środa, 27 lutego 2013

I wanna watch you bleed - rozdział 16

Lizzy:

Oczom ukazała mi się sala, wielkości... bo ja wiem Rainbow i China Club razem wziętych. Ogromne, szare kotary zwisały z okien tworząc mroczną atmosferę. Przy stolikach siedzieli ludzie, których twarze znałam z okładek różnych czasopism. Pod ścianą stał wielki bar, na którym stało chyba trzy setki z najróżniejszymi alkoholami. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Głośny początek 'skulls' Misfits dudni z głośników ustawionych w rogu sali. Było tak głośno, że nie słyszałam nawet swoich myśli.
-Pozory mylą prawda?- zaśmiał się krzycząc mi do ucha, nie zdążyłam odpowiedzieć bo pewien mężczyzna krzyknął coś w naszą stronę, trzymając w dłoni papierosa. Zmrużyłam oczy i zdałam sobie sprawę że to pieprzony Steven Tyler. James ruszył szybko z miejsca, ciągnąc mnie za sobą. Byłam zupełnie sparaliżowana. Steven wstał od stolika i podszedł do nas chwiejnym krokiem.
-Hetfield, bracie!- i rzucił się na niego. -No nareszcie jesteś... trzeba tą wódkę w końcu dopić.- oderwał się od mojego towarzysza i przywarł do mnie całym ciałem. Pachniał mieszanką alkoholu, tytoniu i drogich perfum.
-Jak masz na imię maleńka?- szepnął mi do ucha i niby przypadkiem jego ręka zsunęła się po plecach, macając pośladek. Mimowolnie wzdrygnęłam się ale nie zareagowałam, bo byłam po prostu tak sparaliżowana że nogi i całe ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Całemu zdarzeniu z uwagą przyglądał się James. Gdy Tyler mnie puścił, kazał nam usiąść przy ogromny i okrągłym zarazem stole. Siedziały przy nim same znajome twarze. Joe Perry, Joe Hamilton, Alice Cooper i uwaga... Lemmy Kilmister. Siedziałam jak wmurowana w to jebane krzesło, patrząc na nich jak zaczarowana. Przecież to ludzie z moich marzeń. Twarze, które znałam tylko z gazet no i ewentualnie z telewizji. A teraz? Teraz siedzę z nimi przy jednym stole,w tym samym pomieszczeniu.
-Perry idź po wódkę albo co tam chcecie. - Powiedział Steven, opadając na krzesło obok mnie. Gitarzysta wstał szybko i mrugnął do mnie odchodząc. Zrobiło mi się gorąco. James cały czas mnie obserwował, miałam nawet wrażenie że bawiła go ta sytuacja kiedy ja nie wiem co powiedzieć w obecności takich gwiazd estrady. Po prostu siedziałam i się gapiłam, podczas gdy wszyscy prowadzili zawzięte konwersacje. Gdy Joe wrócił z trzema butelkami, czystej, ruskiej wódki zrobiło mi się niedobrze, na myśl jak za chwilę skończę. Siedząc tu z pięcioma gigantami muzyki, ni ma szans bym z nimi nie wypiła, chociaż wiem jak źle dział na mnie ten gatunek alkoholu. Nalałam kolejkę i pierwsza porcja poszła. Po czterech kieliszkach poczułam się błogo, tak jakbym zaraz miała zasnąć.

***
-Wiesz, tu nie chodzi o to, że nie kocham jej matki... po prostu nie chcę dawać jej do zrozumienia że byłem z tą kobietą tylko i wyłącznie z jej względu. Ona ma 17 lat... jest taka młoda- żalił mi się Tyler, opierając się łokciem o moje udo.
-A powiedziałeś jej kiedykolwiek, że ją kochasz? -spytałam cicho-Wiesz moi rodzice zmarli jak miałam 15 lat, brakowało mi ich cholernie mocno...bo wiedziałam że ich naprawdę nie ma, że są nienamacalni, nie wyobrażam sobie co Liv musi czuć...wiedząc, że jej ojciec gdzieś tam jest. To jest podstawowa różnica... ona ma świadomość, że jej ojciec żyje i ma się dobrze...a ja, pozostałam zupełnie sama....- Steven spojrzał na mnie z podniesionymi brwiami.
-To co mam zrobić, by wiedziała że ją kocham? -spytał
-Jedź i powiedz jej co myślisz...może ci wybaczy to, że ją zostawiłeś... albo chociaż zadzwoń do niej.
-To może zadzwonię i spytam czy mogę przyjechać?- spytał niepewnie.
-Musisz się pytać?- zdziwiłam się
-No wiem, tam jest jej matka, a moja była żona i jej facet...nawet nie wiem czy otworzyłaby mi drzwi, po tym co zrobiłem-powiedział. Czułam że ma ogromne wyrzuty sumienia. Zanim mu odpowiedziałam, rozejrzałam się. James siedzi obok i jest całkowicie pochłonięty rozmową z nachlanym Lemmy'm, obok Joe i Hamilton, dyskutujący o dziewczynach przy stoliku po drugiej stronie. Zauważyłam że Hetfield cały czas na mnie zerka z boku. Gdy zobaczył że ja też się na niego patrzę, promiennie się uśmiechnął i powrócił do rozmowy z Lemmy'm. Ponownie wróciłam do rozmowy ze Stevenem.
-No to chodź, zadzwonimy do niej teraz, na pewno jeszcze nie śpi- wstałam i pociągnęłam go za sobą, doszliśmy na zaplecze, gdzie na ścianie wisiał telefon. Wokalista popatrzył na mnie z niepewnością, po chwili wrzucił parę monet i wykręcił numer. Nerwowo skubał wargi, trzymając słuchawkę przy uchu.  Nagle wstrzymał oddech.
-Liv?- szepnął- T-to ja S-steven...znaczy tata- wyjąkał. Długo milczał.-Ja chciałem ci się spytać, czy...czy ty chcesz mnie jeszcze znać? -spytał niepewnie
-Liv długo coś mówiła, po czym odezwał się Tyler. 
-To.. ja przyjadę zaraz dobrze? A...a Jane będzie?- uśmiechnęłam się do niego. Muszę powiedzieć, że na prawdę mnie to wzruszyło. Poczułam, że moje oczy robią się mokre ale szybko zamrugałam. 
-To ja wsiadam w taksówkę i za chwilę będą na westwood... dobrze- i odłożył słuchawkę. W jednej chwili znalazł się przy mnie i poderwał z ziemi kręcąc się w kółko. 
-Dziękuję Lizzy, gdyby nie ty to...- wyszeptał mi do ucha i mocno przytulił mnie do siebie. -Musisz ją poznać, moją Liv, jak tylko to wszystko się ułoży, to musisz ją zobaczyć, jest naprawdę piękna, jest taka podobna do Jane...- mówił stłumionym przez moje włosy, głosem. 
-Bobrze Steve... jesteś na prawdę fajnym facetem- poklepałam go po plecach. W końcu oderwał się ode mnie i wróciliśmy do stolika. James siedział teraz sam, popijając co jakiś czas whisky z małej szklaneczki. Usiadam koło niego, przysuwając krzesło maksymalnie blisko, tak że stykaliśmy się kolanami. Popatrzył na mnie rozkojarzony, jakbym wyrwała go z jakiegoś transu
-Udało się- spytał
-Niby tak, ale jak znowu oś odwali to...- zaśmiałam się i połknęłam ostatni łyk mojego drinka. -Miałeś mi opowiedzieć swoją historię. 
-Naprawdę chcesz to usłyszeć?
-Dlaczego nie?- uśmiechnęłam się i nalałam sobie do szklanki trochę bourbon'u. 
W ciągu godziny James, opowiadał mi o swoim życiu. Jest naprawdę mądrym facetem. Mam wrażenie że widział i przeżył już wszystko. 
-Naprawdę cię zostawiła?- powiedziałam cicho, podpierając się łokciem o jego nogę. Byłam "lekko" wstawiona więc wszystko wydawało mi się takie ciekawe i interesujące. 
-Na prawdę... dokładnie dzień przed trasą. - odpowiedział mi smutno i uśmiechnął się pod nosem. Opowiedział mi o swoim dzieciństwie, swojej rodzinie, o tym jak wyjechał do Los Angeles, o tym jak poznał Larsa i o wszystkim tym, czego nie wiedziałam. Teraz czuję jakbym znała go od wieków. 
-Co za suka...- jestem cholernie zdziwiona że jego narzeczona odeszła tak  z dnia na dzień... tak po prostu.
-Odeszła...ale mam to w dupie. To jej sprawa skoro uważa że nie jestem jej wart.. może miała rację.
-Przestań, przecież wiesz że to nieprawda! -skarciłam go, marszcząc brwi. 

***
Tym czasem u Gunsów i reszty ekipy:

Slash:

-McKagan co ty odpierdalasz?- wytargałem  go za szmaty przed klub i zacząłem z nim  gadać. Chociaż nie jestem pewien czy cokolwiek zrozumie. 
-A tobie o co znowu chodzi?
-Przystopuj trochę z tymi dziwkami!- powiedziałem dosyć spokojnie. 
-Spierdalaj i nie mów mi co mam robić!- wykrzyczał. To znaczy, że pomimo takiej ilości wódki jeszcze coś tam kojarzy. Palant. Jak widzę każdą kolejną, napaloną dziwkę koło niego to aż mnie ręce swędzą żeby mu przyjebać.Jemu już na Lizzy w ogóle nie zależy dlatego zdradza ją z każdą lepszą, chętną panienką. Ale do kurwy czemu on jej nie powie że to koniec? No i czemu ona z tym nic nie zrobi? Położyłem mu rękę na ramieniu 
-Zabieraj te łapska Hudson- wyrywał się. W końcu go puściłem a on tak po prostu sobie poszedł. Nawet już nie wchodził do baru tylko polazł chuj wie gdzie. Swoją drogą ciekaw jestem gdzie jest Liz. Nie zastanawiając się wróciłem do środka, przy okazji zgarniając z baru flaszkę Jack'a.

Duff:

Kurwa co za pojeb z tego Slasha. Zachciało mu się mówić co mam robić. Poszedłem w stronę hotelu. Muszę się jakoś odreagować. W centrum jest mnóstwo skąpo ubranych panienek. Podszedłem do jednej i chwyciłem ją w pasie przyciągając do siebie. Widać że dziwka bo nawet nie stawia oporu. A jej ciało jest tak wyeksponowane że w tej kwestii nie mogę się mylić. 
-Może pójdziemy do mnie?- wymruczałem jej do ucha i poszliśmy do hotelu. Taksówką podjechaliśmy pod hotel. Zaprowadziłem nas do pokoju który dzielę z Liz. Od razu rzuciliśmy się na łóżko
-Ile bierzesz?-zapytałem, ściągając jej koszulkę. 
-To zależy ile dasz- bez zbędnych gierek od razu przeszliśmy do rzeczy. 


***
Znowu trochę krótki ale pisany też na szybko więc wybaczcie mi błędy które mogą się pojawić.
~xoxo

wtorek, 26 lutego 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 15

Lizzy:

Gdy doszłam na sam szczyt, zdałam sobie sprawę że od wielkiego, odkrytego dachu dzieli mnie tylko niewielkie okno ewakuacyjne, otworzyłam je i w ciągu jednej sekundy byłam po drugiej stronie. Ciepły powiew, letniego, suchego, wieczornego wiatru musnął moje policzki, powodując przyjemny dreszcz. Rozejrzałam się w okół siebie. Chociaż pozory mylą jest tu naprawdę wysoko. Z oddali, gdzieś tam na dole dało się usłyszeć nocne odgłosy miasta. Podeszłam do prawej krawędzi dachu, powolnym krokiem. Wychyliłam się i moje włosy podniosły się od wiatru który wiał z dołu. 
-Pięknie, prawda?- gwałtownie podskoczyłam przestraszona. Spojrzałam w bok. Na samej krawędzi dachu, siedział James. Jego nogi swobodnie zwisały w dół. Nie za bardzo wiedziałam co mam robić. Nigdy, nie rozmawiałam z nim tak sam na sam. Podeszłam i usiadłam obok niego. 
-Pięknie...-odpowiedziałam. Popatrzył na mnie przenikliwym spojrzeniem. Miałam wrażenie, że chciał coś wyczytać z mojej twarzy. Poczułam na moich policzkach delikatny rumieniec. Jezu. Ostatni raz rumieniłam się chyba kilka lat temu.
-Co tu robisz? -spytałam go niepewnie. Nadal na mnie patrzył. Wręcz przeszywał mnie wzrokiem.
-Myślę, dach to najlepsze miejsce żeby trochę przystopować...- odpowiedział cicho. Zamilkłam. Spuściłam głowę i popatrzyłam w dół. Maleńkie samochody, jeździły po zatłoczonej ulicy, jak na skazanie. 
-A ty? Dlaczego nie siedzisz tam z nimi?-spytał, szybko tak jakby chciał uniknąć niezręcznej ciszy. Nie patrząc na niego, podkurczyłam nogi pod szyję i objęłam je rękami. Długo nie odpowiadałam. No bo co miałam mu odpowiedzieć? Mój chłopak mnie zdradza a ja udaję że mnie to nie rusza?
-Nie wiem...- szepnęłam, gdyż ścisnęło mi się gardło. 
-Niewiedza, jest najlepszy rozwiązaniem...- odpowiedział cicho
-Właściwie to..- zaczęłam mówić, ale coś mnie jednak hamowało. Nie mogłam się przed nim otworzyć. Było w nim coś takiego co przyciągało mnie jak magnes, a jednak jakiś głos mówił mi że, nie powinnam mu mówić. 
-Nie chcę żebyś mi się zwierzała... nie musisz mówić, po prostu zamknij oczy i pomyśl, że tego problemu już nie ma.. wyobraź sobie jak znika. -powiedział. Wtedy pierwszy raz zderzyłam się z jego spojrzeniem. Jego zielone tęczówki, wpatrywały się we mnie z nadzieją, że jednak zrozumiałam o co mu chodzi.
-Już próbowałam... próbuję od paru miesięcy ale jakoś tak.. -urwałam, ponownie spuszczając wzrok.
-Ja też próbowałem.. wiele razy- odezwał się
-I co?
-I nic. Tkwię ciągle w punkcie wyjścia.-szepnął. Odwrócił głowę i spojrzał w ciemne, gwieździste niebo. Przez chwilę, pomyślałam że może spytam się, w czym dokładnie znajduję się ten punkt, ale to chyba niekonieczne. Słowa, niebyły nam do końca potrzebne ale czułam dziwną potrzebę rozmowy z nim. Tak jak nigdy dotąd. 
-Jesteś?- zaśmiał się cicho, patrząc na mnie z boku. Spojrzałam na niego. Uśmiechnął się zachęcająco. Zobaczyłam w tym uśmiechu coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam. Coś, co pozwoliło mi się otworzyć. Wylać z siebie te złe emocje, które tak bardzo kuły moją podświadomość. Zobaczyłam w tym uśmiechu i w oczach pewien rodzaj oddania. 
-Duff mnie zdradza.. -Uśmiechnęłam się już przez łzy. Zacisnęłam mocno powieki powodując że gdy je otworzyłam straciłam ostrość. Zaciągnęłam się mocno powietrzem, tak że aż zachciało mi się kaszleć. Z trudem to powstrzymałam. Zamrugałam parokrotnie i otarłam łzy wierzchem dłoni. 
-Widziałem- zmarszczył brwi.
-Wszyscy widzieli...ale udają że wszystko jest ok...-powiedziałam z pogardą. 
-Przecież ty jesteś piękna.-szepnął. Natychmiast oblałam się rumieńcem. On tak samo co nieco mnie zdziwiło. Zauważyłam na jego twarzy zakłopotanie i zażenowanie zarazem. Widocznie powiedział co, czego nie chciał. Powiedział to raczej na spontanie, tak jakby dopiero teraz na to wpadł. .
-Czy gdybym była, zdradzałby mnie?- powiedziałam, patrząc na niego pytająco. Znowu odwrócił wzrok, wlepiając spojrzenie w budynek po przeciwnej stronie ulicy. 
-Chcesz o tym opowiedzieć... chciałbym ci jakoś pomóc- odpowiedział, ledwo słyszalnie. Poczułam jakby to powiedział z  przymusu. Patrząc na niego, czuła, że toczy ze sobą wewnętrzną walkę. 
-Jeżeli ci opowiem całą historię to..-zaczęłam mówić ale przerwał mi spojrzeniem.
-Naprawdę chce posłuchać- uśmiechnął się. No i zaczęłam mówić. Od śmierci rodziców, przez przeprowadzkę do Seattle, romans z Duffem, po pierwsze początki "naszego" zespołu. James wpatrywał się we mnie nie, wsłuchując się w każde moje słowo. Nie miałam żadnych zahamowań, potok słów leciał z moich ust w jego stronę. Czułam rosnące poczucie ulgi.Z każdym zdaniem miałam wrażenie że teraz to James staje się świadkiem tej całej historii.  W ciągu tej prawie godziny, opowiedziałam mu pół swojego życia. Czy dobrze zrobiłam? Nie wiem. 
-Jesteś inna Liz...- powiedział raczej do siebie po dłuższym milczeniu.
-Co to znaczy inna?
-Chodziło mi o to że twoje życie jest...-wahał się
-Po prostu zjebane, prawda?-dokończyłam za niego i zaśmiałam się. Wypuścił powietrze z ust i zaśmiał się nerwowo. 
-Poczekaj aż ci opowiem moją opowieść... ale usłyszysz ją przy jakiś procentach dobrze? -Popatrzyłam na niego z uśmiechem.
-Teraz?
-Teraz- uśmiechnął się-Co powiesz na małą wyprawę? Pokaże ci CBGB -wstał i podał mi rękę. Szybko ją chwyciłam i po chwili stałam na równych nogach. Zeszliśmy z dachu i wyszliśmy z klubu. 
-Wiesz że masz na sobie moją kurtkę?-Spojrzałam na niego przerażona. Faktycznie.
-Przepraszam... było ciemno, nie widziałam że to twoja. -zaczęłam się jąkać. Już chciałam ja ściągnąć, ale powstrzymał się chicho się śmiejąc. 
Mijaliśmy zatłoczone ulice Nowego Yorku, rozmawiając. Tematy nie kończyły się nam nawet na chwile. Było w nim coś takiego...czego nie mogę do końca opisać. Chciałam być blisko niego. Gdy byłam obok czułam że jestem w jakimś sensie bezpieczna, chodź w cale tak nie powinno być. 
-A jak tam wejdziemy? Przecież to jest nieczynne od prawie sześciu lat. -powiedziałam patrząc na niego ze zdziwieniem. 
-A kto ci powiedział że nieczynne?- uniósł tajemniczo do góry kącik ust.
-Jak to?
-No zobaczysz,chodź, chodź już niedaleko. -Szliśmy krótko w milczeniu, mijając co chwile ulicznych ćpunów. James zatrzymał się i wyciągnął z kieszeni banknoty, podając im je. Patrzyłam na to z lekkim niedowierzaniem. James Hetfield, gitarzysta i wokalista Metallici pomaga potrzebującym.
-Dlaczego to robisz?- spytałam cicho
-Ale co?- odpowiedział zdziwiony.
-Pomagasz im, wiesz że prawdopodobnie kupią sobie za to kolejną działkę?
-Wiesz, to nie chodzi o pomaganie- i tu się zaciął- robię to by...z resztą opowiem ci o tym jak już będziemy na miejscu. 
Już więcej nie drążyłam tego tematu. Widocznie, nie wiadomo z jakich powodów ten rozdział jest dla niego bolesny. 
W końcu zobaczyłam stary, upadający już budynek. Stary neonowy napis CBGB nie świecił już, ale gdy sobie go sobie wyobraziłam, przechodziły mnie ciarki. Podeszliśmy do zabitych dwoma deskami drzwi.
-James, przecież tu nikogo nie ma! -jęknęłam Uśmiechnął się tajemniczo po czym wspiął się na palcach i sięgnął ręką na framugę drzwi. Wyciągnął w moja stronę dłoń i podał mi stary, mosiężny klucz. Wytrzeszczyłam oczy i chwyciłam przedmiot. 
-Serio mam otworzyć te drzwi?- jestem coraz bardziej zdezorientowana. Pokiwał twierdząco głową. Powoli przekluczyłam klucz w zamku. Drzwi w jednej chwili otworzyły się. O moje nozdrza obił się silny zapach alkoholu.
-No na co czekasz?- spytał, wskazując głową na drzwi.
Spojrzałam wgłąb pomieszczenia i niepewnie postawiłam jeden krok w przejściu. James zamknął za nami wrota, zapadł wszechobecny mrok. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę z tego że znam go tak na serio dopiero od kilku godzin a chodzę z nim po jakiś melinach. Jednak wydawało mi się niedorzeczne, myśleć że mógłby mi coś zrobić. 
-No nie bój się Liz... po prostu idź za te drzwi- wskazał palcem przed siebie, 
-Idź pierwszy- odpowiedziałam niepewnie, po czym cofnęłam się i chwyciłam go pod rękę. Poczułam że na mój dotyk drgnął ale nie zareagował. Uśmiechnął się pod nosem i mocniej zacisnął łokieć,do boku, ściskając moją dłoń. Ruszyliśmy z miejsca i podeszliśmy do drzwi, James szybko je otworzył. To co zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania... 


*** 
Rozdział trochę krótki ale po prostu chciałam coś dodać.
Dedykuję go oczywiście Rain oraz Madzi ( pudżu :*)
Dziękuję też wszystkim którzy te wypociny czytają. 
Proszę o szczere komentarze albo chociaż zaznaczcie swoją obecność na tym blogu
~xoxo

sobota, 23 lutego 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 14

Lizzy:

Obudziłam się z bólem głowy na podłodze. Na dworze słyszałam stukot ciężkich butów. Podniosłam się z  ziemi przytrzymując się fotela. Spojrzałam na wielki zegar. 7 30. A o 8 rano mieliśmy być w pełni gotowi na wyjazd!
-Hej Chłopaki, Michelle wstawać kurwa.- powiedziałam dosyć cicho. Obeszłam wszystkich i każdego po kolei szturchnęłam nogą.
Wzięłam ekspresowy prysznic i szybko umyłam włosy. Założyłam czarne rurki, białą koszulkę z Black Sabbath. W ręczniku na głowie wyszłam z łazienki. Założyłam czerwone conversy i zeszłam na dół. Wszyscy siedzą na podłodze i trzymają się za głowy. Podałam im po zimnym piwie i wróciłam do łazienki. Rozczesałam włosy i wysuszyłam tylko grzywkę żeby mi się ułożył przedziałek. Nałożyłam na rzęsy trochę tuszu i opuściłam łazienkę.
Każdy po kolei wziął krótki prysznic a w tym czasie z technicznymi pozanosiliśmy wszystkie bagaże. W sumie i tak jesteśmy spóźnieni ale i tak nie ma jeszcze busa z załogą Metallici.
Same mokre kudłacze, jak to komicznie wygląda. Zwłaszcza Slash z tym swoim buszem.
Każdy się cieszy i jest podekscytowany trasą ale między wszystkimi panuje napięta atmosfera. Po pięciu minutach zatrąbił taki sam czarny wielki autokar jak u technicznych. Na mordkach Gusów pojawiły się wielkie wyszczerze. Techniczni i organizatorzy narzucili tak szybkie tępo że na końcu pogubiłam się do którego mam wsiąść autokaru. Skierowałam się tam gdzie było głośniej. No i trafiłam. Jak zobaczyłam wnętrze to myślałam że się przewrócę. Jakie luksusy tu są to nawet nie potrafię tego opisać. W sumie to wszyscy byli tak pochłonięci rozmową że nie zwrócili na mnie uwagi. Usiadłam na pierwszej materiałowej czarnej kanapie i rozejrzałam się wgłąb busa. Nagle ktoś mocno pociągnął mnie w górę i stanęłam przed wszystkimi facetami którzy wlepiali we mnie swoje czarujące oczka. Tą osobą był oczywiście McKagan.
-A to jest moja Lizzy- powiedział dumny Duff. Zaraz kurwa... teraz to jestem jego tak? Taki chuj. Wyszarpnęłam swoją rękę i obdarzyłam wszystkich uśmiechem omijając tego pajaca.
-Będziesz jedyną kobietą tutaj? -zapytał lekko zdziwiony Kirk.
-Emm nie no powinna być jeszcze Michelle- powiedziałam i popatrzyłam na Rose'a. Ten tylko pokręcił przecząco głową i spuścił wzrok.
-Ano to wygląda na to że będę sama- powiedziałam nieco speszona tym faktem. Ciekawe co się stało że nie ma Michelle.

***
Pierwszy koncert ma być w Cleveland. Trochę boję się tego co mnie spotka na tej trasie. 
Przez dwa dni ciągłej jazdy rozmawiałam ze wszystkimi albo po prostu spałam. 

Do Cleveland zajechaliśmy późnym wieczorem. Mieliśmy małe problemy z hotelem. Okazało się że Geffen wynajęło za mało pokoi, ale w krótkim czasie się z tym uporaliśmy. Chłopacy się podzielili kto jest z kim w pokoju a ja miałam sama z McKaganem pokój z małą łazienką. Będziemy tu tylko dwa dni więc nie ma sensu rozpakowywać toreb. Wyjęłam pierwsze lepsze ciuchy z brzegu torby i zajęłam łazienkę. Zamknęłam się od środka i weszłam pod prysznic oblewając się zimną wodą. Ze świeżym umysłem wytarłam się puszystym białym ręcznikiem.  Wyszłam z łazienki i zobaczyłam Duffa siedzącego na łóżku. Głowę miał schowaną między kolanami. Ten widok mnie nieco rozczulił. Tak na prawdę z jednej strony nadal go kocham a z drugie nienawidzę za te wszystkie zdrady. No bo na jednej się nie skończyło. Usiadłam koło niego a wtedy podniósł wzrok. Przepite i przećpane oczy wlepiały się w moją twarz. 
-Lizzy co się z nami stało? -zapytał i odwrócił wzrok na ścianę naprzeciwko nas. 
-Nie wiem ty mi powiedz- odpowiedział i wzruszyłam ramionami. 
-Chyba się trochę pogubiłem- powiedział ze skruchą w głosie. 
-Trochę? Duff wszystko się zjebało nie widzisz tego? Zastanawiam się dlaczego..- próbuje go podpuścić do tego żeby się przyznał ale ni chuja. Od rzuca tylko "przepraszam" i wychodzi z pokoju. No bo mnie szlag trafi. Co za dupek z niego. Położyłam się na wygodnym łóżku i wgapiałam się w sufit myśląc o tym wszystkim. Po tym wszystkim ja go jeszcze kocham...to jest niedorzeczne kurwa. Jestem na serio jakaś pojebana. Ubrałam czarne vansy i wyszłam na korytarz skąd dochodzą ciche rozmowy. 
Zastałam tam Slasha i Duffa. Przekluczyłam pokój i podeszłam do panów. Włączyłam się do rozmowy ze Slashem a Duff coraz bardziej się do mnie przysuwał. Zaczął składać na mojej szyi drobne pocałunki. Objął mnie od tyłu w pasie. Poczułam że serce zaczyna mi szybciej bić. Po chwili ocknęłam się i zepchnęłam jego ręce kontynuując rozmowę ze Slashem.
-No co jest kurwa już cię nawet nie mogę dotykać? - oburzył się Duff. Chyba wypity wcześniej alkohol podniósł mu adrenalinę. 
-McKagan uspokój się- upomniał go Slash
-Nie wtrącaj się! Co się z Tob dzieję Liz? Może zaczęłaś się kurwić na bokach że mnie unikasz?- powiedział wymachując rękami przed moją twarzą. Popatrzyłam na niego. 
-Ja? Kurwa popatrz lepiej na siebie chuju niewyżyty. -uderzyłam go z otwartej dłoni. 
-Wiesz co? Odezwij się do mnie jak ci przejdą te humorki. Ja stąd idę.- powiedział i odwrócił się na pięcie idąc w stronę windy. 
-Miłego pierdolenia się dupku. - powiedziałam kiedy zniknął za drzwiami metalowej skrzyni. Slash popatrzył na mnie wzrokiem przepełnionym współczucia. Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Rosnąca we mnie złość przerodziła się w cichy szloch. Gorące spływające po moich policzkach łzy doprowadzały mnie swoją temperaturą do szału. Slash szybko jest starł kciukiem.
-Lizzy dlaczego ty z nim jeszcze jesteś?- obawiałam się tego pytania.
- Nie wiem Saul. Może za bardzo się przyzwyczaiłam do bycia z nim? To takie chujowe przywiązanie. - powiedziałam ze stoickim spokojem, zastanawiając się nad sensem mojej odpowiedzi. 
-Co ty pierdolisz? Jakie przyzwyczajenie, jaka więź? Weź ty się zastanów Lizzy bo jak na razie to niszczysz samą siebie. -powiedział i odszedł zostawiając mnie samą na korytarzu. 
-Za godzinę idziemy do klubu- rzucił i zniknął za drzwiami swojego pokoju. Oparłam się o ścianę i osunęłam się na podłogę. Podkurczyłam nogi pod brodę. 
Zastanawiałam się nad tym wszystkim. Nad sensem mojego życia. Saul ma rację ja się tylko niszczę. Ale co moge poradzić na to że facet którego kocham mnie zdradza? Nic kurwa i tu jest problem. Bo ja nie umiem mu powiedzieć wprost że tak na prawdę od dłuższego czasu jest między nami koniec. Nie wiem jak długo tak siedziałam ale w końcu wszyscy zaczęli wychodzić ze swoich pokoi. 
-Mała co ty tak tu sama siedzisz? -odezwał się do mnie Lars. -Chodź idziemy do jakiegoś klubu. -podał mi rękę którą chwyciłam i po chwili postawił mnie na równe nogi. Cudem zapakowaliśmy się do klaustrofobicznej windy i zjechaliśmy na sam dół. Pani z recepcji pokierowała nas do najbliższego miejscowego klubu tuż za rogiem hotelu. 

Usiedliśmy przy złączonych stołach i po chwili przyszła kelnerka. Zamówiliśmy kilkanaście butelek przeróżnych trunków. Zaczęliśmy po prostu chlać jak to mamy w zwyczaju. Izzy podsunął mi woreczek z białym proszkiem. Z wielką chęcią go przyjęłam. Wysypałam trochę zawartości na blat, ładnie uformowałam i wciągnęłam dwie kreski narkotyku. Odchyliłam głowę do tyłu przymykając powieki. Poczułam satysfakcję i zadowolenie. Chwyciłam butelkę Jim'a Bim'a i wychyliłam połykając znaczną zawartość płynu. Okropne pieczenie w gardle po chwili przerodziło się w przyjemne smyranie podniebienia. Alkohol coraz łatwiej mi wchodził a rozmowa coraz bardziej się kleiła. Nawet nie zauważyłam kiedy cześć towarzystwa się ulotniła.  Nie wiedziałam co się dzieje wokół mnie. Wstałam z miejsca i nie wiedząc co robię wyszłam ze śmierdzącego baru. 
Obudziłam się w swoim pokoju. Nie pamiętam jak tu trafiła ale chyba o własnych nogach. Wstałam z łóżka. i poszłam do łazienki. Zauważyłam że pod drzwiami od pokoju śpi Duff. Zwinęłam z fotela koc i okryłam nim basistę. W łazience spędziłam dwadzieścia minut dokładnie się myjąc. 

O 17 poszliśmy wszyscy na próbę. najpierw rozgrzali się Gunsi a później Metallica. Kiedy James zdzierał struny głosowe ja pomogłam Gunsom pomóc w przygotowaniach. W końcu jestem ich charakteryzatorką. Pomogłam im się ubrać. Izzy koniecznie chciał żebym mu wyprostowała włosy. Na początku się nie zgodziłam  i powiedziała mu że nie ma sobie niszczyć włosów. Ale on się tak uparł że w końcu sam sobie zaczął je prostować. Slash błąkał się po pomieszczeniu z gitarą a Stevenowi właśnie skończyłam tapirować włosy. 

Kiedy zobaczyłam jak Stradlin męczy się z tymi włosami, postanowiłam mu z nimi pomóc. Dokładnie wyprostowałam każdy kosmyk czarnych włosów. 
-Dzięki Liz- powiedział przeglądając się w lustrze
-Od tego mnie macie- cmoknęłam go w policzek. 
-Zostało 10 minut do wejścia!- krzyknął jeden z organizatorów. 

Cały występ oglądałam zza kulis. Tłum szalał, pod sceną cały czas rosło niezłe pogo. Było tak głośno że nie słyszałam własnych myśli. To wszystko jest niesamowite. Guns N' Roses zagrali wszystkie kawałki z AFD. Ludzie śpiewali razem z Axlem. Widać że są tym nieźle podjarani. Później nadszedł czas na panów z Metallici. Axl ze Stevenem nieśli w rękach damską bieliznę, zapewne mieściły się na niej numery telefonów. Duff nerwowo próbował wcisnąć kawałek materiału do spodni. No niestety zauważyłam to. Oni poszli do garderoby a ja zostałam na swoim miejscu i przyglądałam się. 

Nowy York:

Jesteśmy po koncercie. Udaliśmy się do nocnego klubu. Udawałam że nie przeszkadzają mi te wszystkie striptizerki po prostu całkowicie zatraciłam się a alkoholu i kokainie. 
Podniosłam głowę znad stołu. Po drugiej stronie sali moim oczom ukazał się dziwny widok. Blada, chuda blondynka siedziała na kolanach Duffa. Wiła się na nim jakby tańczyła na rurze. Poczułam ogarniające mnie obrzydzenie. Nie dosyć że basista był najebany to jeszcze równie napalony. Tak samo jak ta dziewczyna. Nie chciałam żeby mnie zobaczył. Wtedy moje gry nie miałyby sensu. Właściwie to już nic nie ma sensu. Cały ten zawiły "związek". Cała ta pieprzona sytuacja. Dlaczego po prostu nie mogę zrobić mu awantury? Powiedzieć mu że wiem o zdradach, że wiem o tym że już od dawna przestał mnie kochać? Podparłam się ręką o podbródek i odwróciłam wzrok. Ani ja ani on nie potrafimy się przyznać do tego że już nie ma "nas". 
Jest Lizzy bez Duffa i Duff bez Lizzy. Obok mnie siedział Slash który cicho się śmiał, bawiąc się zapaliczką i podpalając róg stołu. Na przeciwko razem ze Stevenem zachłanną rozmowę prowadzi Kirk. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Włożyłam szybko leżącą obok mnie ramoneskę, która nawet nie była moja. To nieważne. Wstałam i nie zważając na nic, udałam się w stronę wyjścia. Gdy otworzyłam drzwi, ukazał mi się długi, ciemny korytarz. W każdym kącie, stała jakaś obściskująca się para i nie zwracają uwagi na to że za głośno jęczą. Nad schodami widniała tabliczka z napisem "Na Dach". W sumie to co mi szkodzi- pomyślałam i po woli weszłam po skrzypiących schodach. 



========================================================

Rozdział ze specjalną dedykację dla mojej kochanej "Rain". Kurwa nie wiem co bym bez ciebie zrobiła! Dziekuję ci..
Dziękuję też wszystkim którzy to czytają i za te ponad 9900 wyświetleń. Spełniacie moje marzenia
Proszę o szczere komentarze, nawet te które zaliczają się do krytyki. 
~xoxo

poniedziałek, 18 lutego 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 13

Lizzy:

- Hej ciule wstawać i złazić na dół!- obudził mnie głośny skrzek Rose'a. Podniosłam ociążałe powieki  i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Patrząc na nieźle wypielęgnowane Gibsony domyślam się że to pokój Slasha. Chwilę zastanowiłam się co ja tu właściwie robię a tuż po chwili przypomniałam sobie wszystkie wydarzenia minionej nocy. O dziwo w oczach nie zebrały mi się żadne łzy. O nie, co to to nie. W pokoju nie ma kudłacza więc wyszłam z pokoju i po woli udałam się na dół skąd dochodziły wrzaski rudego. Zastałam tam wszystkich oczywiście oprócz Duffa.
-Gdzie masz wysokiego?- zwrócił się do mnie Izzy. Ano tak przecież oni nic nie wiedzą. 
-Nie wiem...czekajcie. -pobiegłam na górę do naszej sypialni. Zapewne miny pozostałych były dziwne zważywszy na to że powinnam wiedzieć czy jest w pokoju. Z impetem otworzyłam drzwi. W środku zastałam kompletną pustkę. Łóżko rozgrzebane od paru dni. Syf kiła i mogiła kurwa. Wściekła na McKagana zeszłam z powrotem na dół. 
-Nie ma go w pokoju. I nie wiem gdzie jest- uprzedziłam ich pytania. Spojrzałam się z wzrokiem Saula przepełnionym współczuciem ale zarazem pogardą dla Duffa. Ja mu jeszcze pokaże. Jestem na niego tak cholernie wściekła że nawet nie chce mi się ryczeć. Będę robić wszystko żeby sam się przyznał do zdrady. A kiedy to nie nastąpi będzie problem bo ja mu nie odpuszczę. Po prostu mam ochotę się na nim zemścić. I tak właśnie zrobię. 
-A ty czego się tak z rana darłeś Rose?- spytał Stevenek w samych gatkach
-Rana? Jest po południu ciulu- odparł Izzy
-Dobra mniejsza z tym-zaczął się bronić blondyn
-Otóż wczoraj po występie jak wszyscy sobie gdzieś poszli odbyłem rozmowę z szefem wytwórni Geffen. Dzisiaj o 16 czyli za półtorej godziny mam się u nich stawić. Możliwe że będziemy mieli w końcu kurwa ten jebany kontrakt frajerzy. -podskoczył z radości. Chłopacy zaczęli wykrzykiwać jakieś niezrozumiałe dla mnie teksty ale to chyba dlatego że się cieszą. 
-Ale musimy znaleźć tego pojeba McKagana bo ni chuja nam się nie uda- dodał Axl
-No to na co czekamy? Może jakoś znajdzie się po drodze. - powiedziałam uradowana. Hudson niepewnie na mnie spojrzał. Kiedy wszyscy poszli się szykować wyjaśniłam kudłaczowi o co mi chodzi i poprosiłam go aby nic mu na ten temat nie mówił. Poszłam na górę ładnie się ubrać ale bez przesady ma być normalnie. Najpierw wzięłam ekspresowy prysznic i dokładnie zmyłam wczorajszy makijaż. Założyłam skórzane rurki, do tego prześwitującą wiśniową koszule, opiętą na biuście i czarne szpilki z ćwiekami na pięcie. Przy lustrze zrobiłam na powiekach czarne kreski eyelinerem. Mocno wytuszowałam rzęsy. Usta pomalowałam bezbarwnym błyszczykiem tak żeby się tylko ładnie połyskiwały. Wyszykowałam się w 10 minut. Zeszłam na dół ostrożnie żeby się w tych obcasach nie wyjebać na schodach. Wyciągnęłam sobie z lodówki piwo i zasiadłam na fotelu zakładając nogę na nogę. Podważyłam zębami kapsel i po chwili wyleciał w sufit. Pociągnęłam sporego łyka i czekałam na resztę. Kiedy kończyłam opróżniać butelkę na dół zszedł Slash z Izzym. 
-Duff nie wrócił?- spytał Stradlin
-Nie- szybko odpowiedziałam

Duff:

Obudziłem się z ogromnym bólem głowy na dodatek nie wiem gdzie jestem. A co najgorsze obok mnie nie leży naga Lizzy tylko jakaś zupełnie nieznana mi kobieta. Co ja narobiłem kurwa?! Wyskoczyłem z łóżka, zabrałem wszystkie swoje ciuchy. Nie budząc tej dziewczyny wyszedłem z sypialni. Na korytarzu się ubrałem i opuściłem pokój, jak się okazało hotelowy. 
Piętnaście minut później byłem w Hellhousie. Słychać głośne śmiechy zapewne Axla. Otworzyłem drzwi i wtargnąłem do środka.
-Gdzie byłeś powsigiro ?!- naskoczył  na mnie rudy a oczy wszystkich skierowały się na mnie a zwłaszcza Lizzy. 
- A co jest idziemy gdzieś?-zapytałem odbiegając od pytania.
-Tak do wytówrni masz 15 minut na ogarnięcie się. I spytałem się gdzie byłeś-drążył
-U kumpla nocowałem. Zaraz będę

Lizzy:

-Łżesz jak pies- powiedziałam tak żeby Duff tego nie słyszał. Oczy wszystkich skupiły się na mnie co mnie trochę zirytowało. 
-No co się tak gapicie?- spytałam
-Powiesz nam co się stało?- spytał Steven
-Chuj mnie zdradził! Więc się z nim trochę pobawię.-zadziornie się uśmiechnęłam i nie dałam po sobie poznać jak bardzo mnie ten fakt boli. 
W czasie drogi chłopacy dziwnie patrzyli na McKagana więc każdy dostał ode mnie potajemnego kuksańca w żebra. Doszliśmy do recepcji a starsza kobieta w okularach ze szkłem grubości denka od butelki piwa, pokierowała nas na odpowiednie piętro. 
-O witajcie już jesteście, to świetnie możemy zaczynać. - powiedział mężczyzna mniej więcej średniego wzrostu. Wydaje mi się że skądś znam ten szereg białych zębów. Poszperałam trochę w pamięci i przypomniałam sobie cholerne Tennessee. Właśnie mnie kurwa olśniło. To ten facet z Geffen co proponował mi i dziewczynom kontrakt. A później ja wyjechałam. Wyłoniłam się zza chłopaków. A koleś mi się dokładnie przyjrzał mierząc od góry do dołu. 
-Czy my sie przypadkiem skądś nie znamy?- zapytał
-Był pan jakieś lata temu w takim małym barze w Tennessee- uśmiechnęłam się
-Ano tak coś kojarzę. Lizzy prawda?
-Tak
-Czy ktoś nam wyjaśni o co tu chodzi?- przerwał nam Duff
-Kiedyś byłem na koncercie jej zespołu- wyjaśnił mężczyzna
-Jakiego kurwa zespołu?-odezwał się Rose
-Ta dziewczyna wymiata na elektryku! Chciałem im zaproponować kontrakt ale coś się nie udało. - powiedział ze smutkiem w głosie. 
-Elektryku powiadasz... i dlaczego ja o tym nic nie wiem?- powiedział Hudson zawadiacko się uśmiechnął. 
-Dobra panowie to my może już pójdziemy i wszystko pozałatwiamy a później sobie pogadacie- odezwał się jak się później okazało Robert. 
Minęła godzina, dwie,trzy a ja siedziałam na tym korytarzu i czekałam aż wyjdą z sali nagrań. Przez ten cały czas myślałam o tym co zrobić żeby zemścić się na McKaganie. Najbardziej wkurwia mnie to że cały czas unika mojego wzroku tak jakby się nic nie stało. Po chwili usłyszałam głośny huk i drzwi od sali się otworzyły. Cała banda niewyżytych kretynów wybiegła jak w skowronkach. To oznacza jedno... że dostali kontrakt na płytę. 

Tydzień później:

Chłopcy wzięli się ostro do pracy a ja z pomocą Slash i Izziego odeszłam z Whiskey a go go. Łatwo nie było ale skończyło się na tym że mój były szef skończył z bardzo obitą mordą. Co do Duffa to hm.. nasze stosunki są bardzo chłodne ale kusze go przeróżnymi rzeczami takimi jak na przykład seksowna bielizna albo bardzo skąpa piżamka. Śpimy w jednym łóżku jednak nie pozwalam sobie z nim na żadne bliskie kontakty dlatego tak go kuszę skąpymi ubrankami. Wczoraj znalazłam w jego kieszeni w spodniach kremową karteczkę z numerem telefonu, przypieczętowaną krwisto czerwoną szminką. Olałam to i dalej nie pozwalam mu na seks ze mną. Skurwiel pieprzony nadal udaje że nic się nie stało. 
Axl z Izzym cały czas piszą nowe piosenki żeby zdążyć na czas wydać płytę a ja ze Slashem gramy na elektrykach. Jest zazdrosny bo gram prawie tak dobrze jak on. Na razie nie zamierzam pracować w żadnym barze ani klubie ponieważ Robert wkręcił mnie w branże i teraz jest prywatną charakteryzatorką Gunsów i dzięki temu mogę z nimi jechać w szykującą się trasę jak tylko ukaże się ich pierwszy krążek. 

Miesiąc później:
Przedwczoraj była premiera pierwszej płyty Guns N' Roses. David Geffen już zapowiedział nam trasę. I to nie byle z kim bo z uwaga...uwaga... z Metallicą! Wszyscy chodzimy jak napaleńcy bo wyruszamy już jutro a dzisiaj to jest wielkie pakowanie. Jedziemy na dwa autokary. Pierwszy będzie dla nas i dla chłopaków z Metallici a w drugim będzie sprzęt i techniczni. To będzie chyba najlepsze wydarzenie w całym moim i tak już zjebanym życiu.  Dzisiaj jeszcze się ostro najebiemy a jutro w drodze będziemy leczyć kaca. 
Wieczorem:
Poszłam ze Slashem do monopolowego i kupiliśmy 15 butelek Jacka i trochę wódki. Zostawiliśmy w kasie sporo zielonych ale trzeba porządnie opić wyjazd! Po drodze do domu zdążyliśmy wychlać na współę jedną flaszkę. Rozmawialiśmy o modelach Gibsonów i tak nam jakoś zeszła cała droga. 
Kiedy weszliśmy do domu na korytarzu była sterta bagaży przez które się wyjebałam jak długa ale miękkie torby zamortyzowały upadek więc nie było najgorzej. 
Zaczęło się ostre chlanie. Rudy przedstawił nam Michelle. Dopiero teraz dowiedziała się że to właśnie o tj lasce jest piosenka "My Michelle" Jestem niestety tępa. Gdzieś koło 3 nad ranem kompletnie urwał mi się film a wyjazd ma być o 8. 

***

Przepraszam że tak krótko ale po prostu chciałam coś dodać ano i  jeszcze bardzo przepraszam za błędy
~xoxo

sobota, 16 lutego 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 12

I' m back bitches :*
Nie no żartuje z tym Bitches.. odwieszam bloga  po dwóch tygodniach. Stęskniłam się za wami :*
Po takiej długiej w przerwie w pisaniu nie spodziewajcie się cudów. Rozdział jest taki nijaki i na pewno jest mnóstwo błędów za co bardzo przepraszam. 

Musze z powrotem odzyskać wprawę w pisaniu.
Zapraszam do czytania. Oceńcie i wyraźcie opinię w komentarzu pewnie mnie zjedziecie za ten rozdział i w cale się nie pogniewam :D
Aha no i wciąż przypominam o zakładce "informowani"







Lizzy:

Obudziłam się wtulona w czyjeś ramię. A przynajmniej wydaje mi się że to ramię. Po woli otworzyłam oczy. Na razie nic nie widzę bo mam wszystko zamglone. Kość ogonowa tak mnie napierdala, że chyba zaraz odpadnie mi dupsko,jeszcze ten cholerny ból głowy. Gdzie ja jestem kurwa? Otworzyłam oczy jak szeroko i kilkakrotnie zamrugałam powiekami aby wyostrzył mi się wzrok. Pierwsze co to rzucił mi się w oczy jakiś napakowany i wytatuowany goryl i uparcie pieprzy mnie wzrokiem. Podniosłam głowę. Spałam na ramieniu Hudsona. Dookoła mnie są same katy. Areszt. To pierwsze co mi przyszło na myśl. Mocno go szturchnęłam tak żeby się obudził. Kudłacz przetarł oczy i blado się uśmiechnął
-Hudson co my tu robimy?-wyszeptałam. Prawie nie mogę mówić bo tak mnie suszy że za chwilę umrę.
-Nie pamiętasz prawda?- wycharczał.
-No jakoś nie bardzo. Jak się tu znaleźliśmy do kurwy?
-Przez ciebie mała- zaśmiał się
-Chrzanisz... a tak na serio?
-No mówię ci przecież. Narozrabiałaś to masz teraz karę.
-Kurwa nic nie pamiętam- podniosłam się z ziemi i lekko zakręciło mi się we łbie więc przytrzymałam się głowy Saula.
-Nie dziwię ci się- zaśmiał się triumfalnie. Podeszłam do krat. Ogólnie to panuje tutaj cisza słychać tylko jakieś radio. Rozejrzałam się dokładnie. Za ścianką widzę jak jakaś policjantka dosłownie 'leży' na krześle i nogi ma na czarnym drewnianym biurku.
-Przepraszam mogę zadzwonić?- wykrzyczałam na tyle ile mogłam. Nic zero reakcji.
-Hej ty!- już lepiej. Kobieta o ciemnej karnacji ruszyła swoje cztery litery i powoli podeszła o krat.
-Czego chcesz?- burknęła pod nosem
-Zadzwonić- powiedziałam miłym tonem. Jeszcze mnie na niego stać ale ciśnienie mi się podnosi z każdą sekundą. Wyciągnęła pęk kluczy, otworzyła celę i mocno chwyciła mnie za ramię wyciągając z klatki.
-Rączki- powiedziała wyciągając kajdanki
-Żartuje pani? Co ja kurwa przestępcom jestem? Chcę tylko zadzwonić
-Nie gorączkuj się panienko. Dajesz rączki czy wracasz za kratki?- złość rośnie we mnie z każdym wypowiedzianym jej słowem a do tego Slash się ze mnie śmieje a ten napaleniec mierzy mnie od góry do dołu. Wyciągnęłam ręce a po chwili byłam zakuta w ciasne kajdanki. Zaprowadziła mnie do budki telefonicznej i odeszła na parę kroków bacznie mnie obserwując.

Duff:

-Gdzie ona kurwa jest?- wykrzyczałem na cały dom.
-Nie drzyj się idioto- powiedział ze stoickim spokojem Izzy
-A co jeśli jej się coś stało?- Łaziłem w tę i z powrotem. Jestem wściekły ale tylko z zewnątrz bo w środku się po postu martwię o nią. Nagle zadzwonił telefon. Szybko do niego podbiegłem.
-Halo?- powiedziałem zdenerwowany
-Duff?- usłyszałem cichy głos
-Lizzy? Kurwa gdzie ty jesteś?
-W areszcie... razem z Hudsonem
-Co?!
-Zabierz kasę i przyjedź po nas- nie zdążyłem odpowiedzieć bo usłyszałem sygnał przerywającego połączenia...

Kolejna sobota.

Lizzy:

Dzisiaj jest kolejny koncert. Tym razem porozwieszaliśmy plakaty zapowiadające występ chłopaków. Całe centrum jest obwieszone plakatami i zostały też porozdawane ulotki.  Co dziwne od czasu kiedy Duff odebrał mnie i Saula z komisariatu nie układa nam się za dobrze. Ciągle się kłócimy o byle co. Prawie nie spędzamy ze sobą czasu. Większość dni kiedy nie jestem w pracy spędzam u siebie w  mieszkaniu. Kiedy ja idę do pracy on idzie na imprezę a później odsypiamy. Znalazłam u niego ostatnio w tylnej kieszeni spodni kremową karteczkę z numerem a w dolnym prawym rogu ślad odciśniętych warg od czerwonej szminki. Nie spytałam mu się o co chodzi. Nawet nie chciałam tego zrobić. Co by mi to dało? Podejrzewam jednak że to cisza przed burzą. Między nami panuje dość napięta atmosfera więc nie wiem czego mam się spodziewać. Dziś o 20 jest kolejny koncert. Tym razem mój łaskawy szef zaprosił parę szych ze świata muzyki. Jestem ciekawa co z tego wyjdzie. Baron za każdym razem kiedy ma okazję próbuje się do mnie zbliżyć a wtedy ja po prostu uciekam. Unikam go jak ognia chociaż nie zawsze jest to możliwe ze względu na klientów. Wtedy korzysta z okazji i perfidnie rozpoczyna ze mną rozmowę, przy czym gapi mi się w cycki albo dotyka moich dłoni. Czuję do niego takie obrzydzenie.

Godzina 19:45

Pod sceną zebrał się już spory tłum ludzi. Klub po woli zapełnia się po same brzegi. Z każdym ich koncertem przychodzi coraz więcej ludzi. Prawie nie nadążam z zamówieniami, nawet jeśli nie jestem sama za barem. Nie mam czasu nawet wsłuchiwać się w występ chłopaków.

Axl:

W trakcie występu pod sceną rozkręciło się niezłe pogo, nie sądziłem że publika tak nas kocha... . Zdzierałem gardło jak jeszcze nigdy. Włożyłem w ten występ dużo siły co się bardzo opłaciło. Jestem kurwa szczęśliwy.

Duff:

Od razu po koncercie wyszedłem z baru żeby przypadkiem nie spotkać Lizzy. Ostatnio nie układa nam się najlepiej i mam wrażenie że to co było na początku po prostu się wypala. Chyba nadal ją jeszcze kocham ale to już nie jest to samo uczucie co kiedyś. Nie wiem czy cokolwiek z tego związku da się jeszcze uratować. Prawie w cale nie spędzamy ze sobą czasu. No przyznaje że to też w dużej mierze moja wina bo ją zaniedbuję ale jakoś nie potrafię spojrzeć jej w oczy. głupio się czuje. Z resztą ona też. Unika mnie na każdym roku i tak jakoś coraz bardziej się mijamy. Przed wejściem do klubu spotkałem Slasha
-Gdzie idziesz stary?-zapytał
-Do Cathouse -szybko odpowiedziałem
-A nie czekasz na Lizzy? Za pół godziny kończy pracę. -powiedział zdziwiony
-Nie ja już idę nara- nie widziałem jego miny ale pewnie była w stylu "what the fuck". Trudno mam to w dupie. W ogóle ostatnio mam na wszystko wyjebane. Co tylko potwierdza opinię. Jestem chujem...i nie umiem tego zmienić. Może i nawet nie chce tego zmieniać. Jestem skończonym idiotą który w żadnym stopniu nie zasługuję na Lizzy ale to też już mnie mało obchodzi. Szybko dotarłem do Cathouse i zająłem wolne krzesło przy barze. Zamówiłem butelkę wódki i całkowicie pogrążony w alkoholu nie zwracałem uwagi na to co się działo wokół mnie. Przychodziły do mnie jakieś laski ale żadna nie spełniała moich oczekiwań. W końcu mignęła mi przed oczami piękna długonoga chuda blondynka. Usiadła po przeciwnej stronie baru i zamówiła sobie Martini z zieloną oliwką. Przez jakiś czas się jej przyglądałem. Kobieta w końcu to zauważyła i teraz wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Zwinąłem z wysokiego blatu do połowy opróżnioną flaszkę i usiadłem obok blond piękności. 
-Witaj piękna- powiedziałem chrapliwym głosem.

Slash:

Co za palant z tego McKagana no ja pierdole. Zaczyna mu odbijać i to kompletnie. Wszedłem z powrotem do Whiskey. 
-Gdzie poszła Lizzy- spytałem jej zastępcę- Rick'a
-Poszła się przebrać- odpowiedział z uśmiechem.
-Dzięki- powiedziałem i poszedłem do ich kantorka dla pracowników. Pod drzwiami słyszałem cichy szloch i krzyki jakiegoś kolesia. Bez zastanowienia otworzyłem z kopniaka drzwi i zobaczyłem półnagą Lizzy która za wszelką cenę chce się zasłonić przed szefem. 
-Czego tu chcesz? To pomieszczenie dla personelu!-zaczął wrzeszczeć i energicznie machać rękoma. Chwyciłem go za odpiętą koszulę i wymierzyłem cios z pięści. Wyprowadziłem za drzwi i rzuciłem skurwiela na ścianę. 
-Jak nie umiesz trzymać ptaszka w spodniach to idź na dziwki zboczeńcu a nie swoje pracownice nękasz!-wydarłem się i puściłem go. Zapukałem do kantorka i wszedłem do środka po usłyszeniu "wejść". Liz już się ubrała w skórzane spodnie i obcisły T-shirt z logo Aerosmith.
-Wszystko w porządku?-zapytałem kiedy wiązała czerwone conversy
-Tak. Dziękuję ci Saul.
-Nie ma za co- przyciągnąłem ją jak najbliżej siebie. -Powiedz czy on..
-Tak robi to notorycznie.
-Liz nie możesz tutaj dłużej pracować. 
-Będę tu pracować dopóki nie podpiszecie kontraktu z wytwórnią
-A czy Duff wie że masz takiego szefa?
-Nie nie wie i się nie dowie. Wiesz wydaje mi się że już mu na mnie nie zależy ale i tak robie to dla was i dla waszej kariery Slash
-Mała jak to Duffowi już na Tobie nie zależy?-co ona plecie? Albo to ja faktycznie czegoś nie zauważyłem 
-Nie rozmawiamy ze sobą praktycznie w ogóle.
-No tak wiesz myślę że powinniście porozmawiać-powiedziałem
-Nawet nie wiem gdzie on teraz jest Slash
-Poszedł do Cathouse-wyszeptałem. Tak na prawdę skoro mają taki kryzys to McKagan jest zdolny do wszystkiego. Strasznie mu ostatnio odbija. -Może pójdę z Tobą i poczekam pod klubem?-zaproponowałem
-Jasne. Dziękuję ci jeszcze raz. -cmoknęła mnie w policzek i wyszliśmy z Whiskey i poszliśmy w stronę Cathouse. 

Duff:

Dowiedziałem się że moja towarzyszka pochodzi z Irlandii i ma na Imię Katarina. Każe mówić na siebie Katrin. No więc z Katrin gadka szmatka nieźle mi z nią idzie. Jest już bardzo wstawiona z resztą ja też więc mamy o czym gadać i w ogóle tak wszystko jakoś na luzie. Parę razy jej delikatna blada dłoń znalazła się na moim policzku a moje wielkie łapsko na jej udzie. Kiedy skończyły nam się trunki Katrin weszła pomiędzy moje kolana, popatrzyła mi głęboko w oczy a po chwili zaskoczyła mnie delikatnym lecz stanowczym i pełnym oddania pocałunkiem. Oddawałem każdego całusa. Oddaliśmy się zupełnie tej pokusie. 
-Może pójdziemy do toalety?- zaproponowała. Nie wiedziałem że jest aż taka chętna. Chwyciłem ją za rękę i poszliśmy w stronę toalet które są po drugiej stronie od wejścia. 

Lizzy:

Slash został przed wejściem a ja weszłam do środka. Nie a tu takich tłumów jak w whiskey ale też jest sporo ludzi. Szybko się rozejrzałam i za barem rzuciła mi się w oka znana mi na wylot sylwetka wysokiego blond chłopaka. Poszłam za nim. Dopiero wtedy zauważyłam że prowadzi ze sobą jakąś wywłokę. Na sam ten widok oczy mi się zaszkliły. Idą w stronę toalet. Bez chwili zastanowienia poszłam za nimi. Weszłam do toalet i usłyszałam przekręcany w drzwiach zamek. Odpinanie paska od spodni, szepty,śmiechy, pomruki,przyśpieszone oddechy, opuszczanie deski sedesowej, i w końcu ciche pojękiwania. 
Stałam jak wryta, oparłam się o stalowe umywalki.
-Oj tak maleńka, dobrze- usłyszałam charakterystyczny szept Duffa kiedy jest zadowolony. Do moich oczu napłynęły łzy i tuż po chwili jedna za drugą spływały po moich policzkach. Po chichu wyszłam z pomieszczenia. Nie chcę dłużej słuchać okrzyków radości mojego chłopaka. Wręcz wybiegłam z klubu i zaczerpnęłam świeżego powietrza. Poczułam że robi mi się słabo. Podeszłam do latarni i kurczowa się niej przytrzymałam. Zamknęłam powieki i zaczęłam szybko oddychać żeby tylko nie wybuchnąć płaczem. 
-Lizzy kurwa co się stało?- usłyszałam głos Saula. Po woli podniosłam powieki i zobaczyłam nad sobą rozczulonego moim widokiem mulata. Nic nie mówiąc mocno się w niego wtuliłam. Poczułam mocny zapach specyficznej dla niego mieszanki ładnych perfum i ćmików. 
-Chodźmy do domu- powiedziałam półszeptem. Slash chwycił mnie w pasie i poszliśmy w stronę domu. 

Weszliśmy do ciemnego i cichego wnętrza domu. 
-Powiesz mi co się stało?- zapytał
-Mogę dzisiaj z Tobą zostać?
-Jasne maleńka.- pociągnął mnie do swojego pokoju. Usiedliśmy na łóżku.
-Proszę cię powiedz mi co się stało Liz. 
-Dobrze...- zaczęłam mu opowiadać wszystko po kolei to co widziałam i to co słyszałam. Slash był w szoku. Poderwał się z miejsca
-Zajebię gnoja- powiedział i chciał wyjść. Mocno chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam z powrotem na łóżko. 
-Nie idź do niego. Zostań ze mną potrzebuję cię Saulie- wyszeptałam i na dobre się rozszlochałam. 

poniedziałek, 4 lutego 2013

Przepraszam :)

Z PRZYKROŚCIĄ STWIERDZAM ŻE MUSZĘ ZAWIESIĆ BLOGA NA CZAS NIEOKREŚLONY.
SZKOŁA I TAK DALEJ... ALE PO PROSTU MUSZĘ ZREGENEROWAĆ MÓJ MÓZG ANÓŻ WPADNĄ JAKIEŚ NOWE POMYSŁY ?! :D
JESTEM PEWNA W 100% ŻE ZA DŁUGO TO JA NIE WYTRZYMAM BEZ PISANIA ALE MUSZE ODPOCZĄĆ
DO ZOBACZENIA :)

~XOXO