziałem. W rogu pomieszczenia stała Liz, obejmując ramiona dłońmi.
- Nie mogę zasnąć...-szepnęła i podeszła do mnie, uderzając stopami o zimną podłogę.
- No to siadaj...
Miała na sobie za dużą koszulkę z Misfits i krótkie spodenki, usiadła więc obok mnie i podkurczyła nogi pod szyję, obejmując je rekami. Było ciemno, ale widziałem jej twarz. Na ramiona opadały jej długie, brązowe włosy.
- Dlaczego nie możesz spać?- spytałem.
- Nie wiem..z emocji..czy coś..- powiedziała i popatrzyła na mnie z boku.
Zapadła cisza, która była dziwnie przyjemna dla uszu.
Oparła łokieć na oparciu kanapy i ręką przeczesała sobie włosy.
- To co robimy?- spytałem, biorąc łyka piwa. Popatrzyła na puszkę i potem na mnie.
Podsunąłem ją jej pod nos, szybko wzięła ją i dała łyka.
Oddała puszkę i oparła podbródek o ramię, patrząc przez okno.
- Chyba masz rację...
- Ale z czym?- spytałem, patrząc na nią z boku.
- No z tym odizolowaniem się od nich...wrócę do swojego mieszkania...i wszystko..wszystko będzie dobrze...- szepnęła.
Uśmiechnąłem się do niej i wziąłem kolejnego łyka.
- No i dobrze, Lizzy...- puściłem jej oczko i zgniotłem puszkę i w dłoni i rzuciłem ją na przeciwną kanapę.
Na chwilę zamilkła i po chwili ziewnęła.
- Jemy coś?
- No właśnie, kurwa..też jestem głodny..- popatrzyłem na nią i szybko wstałem, podając jej rękę.
Bez słowa chwyciła ją i poszliśmy w kierunku małej kuchni.
Usiadła na malutkim blacie i podążała za mną wzrokiem. Nachyliłem się nad lodówką i odwróciłem się do niej, pytająco.
- Jabłko...- powiedziała i mrugnęła do mnie. Westchnąłem i wyciągnąłem z niej dwa , duże owoce.
Podszedłem do niej usiadłem obok, tak blisko, że nasze kolana stykały się ze sobą.
Wgryzła się w swoje jabłko i uśmiechnęła się.
- C-co?- popatrzyłem w jej stronę, trzymając w zębach owoc. Oparła delikatnie głowę o moje ramię i znowu zaczęła jeść.
- Nic, fajnie że tu jestem..a nie tam..- powiedziała. Poczułem dziwne uczucie, ale szybko przypomniałem sobie co powiedział Hammet. Trzeba dać temu czas. Chyba wyczuła, że nie odwzajemniłem jej gestu i szybko podniosła się. Spuściła głowę, a jej twarz zakryły włosy.
Przestaliśmy rozmawiać. I ona i ja nie wiedzieliśmy co mamy powiedzieć. Chyba pierwszy raz między nami, zapadła nie zręczna cisza.
- Po prostu...-nagle odezwała się słabym głosem.- Po prostu, choć raz...chce poczuć...chce poczuć to ciepło, od drugiego człowieka...
Nie odrywałem od niej wzroku i chodź wyraźnie nie widziałem jej twarzy, wiem że miała łzy w oczach.
- Nie mam nikogo, James...ani rodziców, ani przyjaciół, ani..ani jego...- głos jej się załamał i jedną dłonią zasłoniła sobie oczy. Przełknąłem jabłko i wyrzuciłem resztę do zlewu, za mną. Zszedłem z blatu i w jednej chwili rozsunąłem jej nogi i z całej siły objąłem ją rekami. Gdy tylko ja dotknąłem drgnęła, więc żeby ją uspokoić, szepnąłem jej do ucha..
- Spokojnie, nic ci nie zrobię..tylko cię przytulę...już dobrze..
Nic już nie odpowiedziała, tylko wybuchnęła cichym płaczem. Nie mogłem nic zrobić, bo wiem że żadne słowa by tutaj nie pomogły. Musi się wypłakać, wyrzucić z siebie wszystkie złe emocje. Nie bardzo wiedziałem co mam robić. Żadna kobieta nigdy nie płakała tak mocno, na moim ramieniu. Z Stephanie było inaczej. Była inna niż Liz. Ona jest delikatna..taka wrażliwa.
- Już będzie dobrze...- powiedziałem pewnie. Podniosła wzrok i prawie wmurowało mnie w ziemię. Jej oczy. Światło padało wprost na nie, więc teraz były zupełnie brązowe. Najpiękniejsze oczy, jakie widziałem w życiu.
Dzieliły mnie sekundy od tego, by..by..by ją..
- Muszę iść spać, po prostu zasnąć...już za dużo myślę..- wręcz oderwała się ode mnie i zeszła blatu.
Zatrzymała się przy wyjściu z kuchni, trzymając dłonie przy twarzy.
- Idziesz też? - odwróciła się i nagle, ku mojemu zdziwieniu słabo się uśmiechnęła. Głęboko westchnąłem i poszedłem za nią, gdy przechodziliśmy koło kibla zatrzymała się i powiedziała
- Idę jeszcze na chwilę..się..ogarnąć...zaraz przyjdę..
Pokiwałem głową i odszedłem w stronę sypialni. Panował tu zupełny mrok. Podszedłem do łóżka i ściągnąłem koszulkę, rzucając ją w kąt. Położyłem się pod ścianą i przykryłem kołdrą do pasa. Kurwa, co mam robić jak tu przyjdzie? Jak mam się zachować? Czułem dziwne uczucie. Które nie do końca było mi znane, coś jak motylki w brzuchu nastolatka.Podparłem głowę o ramię i wpatrywałem się nerwowo w drzwi.
Nagle otworzyły się, a ja wytężyłem wzrok by móc ją zobaczyć. Stanęła w przejściu i oparła się o framugę.
- Zgasić światła ?- szepnęła. Przetworzyłem jej słowa w głowie i gwałtownie pokiwałem głową. Na chwilę wyszła i wszędzie zapanował mrok. Usłyszałem, że zamyka drzwi. Usiadła na rogu łóżka i powoli podniosła ręce. Przeczesała palcami włosy i odwróciła się. Jedną ręką odsunęła kołdrę i wsunęła się pod nią. Nie ruszyłem, się ani na chwilę obserwując ją z boku.
Była zupełnie ode mnie odwrócona, a nasze ciała w ogóle się nie stykały. Tkwiłem wciąż w tej samej pozycji, więc powoli czułem że moja szyja drętwieje. Westchnąłem i odwróciłem głowę na wprost. Obraziła się? Jest zła? Biłem się z myślami, bojąc się odezwać. Zachowujesz się jak dzieciak, Hetfield.
- James?- jej szept. Wstrzymałem oddech i gwałtownie na nią popatrzyłem.- Mogę się do ciebie przybliżyć?
Cały czas była odwrócona więc, nie mogłem zobaczyć jej twarzy.
- T-tak..- udało mi się powiedzieć.
W jednej chwili przesunęła się do mnie. Bardzo blisko. Jej plecy dotykały mojego ramienia, powodując przyjemne ciepło.Podniosłem rękę, tak że teraz leżała nad jej głową. Przysunęła się jeszcze bliżej.
Położyła głowę na moim ramieniu. Jej włosy były wszędzie, przyjemnie łaskocząc mnie po twarzy i szyi.
Wszędzie była cisza, niesamowita cisza przerywana naszymi oddechami. W pewnym momencie, poczułem że obraca głowę w moją stronę. Jej oddech, sprawił że poczułem ciarki. Na całym ciele.
Przybliżała się. Co centymetr. Nagle jej usta musnęły delikatnie moją żuchwę. Potem policzek. Były ciepłe, miękkie...i takie słodkie. Ucałowała kącik moich ust i wtedy odwróciłem głowę, zupełnie w jej stronę i przymknąłem oczy. Musnęła moje usta i złączyła nasze wargi w delikatnym pocałunku.


Liz:

Odsunęłam się, ale nasze twarze nadal były kilka centymetrów od siebie. Przymknęłam oczy i po prostu odwróciłam głowę, przykładając ją z powrotem do poduszki. W pewnym momencie, poczułam jego rękę na mojej talii. Przyciągnął mnie mocno do siebie, tak że czułam jego ciepły oddech na szyi. Moje włosy były wszędzie, a on po prostu wtulił w nie twarz. Jego dłoń, opadała na kołdrę więc opuszkami palców dotknęłam jej i splotłam delikatnie nasze palce. Pierwszy raz, od nie pamiętam kiedy czułam się bezpiecznie.

poniedziałek, 18 marca 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 18




Lizzy:

Patrzył na mnie, przeszywającym wzrokiem. Czułam go wszędzie, wręcz przebijał mi serce. Przełknęłam ślinę i próbowałam skoncentrować wzrok na czymkolwiek tylko nie na nim.
- K-koniec?- powiedział, prawie nie słyszalnie.Wypuścił powietrze z ust.- Ale przecież...Liz..to nie miało tak być..ja..
- Nie chcę tego słuchać, Duff...- szepnęłam, by przerwać mu. - Zakończyłeś to..sam..nic nie poradzę..a ja nie będę z kimś kto mnie oszukuje...kto nie potrafi...
- Po prostu się zagubiłem...zespół..dragi..Boże..proszę nie rób tego..ja..przepraszam...-mówił bez przerwy. Z całych sił próbowałam go nie słuchać. Próbowałam walczyć z tym co do mnie mówił. Nie wierzyć mu.
- K-kochałam..c-cię...- szepnęłam i poczułam spływające po moich policzkach łzy.
Podszedł do mnie i chciał mnie objąć, ale wyrwałam mu się szybko i odsunęłam się parę kroków.
- Liz..- jęknął.- Ale ja kocham cię teraz..
- Trzeba było myśleć o tym kiedy bzykałeś te dziewczyny...wtedy..możesz wyobrazić sobie co wtedy czułam...- powiedziałam.
Zapadła cisza. Niemiłosiernie zła cisza. Patrzyliśmy sobie w oczy nawzajem próbując chyba coś wyłapać. coś zobaczyć. Bezskutecznie.
- Chcę, żebyśmy zostali przyjaciółmi...- powiedziałam. - Nie teraz..z czasem...jeśli chcesz..
- Jeśli chcesz..- zaśmiał się ironicznie z moich słów i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Zapalił jednego i schował je szybko z powrotem. Uniosłam brwi i spojrzałam na niego pytająco.
- Dobra..jak kurwa tak chcesz, to proszę bardzo...szukaj sobie nowego pokoju...z byłymi laskami nie dzieli się łóżka...- parsknął obrzydliwym śmiechem i wyminął mnie szybko. Poczułam tylko dym jego papierosa i zostałam sama na korytarzu. Co teraz, Liz? Co teraz zrobisz? Gdzie się podziejesz? Gdzie pójdziesz?
stałam na środku,w ciemności patrząc przed siebie. Nagle z oddalonego pokoju wyszedł Axl.
Bez słowa podszedł do mnie i w jednej chwili przytulił mnie do siebie.
- Cii..Liz..będzie dobrze..-głaskał mnie po włosach, szepcząc do ucha.
- Gdzie teraz pójdę , Axl? - mówiłam przez łzy.
- No przecież...na razie jedziesz wszędzie z nami..jesteś naszą charakteryzatorką...więc czy chcesz czy nie, musisz z nami jechać...a McKaganem się nie przejmuj...przecież zawsze możesz zamieszkać ze mną w pokoju..albo ze Slashem..Stevenem..cokolwiek...- tłumaczył mi. Próbowałam uwierzyć w jego słowa, choć nie do końca wierzyłam w to, że to wszystko się ułoży. Popatrzyłam na niego.
- No uśmiechnij się..kurwa..o jednego Duffa nie chodzi...-pocałował mnie w czoło i pozwolił bym się w niego wtuliła. - Dobra a teraz idziemy chlać..oni są w tym pokoju wszyscy?
Wyminął mnie spojrzeniem i spojrzał za mnie.
- A ten co?- wskazał głową. Podążyłam za jego spojrzeniem i popatrzyłam na śpiącego Larsa. Mimowolnie uśmiechnęłam się.
Axl pociągnął mnie w stronę drzwi i otworzył je na oścież, powodując że rozmowy ucichły.
Spojrzenia wszystkich osób skierowały się na mnie.
Weszliśmy powoli do pokoju. Wszyscy siedzieli na łóżkach i kanapach, a na stolikach nocnych stały różnego rodzaju trunki.
Mój wzrok zatrzymał się na nim. Siedział na brzegu łóżka trzymając w ręku gitarę. Patrzył się wprost na mnie. Z uśmiechem na twarzy. Mimo wszystko odwzajemniłam to, ale szybko spuściłam wzrok. Podeszliśmy kolo nich i Axl usiadł koło Slasha na przeciwko mnie a ja koło Jamesa. Nikt o nic nie pytał. Tak jakby nic się nie stało. Zaczęło się robić głośno bo wszyscy zaczęli rozmawiać. Odwróciłam głowę w jego stronę i założyłam nogę na nogę. Odłożył gitarę i przysiadł się bliżej mnie.
- I jak, mała? - spytał, patrząc na mnie czujnie z boku. Wyjęłam z jego ręki szklankę z jakimś trunkiem i wypiłam ją jednym haustem. Zaśmiał się i wyciągnął spod łóżka całą, butelkę Jim'a Beam'a. Nalał mi płynu i wziął dla siebie drugą szklankę. Wypiliśmy na raz i zaczęliśmy rozmawiać. Nie zwracając uwagi na nikogo.
- Wiesz niby mam ten dom..ale jakoś jest tam tak pusto..no wiesz, po prostu nie czuję się tam swojo..- mówił James, pokazując mi zdjęcie swojej willi.
- No rozumiem...a..z tą..twoją..- przerwałam, zdając sobie sprawę że poruszam trudny dla niego temat.
- Tak, mieszkała tam ze mną...- odpowiedział na moje pytanie, które nawet nie padło z moich ust.- Ale..to nie wyglądało jak życie..no nie wiem..rodziny...mijaliśmy się, rozumiesz?
- Jest tam pusto, bo jesteś w nim sam...a ty...no wiesz..- powiedziałam, biorąc łyka ze szklanki.
- Wiesz, Liz? Zawsze chciałem mieć taki dom...zupełnie inny niż ten w dzieciństwie. - mówił.- I..dobra..teraz sie nie smiej..chciałbym tam mieszkać z żoną..dziećmi..po to go kupiłem..
Popatrzyłam się na niego i uśmiechnęłam się, delikatnie.
Zaczęło mi się robić nie dobrze. Z całej siły próbowałam powstrzymać, to okropne uczucie ale za chiny nie mogłam.
- J-jezu..p-przepraszam..ale będę ż-żygać..- zasłoniłam sobie usta reką i wstałam, wbiegając do kibla. Ledwo co wytrzymałam, ale nachyliłam się nad muszlą i jakimś cudem wtrafiłam w otwór.
Gdy to w końcu zrobiłam, osunęłam się obok i oparłam tył głowy o ścianę. Przymknęłam oczy i otarłam twarz.
- Już ok?- spytał nagle James. Na dźwięk jego głosu otworzyłam oczy. Stał w drzwiach, oparty o ich framugę.
- T-ta..- jeknęłam cicho. Podniósł brwi i spojrzał na mnie z uśmiechem. Gdy tylko chciałam się podnieść, natychmiast poczułam bulgot w brzuchu i ponownie upadłam nad muszlą, wydając z siebie takie dźwięki jakich..no właściwie lepiej nie mówić.
- Liz..-westchnął James i poczułam, że staje nade mną. Wziął moje włosy z ramion i przytrzymał je delikatnie dłonią. Pomimo tego w jakim byłam stanie, poczułam dziwne uczucie gdy czułam jego ciepłe dłonie.
- Jebany..Jim Beam..- jęknęłam, wypluwając ślinę.
Zaśmiał się i pomógł mi wstać. Oparłam się o umywalkę i delikatnie przemyłam twarz lodowatą wodą.
- Idziesz spać..-oznajmił i odwrócił się pokazując mi palcem drzwi.
- Rozkaz..-westchnęłam ciężko i powłóczyłam nogami, wychodząc z łazienki. Wszyscy już leżeli po kątach na podłodze. Potknęłam się o nogę fotela i dyby nie James leżałabym jak długa. 
Chwycił mnie pod ramię i pomógł wyjść z pokoju. Szliśmy wzdłuż ciemnego i zimnego korytarza, obok siebie.
- Boże..jak mi nie dobrze..-wyjęczałam i oparłam dłoń o zimne czoło. Spojrzał na mnie czujnie i zatrzymał mnie, koło drzwi do mojego pokoju.
- Wiem..ale..dasz rade sama?- spytał cicho.
- Szczerze..nie..a co jak zadławię się rzygami, jak Bon Scott?- spytałam i znowu, mnie chwycił gdyż potwornie zakręciło mi się w głowie.
- Przestań..- jęknął. - Ale jak coś..to wiesz gdzie mnie szukać, prawda?
Pokiwałam głową i popatrzyłam jak odwraca się na pięcie i odchodzi. Stałam jak wmurowana, nie mogąc wydusić z siebie słowa.
- James!- gwałtownie zawołałam go. Odwrócił się w jednej sekundzie. Dzieliło nas jakieś kilka metrów, ale i tak wyraźnie widziałam jego twarz.
- Tak?- spytał.
Przełknęłam ślinę.
- Z-zostań..zostań ..z-ze mną..- wydusiłam z siebie. Na jego twarzy zagościł najcudowniejszy uśmiech jaki w życiu widziałam.
Przeszedł dzielącą nas odległość i stanął na przeciwko mnie.
- No..to..-pokazał głową za drzwi.
- E-e..gdzieś..mam klucze..-powiedziałam, słabym głosem i pomacałam dłońmi tylne kieszenie. Wyciągnęłam go i podałam mu.
- Otwórz..ja niewtrafię nawet w zamek..- oparłam się o ścianę i popatrzyłam na niego z boku. Otworzył drzwi i przepuścił mnie w nich. Weszliśmy do ciemnego pokoju, który był w takim stanie w jakim go zostawiłam. Nie czekając na jego reakcję, walnęłam się na łóżko , uderzając głową o poduszkę.
Poczułam , że siada na łóżku obok mnie i przykrywa mnie kołdrą. Coś zakuło mnie w brzuchu. Poczułam się dziwnie. Zupełnie inaczej. Odwróciłam głowę, nie odrywając jej od poduszki. Było ciemno, więc dokładnie nie widziałam jego twarzy.
- Co mam ze sobą zrobić, James?- szepnęłam.
Cały czas milczał.
- Zostałam sama...a Duff robi wszystko, by tylko mnie wypierdolić z ich życia..-mówiłam.- Już wolę nie myśleć co będzie jak wrócimy z trasy.
- McKagan nie jest chujem..na pewno..
- Czyżby?- spytałam.
- N-no..dobra..może..
- No własnie..- westchnęłam.
- No nie wiem...ale jakby coś się stało takiego..że..no wiesz...to zawsze możesz przyjść po pomoc do nas..albo..do mnie..- powiedział cicho.
Nie widział tego, ale uśmiechnęłam się pod nosem. Jest dla mnie taki miły. Taki..dobry. Nie znam go długo, a wydaje mi się że całą wieczność.
- Dziękuję..James..i wiesz..mam nadzieję..że..- zaczęłam mówić.
- Że co?- spytał, uśmiechając się.
- Że..nasz kontakt się nie urwie..-odpowiedziałam, czując zażenowanie. Nie wiem, jakoś tak poczułam że to wyznanie było dla niego ważne. Że chciał to usłyszeć z moich ust.
- Ja też mam taką nadzieję, Liz...-odpowiedział.- Ale..teraz idź spać..jak zaśniesz to sobie pójde, co?
Pokiwałam twierdząco głową i powoli zamknęłam oczy. Zapadła cisza, mącona odgłosem naszych oddechów. Powoli czułam, że odpływam w sen. Gdy nagle usłyszałam jego szept.
- Śpij dobrze, mała...
Uśmiechnęłam się i w jednej chwili zasnęłam.


***

Obudziłam się gwałtownie, słysząc głośne pukanie do drzwi. Odruchowo zerwałam się z miejsca. Pożałowałam tego, bo wstałam zbyt szybko i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Złapałam się ściany i odczekałam parę sekund.Podeszłam do drzwi i otworzyłam je na oścież. Stał przede mną James. Uśmiechnięty i świeży. W głowie próbowałam odtworzyć sobie mój teraźniejszy wygląd, ale za chiny nie mogłam. Szybko jedną ręką odgarnęłam sobie włosy z twarzy, naciągnęłam bluzkę i uśmiechnęłam się do niego ciepło, opierając głowę o drzwi.
- Cześć...- powiedział nieśmiało, podpierając się jedną ręką o ramę.
- Cześć, James...-odpowiedziałam, słabym głosem, cały czas się uśmiechając. Patrzył na mnie niepewnie, jakby szukał w głowie słów.
- Emm...bo..śniadanie jest już na dole..w barze..-zacząl mówić.- Powoli będziemy się zbierać, bo wiesz..odwołali nam koncert..
Jeszcze szerzej się uśmiechnęłam, zdając sobie sprawę jak bardzo oboje jesteśmy zażenowani zaistniałą sytuacją.
-Nie będzie koncertu?- udawałam zdziwienie, chodź tak tak naprawdę wcale nie miałam do tego głowy. On chyba też.
- No..w sumie to będzie, ale w Denver..a potem..już do domu..- rzekł i uniósł brwi.- Wyszedłem, zaraz po tym jak zasnęłaś..
- Wiesz, nie wiem..spałam..- próbowałam jakoś rozluźnić sytuację. Nigdy w życiu nie czułam się tak nie zręcznie. Coś w tym było, nie do końca mogę opisać co.
- Obudziłem cię, Liz?- w końcu odezwał się.
Wypuściłam powietrze z ust i uśmiechnęłam się.
- Tak myślałem..-odwzajemnił go.
- Nie no..wiesz..dziękuję..sama nigdy w życiu bym się nie obudziła, a żaden z moich przyjaciół na pewno by się nie pofatygował, żeby tu przyjść i powiedzieć o tym wszystkim..i pewnie została bym tu nie wiedząc o niczym..- słowo "przyjaciół" wypowiedziałam z taką ironią, o jaką bym się nawet nie podejrzewała.
- Nie ma sprawy..- odpowiedział i znowu zapadła nie zręczna cisza. Widziałam w jego oczach, że bardzo chce zmierzyć mnie wzrokiem. No..w końcu to facet. Zaśmiałam się w myślach. Za drzwiami, podniosła rękę i spuściłam na ramię koszulkę, tak by dość sporo odsłaniała. Nie zauważył tego więc, nagle odsunęłam drzwi. Gdy zobaczył moje nagie ramię i tułów okryty cienką, prawie przejrzystą koszulkę z Rolling Stones, dosłownie na sekundę wstrzymał oddech. Boże , Liz..jesteś pojebana.
- To..kiedy wyjeżdżamy?- spytałam. Na dźwięk mojego głosu ocknął się i popatrzył w moje oczy.
- Za..jakieś dwie godziny...trzeba jeszcze ogarnąć to i owo...no i będziemy ruszać..- powiedział. Oparłam się o framugę drzwi.
- To..może ja już pójdę..co?- spytał nie pewnie. Natychmiast oprzytomniałam. Boże, Liz. Co ty odpierdalasz? Naciągnęłam szybko koszulkę z powrotem.
- Nie!-zareagowałam chyba za gwałtownie.- Znaczy...nie idź..jeszcze
Popatrzył na mnie z uśmiechem i z powrotem oparł się o drzwi.
- Może..pomożesz mi się spakować, co?- rzuciłam, z nadzieją że się zgodzi.
Nic nie mówiąc podszedł do mnie szybko. Cofnęłam się do tyłu i weszliśmy do pokoju. Objęłam ramiona dłońmi i rozejrzałam się po zasyfiałym pokoju. Usiadł na rogu łóżka i rozłożył nogi. Usiadłam koło niego.
- Papieroska?- spytał, wyciągając z kieszeni paczkę Marlboro.
- Jezu..nareszcie...-odetchnęłam głęboko i wzięłam jednego. Zapaliłam go i już po chwili w powietrzu unosił się wszechobecny dym.
- Przez to gówno, co raz częściej jest mi duszno...- powiedział, charakterystycznie mrużąc oczy, gdy zaciągnął się papierosem.
- Mi też...z resztą..James i tak wszyscy umrzemy..a czy zaćpamy się na śmierć czu umrzemy na raka płuc..bez różnicy..-wzruszyłam ramionami, patrząc się w jeden punkt. Poczułam , że patrzy na mnie z boku. Długo milczeliśmy. 
- Liz?
- Hmm?
- Kochasz go, prawda?- spytał. Przytknęłam palce do oczu, dotykając spojówek które od dymu bardzo mnie szczypały.
-Trudno jest...przestać kogoś kochać..tak z dnia na dzień...- zaczęłam mówić. - Potrzebuję czasu, muszę o nim zapomnieć..o nim i o tym wszystkim co nas łączy..włączając do tego całe Guns N Roses...
Zapadła głęboka cisza,przerywana odgłosami naszych oddechów. Pod moimi oczami zaczęły zbierać się łzy, więc zamrugałam parokrotnie.
- Liz...przechodziłem dokładnie przez to samo..- szepnął. - Pomogę ci..bo ja też potrzebowałem pomocy...i ty mi tą pomoc dałaś..
- Ja?- zdziwiłam się.
- Dzięki tobie..po prostu zapomniałem o niej...przez kilkanaście godzin spędzonych z tobą...oderwałem od niej myśli i znalazłem się w innym świecie..dlatego właśnie cię rozumiem, Lizzy...i chyba tylko ja...- powiedział. Popatrzyłam na niego z boku, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Nagle moje myśli zmącił łomot, otwieranych drzwi, które z impetem uderzyły o ścianę. Do pokoju wszedł Duff. Obejmując w talii zupełnie pijaną blondynkę, która chichotała pod nosem, ledwo co stojąc na nogach. Gdy tylko nas zobaczył, zatrzymał się gwałtownie.
- Przyszedłem...się..spakować..-rzucił tylko i podszedł do szafy, wkładając ubrania do torby.I ja i James wpatrywaliśmy się w nich bez słów.
- N-no..tak a po co miałbyś przychodzić...- powiedziałam cicho, strzepując popiół z papierosa.
- Co?- warknął pogardliwie. Starałam się na niego nie patrzeć. Jedną rękę włożyłam pod ramię, by powstrzymać jej drganie, a w drugiej trzymałam papierosa.
- Nic..-odpowiedziałam. Znowu zajął się pakowaniem. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że pakuje do torby moją koszulkę z Misfits. Zerwałam się z miejsca.
- Zostaw..to..to moje..-warknęłam, wyrywając mu ją z ręki. Cała się trzęsłam. Podniósł się powoli. Stanął tak blisko mnie, że prawie stykaliśmy się ciałami. Moja głowa była na wysokości jego klatki piersiowej, więc zamknęłam oczy, próbując na niego nie patrzeć.
- Wsadź sobie w dupę..tą koszulkę..- powiedział. Wzdrygnęłam się i mocniej zacisnęłam powieki. Odsunął się ode mnie i rzucił ją na podłogę. Schylił się po torbę i gdy ją podniósł, ja otworzyłam oczy. Zderzyłam się z jego spojrzeniem. Obrzydliwie zmierzył mnie wzrokiem. Od stóp do głów. Ruszył z miejsca i gdy mnie mijał, znowu zamknęłam oczy.
- Cycki ci widać...-warknął. Dziewczyna parsknęła śmiechem. On pociągnął ją za rękę i wyszli z pokoju z hukiem zamykając drzwi. Nastała grobowa cisza. Wypuściłam papierosa z palców, tak że potoczył się po podłodze.Objęłam twarz dłońmi i wybuchnęłam płaczem. Poczułam silne ramiona, obejmujące mnie. Przyciskał mnie do siebie mocno. Wtuliłam twarz w jego koszulkę, cały czas łkając. Nic nie mówił. Po prostu był.
- Widzisz?Widzisz co się z nim stało?- mówiłam, próbując opanować płacz. Czułam bijące od niego ciepło. Którego tak potrzebowałam. Zwykłe ciepło. Od człowieka któremu ufałam.
- Nie płacz...Lizzy..koch...kochanie..-ostatnie słowo wypowiedział szeptem, czule gładząc mnie po plecach.
- Nie mam siły...już dłużej tak nie wytrzymam...
- Wytrzymasz, jak tylko wrócisz...po prostu..urwij z nimi kontakt..na jakiś czas...wróć do swojego mieszkania...i spróbuj zapomnieć..a jeśli uznasz, że jesteś już gotowa odezwij się do nich..
- Ale..ale ja się boję, że jeśli urwę z nimi kontakt już nigdy więcej go nie odzyskam..- powiedziałam i oderwałam się od niego. Otarł kciukiem łzy z moich policzków i uśmiechnął się do mnie.
- Wszystko będzie dobrze..- próbowałam uwierzyć w jego słowa, z całego serca. W końcu uśmiechnęłam się do niego.
- No widzisz?Teraz już nie płacz i chodź na dół...zjesz coś, huh?
Pokiwałam twierdząco głową i włożyłam kosmyk włosów za ucho.
- T-to..poczekasz chwilę? Ubiorę się..i umyję...- spytałam.
- No pewnie...- powiedział i znowu się uśmiechnął.Podeszłam do szafy i wyciągnęłam ubrania, po czym poszłam sie wykąpać. Wyszłam z łazienki i stanęłam przed nim.
- Możemy iść?- spytał.
- Mozemy...- odpowiedziałam i wyszliśmy z pokoju.

***


- Liz...bo..ee..jest taka sprawa...-jąkał się Slash, próbując mi coś powiedzieć. Na śniadaniu też zachowywali się dziwnie. 
- No co?- spytałam, patrząc na niego pytająco.
- Bo..zmieniły się plany..i..niestety..podzieliliśmy się..na autokary..no i my jedziemy w jednym, metallica w drugim..no i techniczni..jadą w trzecim..i..- już wiedziałam o co chodzi. Cofnęłam się o krok, nadal na niego patrząc.
- Czyli mam iść do tego trzeciego autokaru, tak?- próbowałam przełknąć ślinę.
- To nie jest mój pomysł...ich menadżer tak zarządził..i..jakby..
- Menadżer? A nie Duff?- spytałam ironicznie.
Popatrzył na mnie nie pewnie.
- Dobra..jeśli tak musi być to ja się dostosuje, jestem waszą charakteryzatorką..więc..- powiedziałam i odwróciłam się na pięcie, wchodząc z powrotem do swojego pokoju. Chciał coś powiedzieć, ale zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Ostatni raz podeszłam do swoich walizek, zapięłam je i wyszłam z pokoju, udając się na parking. Wszędzie szukałam Jamesa, ale nigdzie go nie było. Pewnie na głowie ma ważniejsze sprawy niż, przejmowanie się mną. Gdy wsiadałam do autokaru, usiadłam na kanapie i oparłam się głową o szybę myśląc o tym jak mnie potraktowali. W sumie do przewidzenia było to, że Duff to zrobi. No przecież gdzie on? Ze swoją byłą laską? W jednym pomieszczeniu? Może to i dobrze..przecież jak bym się czuła siedząc obok niego..patrząc na niego..Nagle z hotelu wyszli członkowie Metallici. Nieźle wkurwieni. Na początku szedł James. Nie mógł mnie zobaczyć, bo szyby były przyciemniane. Zaraz potem szedł Newsted, który przykładał sobie do głowy lód. Potem Lars z Kirkiem, którzy także mieli grobowe miny.
Weszli do autokaru który stał przed nami. Po chwili autokary ruszyły, czyli Gunsi siedzą już w swoim. Patrzyłam przez okno, na ulice Nowego Jorku co raz bardziej zdając sobie sprawę z tego że skończył się w moim życiu pewien rozdział. A zaczął nowy.




____________________________________

Wybaczcie błędy jesli się pojawią :*
Dziękuję wszystkim którzy czytają tego bloga nie wiem co bym bez was zrobiła :*
~xoxo

niedziela, 3 marca 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 17


Lizzy:


Patrzyliśmy się siebie z boku, dosłownie chłonąc swoje spojrzenia. Wszystko wydawało mi się tak dziwne i kolorowe, że nawet przestałam się zastanawiać co tu właściwie robię. W jego towarzystwie zapomniałam o tych wszystkich problemach. Zapomniałam o Duffie. O jego zdradach. O zespole. O tym wszystkim co jest dla mnie ważne.
- Wracajmy do domu...-szepnęłam mu na ucho. Nie odwrócił głowy, ale patrzył się na mnie kątem oka.
-Do domu? Do hotelu, Liz..- zaśmiał się i oparł głowę o moją. Siedziałam w milczeniu, unosząc się delikatnie z każdym jego oddechem. Czas się zatrzymał.
- Zasypiasz...- szepnął mi na ucho. Gwałtownie otworzyłam oczy i zderzyłam się z jego spojrzeniem.
- P-przepraszam..twoje ramię jest zajebiście wygodne, James...- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie. Na chwile zapatrzył się w moją twarz, ale szybko odwrócił wzrok.
Wstał i pociągnął mnie za sobą.
- Tyler, my idziemy!- krzyknął do wokalisty, siedzącego teraz stolik obok.
Odwrócił się i podbiegł do nas.
- Obiecaj, że jeszcze kiedy ją tu przyprowadzisz..no chyba, że spotkamy się tam z tymi twoimi kolegami..z tego..Guns..coś tam..-mówił do Jamesa, ale przytulał mnie. Objęłam go w pasie i mocno pocałowałam w policzek.
- Nie spieprz czegoś...wiem, że naprawdę ją kochasz..- szepnęłam mu na ucho. Znowu zaczął coś mówić,ale James skutecznie mnie od niego odciągnął. Szybko wyszliśmy przed klub, zamykając za sobą drzwi. Powietrze było rześkie i czyste, a to się nie zdarza w samym centrum Nowego Jorku. Chwyciłam mojego towarzysza pod ramię.
- Liz, gdzie macie pokój z Duffem?- spytał, gdy wchodziliśmy po schodach.
- 405..-odpowiedziałam zdyszana.- Nie ma tu jakiejś windy?
- Slash ją zepsuł dziś rano z Hammetem...przez dwie godziny jechali w tą i z powrotem z piątego na czwarte piętro..- odpowiedział. Przystanęliśmy przed drzwiami do pokoju. Wokalista stanął przede mną, zupełnie na przeciwko drzwi. Zapadła nie zręczna cisza, przerywana dźwiękami z baru hotelowego.
- No to...miło było cię poznać, James..-uśmiechnęłam się do niego nieśmiało. Patrzył na mnie, z lekko przechyloną w bok głową.
- Nawzajem..-powiedział cicho. Ściągnęłam jego kurtkę z ramion i podałam mu ją, zwijając ją. Przerzuci ją sobie swobodnie przez ramie i patrzył na mnie oczekująco.
- Jutro..opowiesz mi coś jeszcze?- spytałam nieśmiało.
- Co tylko będziesz chciała, Liz..-szepnął i szybko do mnie podszedł. Przywarłam do niego całym ciałem, wtulając twarz w jego ramiona. Czułam na sobie jego oddech, Ciepły oddech. Poczułam ta bliskość. Bliskość, której tak potrzebowałam. Staliśmy w takiej pozycji długo, w końcu poczułam że prawie odpływam.
Oderwał się o de mnie szybko, jakby otrząsnął się z transu. Uśmiechnął się do mnie słabo i wyminął szybko zostawiając samą. Stałam jak sparaliżowana. Nie miałam pojęcia co myśleć, a ni co czuć.
Objęłam gołe ramiona rekami i szybko wyciągnęłam klucz i otworzyłam drzwi do pokoju. Wszędzie panowała ciemność. Podeszłam na środek pokoju i wytężyłam wzrok. Na łóżku leżał Duff, z papierosem w ręku. Wiedziałam, że właśnie się na mnie patrzy.
- Gdzie byłaś?- szepnął, spranym z emocji głosem. Na dźwięk jego głosu przeszedł mnie dreszcz. Próbowałam wypatrzeć jego twarz, ale było zbyt ciemno.
- Poszłam się przejść...-odpowiedziałam. Ściągnęłam buty i rzuciłam je pod ścianę. Stanęłam na środku pokoju i rozebrałam się do naga, odrzucając rzeczy.- Nie muszę ci się tłumaczyć, ty też tego nie robisz...idę się wykapać..-rzuciłam szybko i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zacisnęłam oczy i usiadłam na toalecie. Objęłam dłońmi głowę i oparłam ją o kolana. Łzy ciekły mi po policzkach. Próbowałam powstrzymać łkanie, ale po prostu nie mogłam. Płakałam na tyle głośno, że na pewno to słyszał. Natychmiast odkręciłam wodę i weszłam pod gorące strumienie wody. W głowie mam pustkę. Nie wiem co myśleć. Po drugiej stronie ściany leży Duff, a gdzieś tam dalej jest on. Jest James.
Wyszłam z pod prysznica i okryłam się ręcznikiem. Umyłam szybko zęby . Gdy byłam już gotowa, przystanęłam pod drzwiami, ze strachem. Może zareagowałam zbyt mocno? Może nie powinnam była..nie. Szybko przerwałam sobie w myślach i gwałtownie otworzyłam drzwi. To co zobaczyłam, przerosło moje najlśmielsze oczekiwania. Pokój był pusty. Na łóżku nie było Duffa, a jego papieros leżał na stoliku nocnym tląc się delikatnie. Podeszłam i zobaczyłam, że na poduszce leży, mała karteczka. chwyciłam ją i usiadłam na rogu łóżka.

"Wyszedłem. Nie powiem ci gdzie, bo przecież nie musimy się sobie tłumaczyć, prawda? Miłej nocy, kochanie. "


Uśmiechnęłam się pod nosem, wypuszczając powietrze z ust.
- Na pewno będzie ci lepiej, niż ze mną...-szepnęłam do siebie próbując przełknąć ślinę.Gardło zacisnęło mi się przeraźliwie. Pierwszy raz w życiu, zrobiło mi się przykro. Najnormalniej w świecie. Popłakałam się, rzucając się na łóżko.
- Jebany..skurwiel..-mówiłam do siebie łkając. Nie wiedząc dokładnie co robię, wstałam i wyszłam z pokoju nie zamykając drzwi. Szłam przed długie, ciemne korytarze płacząc. Nie wiedziałam dokładnie co robię i gdzie idę. Pod jednymi drzwiami zobaczyłam ,śpiącego Larsa. Przystanęłam koło niego i usłyszałam głośne rozmowy zza drzwi. Gwałtownie je otworzyłam. Twarze siedzących tam mężczyzn skierowały się natychmiast na mnie. Gdy spuściłam głowę i głośno wybuchnęłam płaczem, usłyszałam jakiś zamęt i ruch. Czyjeś ręce obejmują mnie mocno. To ten sam zapach. To te same ramiona. Ktoś głośno coś mówił, ale już nic nie słyszałam. Podniosłam głowę i zobaczyłam te oczy. Nachylił się nad moją twarzą, krzycząc coś. Leżałam na czymś miękkim. Tyle twarzy, tyle nie znanych mi sylwetek. Tylko jego twarz jest znana.
Jego zielone tęczówki i zmęczona twarz. Nad nim coś dużego i brązowego. To chyba włosy.
-Wraca..-usłyszałam, stłumiony głos gdzieś bardzo daleko. - Liz, słyszysz nas?
Zamrugałam oczami i próbowałam przywrócić ostrość. To na jego ramieniu opierałam głowę. To on mnie trzymał.
- Gdzie jest kurwa Duff?-ktoś mówił gdzieś w oddali.
- Poszedł z Newstedem do centrum...- ktoś odpowiedział.
- Liz?- szepnął James, patrząc na mnie. - Slash..daj jej jakąś wodę..Liz..brałaś coś?
Nie byłam w stanie odpowiedzieć.
- Słyszysz..hej Lizzy?- pytał.- Kurwa..nic..ściana..może zadzwonimy po karetkę?
- No i co ci niby powiedzą? Ona ćpała..zobacz jej oczy..- powiedział Slash, podając mu szklankę.
Podsunął mi ją pod nos.
- N-nie chcę..- szepnęłam.
- Słyszysz mnie? -jęknął. Wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Liz, co się stało?- nachylił się za de mną Steven.Próbowałam zamrugać i podnieść głowę jednocześnie.
- N-nie..w-wiem...-szepnęłam.
James kurczowo trzymał mnie w ramionach,ale w końcu pozwolił mi usiąść na łóżku.
- Chcesz wódki?- spytał Slash, siadając koło mnie. Pokiwałam twierdząco głową. Szybko wyciągnął spod łóżka butelkę i podał mi ją. Wzięłam parę łyków, ale dalej już nie mogłam pić.
- Już lepiej?- spytał Hetfield, patrząc na mnie z boku.
- Idę się zrzucić z dachu...kto idzie ze mną?
Wszyscy popatrzyli na mnie zdziwieni.
- Poczekaj na McKagana, na pewno będzie chciał ci towarzyszyć...-parsknął śmiechem Izzy i dopił moją wódkę.
Popatrzyłam najpierw na niego a potem po wszystkich.
- K-kurwa..-spojrzałam na siebie w lustrze, znajdującym się na przeciwko łóżka. Mam na sobie tylko koszulkę i gacie. - T-to..może ..ja już..p-pójdę..
- No i gdzie chcesz iść? Do tego gówna? Przecież on tam piep...-szybko przerwał Slash.
- No to będą się pieprzyć koło mnie, nie ma problemu...-odparłam i chciałam wstać, ale do pokoju gwałtownie wszedł Duff. Stanął w drzwiach, za nim stała kuso ubrana dziewczyna.
- James, mogę jedno łóżko..mam panienkę..- powiedział i zamarł. Wszyscy odwrócili głos w jego stronę. Wokalista objął mnie mocniej. Duff lustrował mnie przerażonym wzrokiem.
Zaczęłam szybciej oddychać, a oczy napełniały się łzami.
- T-ty...-zaczęłam mówić i wstałam z łóżka. Podeszłam powoli do niego, kurczowo trzymając się ściany.- T-ty..skurwielu...
Widziałam w jego oczach przerażenie, narastający strach.
- Liz..ja..ja..- zaczął mówić, ale nie zdążył dokończyć. Podeszłam do niego i popchnęłam go z całej siły na ścianę.
- Ty jebany chuju...- krzyczałam, bijąc go i płacząc równocześnie. Próbował obezwładnić moje ręce, ale bez skutecznie.- Myślisz, że kurwa..nie wiedziałam o twoich jebanych zdradach? Myślisz, że nic nie wiedziałam?
Łzy spływały mi po policzkach intensywnie. Już nie widziałam jego twarzy. Biłam na oślep, jakbym wpadła w trans. Pewnie wyglądało to komicznie, dla pozostałych osób ale nie mogłam nic poradzić. Emocje wylewały się ze mnie , w nieprawdopodobnie szybki sposób.
Ktoś odciągał mnie od niego od tyłu, ale byłam za silna.
- Dlaczego..nigdy mi nie powiedziałeś...że nie daję ci tego, czego potrzebujesz..- szeptałam, próbując złapać oddech. Znowu go popchnęłam, ale tym razem z całej siły przyciągnął mnie do siebie i zmusił do poddania się.
- Ciiii...cicho...- szeptał, głośno oddychając. Dziewczyna musiała już dawno pójść, bo nigdzie jej nie było. Moja głowa, opadła na jego ramię bezwładnie. Płakałam. Wręcz wyłam, nie mogąc się uspokoić.
Wyprowadził mnie z pokoju i zatrzasnął drzwi. Postawił mnie pod ścianą na ciemnym korytarzu.
- Jak..mogłeś...przecież..ja..tak cię kochałam..wyjechałam..z tobą..- szeptałam. Nic nie mówił, tylko tulił mnie do siebie mocno. Gdy próbowałam się wyrwać jego ręce jeszcze mocniej zaciskały silny uścisk.
- Przepraszam...przepraszam...wybacz mi..- szeptał mi do ucha.
- To wszystko...dla ciebie, Duff..wszystko było dla ciebie..a ty..tak po prostu..mnie tu zostawiłeś..samą..zupełnie samą..- potok słów lał się ze mnie niemiłosiernie.
- Przepraszam...już będzie dobrze...już...ciii...przepraszam...- cały czas powtarzał to słowo. Cały czas.
- Nie, Duff...nic nie będzie dobrze...- podniosłam głowę i pierwszy raz, spojrzałam w jego oczy. Płakał. Tak jak ja. Nie mogłam z siebie wydusić słowa.
- To wszystko..nie miało tak być, Liz..przepraszam..ja..po prostu...- zaczął mówić.
- To..to koniec , kochanie...-szepnęłam i zamknęłam oczy, pozwalając łzom płynąć.


___________________________________


***

Rozdział dedykuję kochanej Rain (ty już wiesz za co )

Dziękuję wam za te ponad 11 tysięcy wyświetleń!!

~xoxo