wtorek, 29 stycznia 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 11

No dobra po pierwsze to zmieniłam nazwę na RockFrąt mam nadzieję że to nie sprawi nikomu problemu :P
Tak wgl dedykuję ten rozdział Rain bo to ona wymyśliła nową nazwę... Ehh co ja bym bez niej zrobiła :*

Tydzień później- kolejna sobota

Lizzy:


Nie mogłam z nią porozmawiać. po prostu sobie kurwa poszła! Ja nie wiem o co jej chodzi ale mam nadzieję że uda mi się z nią jeszcze porozmawiać i tak szybko stąd nie wypierdoli bo chyba padnę.  Nie rozumiem kompletnie co jej się stało, jest taka dzika, taka zupełnie inna. Nie czaję jej. Poszła sobie bez słowa wyjaśnienia.

Koncert chłopaków wypadł zajebiście i kiedy wróciłam do klubu i zmierzałam w stronę stolika zobaczyłam że Gunsi siedzieli jak jebane trusie na kazaniu i wszyscy z uwagą słuchali jakiegoś gościa w garniaku. Nie chciałam im przeszkadzać więc poczekałam przy barze aż sobie pójdzie. Coś mi się skojarzyło że już go kiedyś widziałam ale może to tylko zwidy.
Kiedy sobie poszedł o wszystko ich wypytałam. Koleś jest z Geffen Records i zajmuje się wyłapywaniem nowych zespołów które według niego maja przyszłość. Facet będzie na sobotnich koncertach i będzie ich 'obserwował'.
Byłam w szoku kiedy mój szef powiedział że mu się ich występ cholernie spodobał. Nawet podpisał z nimi taką dwu miesięczną umowę że w każdą sobotę będą grali koncerty. Nawet sporo kasy za to dostaną. Chociaż podejrzewam że ten entuzjazm u niego wywołał tłum ludzi przybyłych na występ i możliwość zgarnięcia za to sporej sumy forsy, ale to nie ważne! Ważne że Gunsi będą się mogli promować.
Moja praca jest cholernie męcząca bo jako barmanka i kelnerka się tam nieźle narobię ale kurwa ważne że jest!
Chłopacy postanowili się wziąć ostro do roboty i teraz praktycznie co dwa dni robią w piwnicy swoje próby. Czasem nawet zajmuje im to pół dnia ale to wszystko zależy od nastroju Axla. Spędzamy tutaj bardzo dużo czasu więc postanowiłam się wprowadzić do HellHouse. No właściwie do Duffa bo skoro jesteśmy razem... to to było najlepsze wyjście z sytuacji. Jest to istne piekło ale mi to nie przeszkadza. Przecież zawsze mogę się zaszyć w swoim mieszkanku i się wyciszyć.

Dzisiaj jest sobota więc chłopcy mają koncert. Jebany pech sprawił że akurat będę w pracy. Co prawda występ zacznie się dopiero o 22 ale i tak nie zmienia to faktu że moja zmiana kończy się o północy. No i spóźnię się na afterparty w piekielnym domu. Zaczną beze mnie... ciekawe czy w ogóle ta rudera się utrzyma. Szykuję się niezła bibka! Z resztą jak każda organizowana przez tych jełopów.

Muszę się po woli szykować do roboty. Zapowiada się spory tłum bo rozdawaliśmy ulotki więc postanowieniem szefa jest bardzo kusy strój. Spakowałam do torby gorset, strasznie krótkie spodenki tak że widać pośladki a do tego pończochy- kabaretki. Wszystko w kolorach czarno-czerwonych. I do tego wysokie szpilki. W międzyczasie szybko ubrałam czarne rurki i koszulkę Duffa z Sex Pistols. Do tego moje ukochane Martensy. Powiedziałam tylko że wychodzę i już mnie nie było. Droga zajęła mi trochę czasu bo jeszcze wstąpiłam do monopolowego po fajki. W Whiskey nie ma jeszcze dużej ilości ludzi. Poszłam na zaplecze się przebrać. Nie jestem zbyt zadowolona z tego stroju bo wiem co on może spowodować. Kiedy układałam przy 'toaletce' fryzurę i poprawiałam makijaż na mocniejszy ktoś wszedł do mini garderoby. Okazało się że to mój szef. jakoś dziwnie wygląda jak jakiś pieprzony żigolak i napalony frajer. Zmierzył mnie od góry do dołu i szyderczo się uśmiechnął. Podszedł do mnie a na jasnych płytkach rozniósł się stukot obcasów jego roboczych butów. Skończyłam się szykować i wstałam. Przywitałam się z szefem i chciałam już wyjść ale mocno klepnął mnie w pośladek. Odwróciłam się do niego i strzeliłam mu z otwartej dłoni w twarz tak że głowa mu się przechyliła. Widać że trzeźwy to on nie jest. Ponownie próbowałam opuścić pomieszczenie ale Baron mocno złapał mnie za nadgarstki i przyparł całym sobą do ściany.  Popatrzyłam w jego lekkie przyćpane oczy
-Co pan robi?- wysyczałam próbując się wyrwać z jego żelaznego uścisku.
-Nie wyrywaj się mała przecież dobrze wiem że tego chcesz- jego śmierdzący alkoholem oddech jest odrażający. Odwróciłam głowę w drugą stronę. Chwycił mnie za włosy i zmusił żebym przed nim uklęknęła. Szybko rozpiął swoje spodnie i opuścił je do kolan. W moich oczach zebrały się łzy.
-No na co czekasz zabieraj się do roboty mała dziwko- mocniej załapał mnie za głowę i próbował podstawić twarz pod swoje krocze. Na szczęście mam wolne ręce i bez chwili zastanowienia z całej siły walnęłam go z pięści w krocze. Momentalnie się ode mnie odsunął i zgiął się z bólu w pałąk.
-Odchodzę- krzyknęłam w jego stronę.
-Wiesz co mała tym razem ci to daruję ale jeśli odejdziesz zerwę umowę z Twoimi chłoptasiami
- Czemu mnie pan tak szantażuje? Zrobiłam coś nie tak jak powinnam?
-Nie jeszcze nie ale pamiętaj będę cię miał na oku.- podniósł się z podłogi i chwiejnym krokiem opuścił mini garderobę. Co za pierdolony cham. Ma czelność mnie obmacywać i szantażować? Zrobił to specjalnie bo dobrze wiedział że nie odejdę jeśli będzie się to wiązało zerwaniem ich umowy.To jest dla Gunsów wielka promocja i szansa na zaistnienie w tym popierdolonym świecie. Nie mogę im tej szansy odebrać. Po moich policzkach spłynęło parę łez. Trochę się opanowałam i przypudrowałam podpuchnięte oczy. Wyszłam z pomieszczenia i od razu poszłam za ladę.

Izzy:

-Slash skurwysynie jak tak będziesz grał w Whiskey to od razu nas wypierdolą!- wrzeszczał Axl. Kurwa jak ten idiota się nie uspokoi to przejebane.
-Nie drzyj się na mnie no spokojnie wszystko będzie dobrze- od pyskował Hudson. Jest już lekko wstawiony i dlatego mylą mu się struny i poszczególne progi a dodatkowo rudy męczy nas od paru godzin.
-Rose no zróbmy przerwę i tak na koncercie wszystko będzie dobrze- powiedziałem jak zawsze zajebiście opanowanym tonem.
-Dobra kurwa może masz rację. - zrezygnowany usiadł na rozpierdolonej kanapie- Dobra do koncertu mamy jeszcze niecałe trzy godziny. Co my kurwa będziemy robić?
-Pić?- podrzucił Slash a ja tylko pokręciłem głową.
-O nie ty nie pijesz przed występem- powiedział zirytowany ale zarazem lekko rozbawiony tokiem myślenia Hudsona Rose.
-Dobra nie wiem jak wy ale ja umieram z głodu. Może zamówimy jakąś pizze- powiedział Steven
-A masz kasę cwaniaku?
-Coś się znajdzie
-U mnie też się coś znajdzie- powiedział Duff. Poszliśmy na górę i przeszperaliśmy wszystkie skrytki na kasę. W sumie uzbierało nam się dość sporo dolców bo aż na trzy duże najtańsze pizze. Czekaliśmy na nie dobre 40 minut ale w końcu przyszedł dostawca i jak tylko nasze zamówienie znalazło się na prowizorycznej ławie w 'salonie' od razu wszyscy się rzuciliśmy na żarcie. Wpierdalaliśmy w kompletnej ciszy. Oczywiście nie obyło się bez kłótni o ostatni kawałek wszyscy z wyjątkiem mnie się zakładali co zrobią żeby zdobyć ten ostatni kawałek. Podczas ich dziecinnej kłótni wykorzystałem chwilę ich nieuwagi i zgarnąłem z pudełka ten ostatni kawałek. Ci idioci skapnęli się dopiero kiedy go kończyłem. Później w miarę się wyszykowaliśmy jeśli chodzi o ciuchy i wyszliśmy jeszcze na miasto.

Lizzy:

Skupiłam się na robocie i zapomniałam o tym incydencie z szefem. Jednak nie mogę na niego patrzeć, brzydzę się nim.
-Hej mała przynieś nam dwie butelki czystej- powiedział jakiś młody facet. Nic nie odpowiedziałam tylko się lekko i popatrzyłam do którego stolik zmierza. Chwyciłam zza barku dwie flaszki i na plastikowej tacy zaniosłam na stolik razem z trzema szklankami bo tyle ich tam siedziało.
-Może się do nas przysiądziesz księżniczko- powiedział brunet w krótko przystrzyżonych włosach.
-Jestem w pracy- rzuciłam oschle. Jakoś nie zbiera mi się na miły ton po tym co co ten kretyn odpierdolił. Chwyciłam jego wielkie łapsko kiedy zmierzało na moje pośladki i mocno strąciłam. Zabrałam tacę i odeszłam. Weszłam do małego kantorka, otworzyłam butelkę Jacka i wzięłam kilka łyków. Wróciłam za bar i wtedy przyszła moja koleżanka do towarzystwa czyli druga kelnerka. Teraz mogłam zostać tylko za barem i nigdzie się nie ruszać.
Tak minęły prawie dwie godziny i zauważyłam że Gunsi powinni już siedzieć w garderobie. Pewnie weszli tylnym wejściem. Techniczni zaczęli rozkładać sprzęt. Nie wiem czy mam powiedzieć o tej scenie z Baronem Duffowi czy lepiej nie? Kurwa.... nie nie powiem mu przynajmniej na razie. Wolę poczekać te dwa miesiące i sama się zwolnić. Muzyka grana przez DJ'ja ucichła a wszystkie światła zgasły. Pojawiła się jedynie biała poświata na scenie. Jeden z technicznych Zapowiedział Gusnów. Najpierw powiedział parę słów a potem zaczął wrzeszczeć "Guns N fuckin Roses". Nie minęła minuta a po całym klubie rozniosły się pierwsze dźwięki do 'Welcome to the Jungle'. Publiczność momentalnie znalazła się pod sceną. Nie obyło się bez wrzasków i przepychanek. Pod sama sceną rozkręciło się pogo a Rose rozwalając się po scenie w szamańskim transie podczas piosenek dopracowywał ruchy bioder i kroki z mikrofonem. Zaczął odprawiać swój już charakterystyczny taniec kobry. Wił si po scenie jak zawodowiec. Z uwagą obserwowałam każdy ich ruch jednak las rąk nieco mi to uniemożliwiał. Zagrali swoje wszystkie piosenki a potem jeszcze kilka coverów. Slash latał po całej scenie jak wariat. Izzy jak zwykle w swoim świecie, Steven szalał za garami a Duff... naśladował nieco Slasha co wyglądało bardzo słodko. Po skończonym występie Axl powiedział że zapraszają na imprezę do HellHouse'u. Pewnie większość z tych ludzi będzie widzieć gdzie to jest. Chłopaki zeszli ze sceny i udali się do mini garderoby pozostawiając za sobą wrzaski napalonych dziewczyn. Na scenie został niesamowity syf, przez te małolaty które rzucały swoimi stanikami w Gunsów. Pewnie są na nich numery telefonów. Kurwa normalnie poczułam się zazdrosna. Na ziemie sprowadził mnie kolejny klient spragniony wódki. Zbliża się północ. Jakoś przetrwałam ten dzień w robocie które nie powiem...zaczął się chujowo. Duff był tak zajęty że zapomniał do mnie przyjść. Mam taką ochotę wtulić się w jego ramiona. Czuję się wtedy taka bezpiecznie że nic innego mnie nie obchodzi tylko jego bliskość i dotyk na mojej skórze.

Równo o północy przebrałam się w swoje ciuchy a kusy strój zostawiłam w przeznaczonej dla mnie metalowej szafce. Wyszłam tylnym wyjściem i po woli udałam się w stronę piekła. Oczywiście podjebałam z pracy trochę alkoholu żeby nie przyjść z pustymi rękami. Już z daleka słychać głośną muzykę, wrzask i śmiech. kiedy weszłam w odpowiednią ulicę zobaczyłam że przed domem jest mnóstwo ludzi, którzy po prostu bawią się na ulicy bo w środku zapewne brakuje miejsca. Alkohol lał się litrami a butelki puste i niekoniecznie puste rozbijały się na asfalcie. Nad tymi wszystkimi ludźmi unosi się smog dymu papierosowego. Przeszłam przez furtkę, której tak jakby nie było bo ktoś ją wyjebał z zawiasów. Jeszcze trochę i od tej muzyki popękają mi bębenki. Na mojej twarzy maluję się wielki wyszczerz. Dawno nie było takiej imprezy. Pora się zabawić. Otworzyłam drzwi kopniakiem bo w rękach mam pełno flaszek. Przede mną wyrósł Slash i prze niego o mało co a wylądowałabym na posadzce.
-Masz coś dla mnie?- zapytał unosząc charakterystycznie brwi
-Jasne... trzymaj- zabrał ode mnie butelkę Daniels'a i zniknął w tłumie. W końcu już się przyzwyczaili że jak przychodzę z pracy to nie z pustymi rękami. Czasem skapnie się flaszka wódki lub trochę więcej whiskey. Gdzieś na schodach zobaczyłam Izziego jak prowadził na górę grupkę ludzi. No co? Na takich imprezach łatwiej się handluje dragami a Izzy już jest dość znany w tej branży i ma stałych klientów. Steven i Axl podrywają jakieś na jarane dziewczyny. Weszłam w głąb salonu.  Na kanapie siedzi Slash i liże się z groupie.  Obok n fotelu siedzi Duff. Na jego widok na moim ryju pojawił się jeszcze większy uśmiech. Podeszłam bliżej i wtedy zobaczyłam że na jego kolanach usiadła jakaś cycata blondyna. Momentalnie zrzedła mi mina. McKagan próbował ją zrzucić z kolan jednak upojenie alkoholowe dało się we znaki i nieco mu to utrudniało w zamierzonych celach. Kiedy zobaczył mnie jak tępa się na niego gapię o razu wstał z miejsca co poskutkowało tym że dziwka wylądowała na podłodze obijając sobie nadmuchane dupsko. Usta ma tak na botoksowane, że podejrzewam że ma trudności z wysłowieniem się. Duff od razu do mnie doskoczył.
-Lizzy kochanie to nie tak jak ci się wydaje- zaczął się tłumaczyć z miną zbitego psa
-Nie tłumacz się wszystko widziałam.- podałam mu butelkę i zostawiłam samego po środku salonu, sama udając się do kuchni. Weszłam do zagraconego pomieszczenia. Jest tu ciemno jak w dupie i łatwo się o coś wyjebać. Drogę do okna znam na pamięć więc szybko podeszłą, otworzyłam na oścież i usiadłam na parapecie. Wyciągnęłam z kieszeni paczkę czerwonych. Odpaliłam jednego i mocno się zaciągnęłam rozkoszując się nikotyną rozprowadzająca się po moich płucach. Otworzyłam butelkę Jacka i upiłam sporego łyka. Pod nosem nuciłam sobie piosenkę której dźwięki akurat rozniosły się po pomieszczeniach. Po chwili do kuchni wszedł Saul. Usiadł na szerokim parapecie naprzeciwko mnie. W egipskich ciemnościach panujących w naszym otoczeniu nie mogłam dostrzec jego twarzy ano i oczu bo jego gęste loki skutecznie mi to uniemożliwiały. Zauważyłam tylko kontury jego pełnych ust.
-Czemu nie jesteś z nimi?- spytałam dosyć głośno żeby przebić swój głos przez hałasy
-Chce się w spokoju napić. A ty co tak tu sama siedzisz?
-Z tego samego powodu ale też żeby trochę pomyśleć.
-Nad czym? Coś się stało?
-Nie..to znaczy tak ale nie chce o tym mówić bo mogę wszystko zepsuć.
-Wiesz że możesz mi powiedzieć.
-Wiem Saulie jesteś moim przyjacielem ale nie uwierz że nie chcę o tym mówić.
-No dobra nie naciskam. -Stuknęliśmy się szyjkami flaszek i jednocześnie upiliśmy sporą część naszego ulubionego alkoholu. Potem przymknęłam powieki i ponownie się zaciągnęłam. Poczułam na sobie jego spojrzenie. Na dworze tłum ludzi nadal świetnie się bawi.
-Muszę wyładować emocje...idziesz ze mną?- zapytałam i szybko wyskoczyłam przez okno. Saul jak na zawołanie znalazł się obok mnie. Poszliśmy na tyły domu gdzie na działce jest taka stara przybudówka z drewna. Stanęłam kilka metrów przed ścianką. Dopiłam szybko Whiskey i mocno się zamachnęłam. Butelka roztrzaskała się w drobny mak. Kawałki szkła powbijały się w ziemię albo odstrzeliły w bok. To mi trochę pomogło. Wrzuciłam w ten rzut trochę siły. Jednak jestem tylko kobietą.
-I co lepiej?- zapytał
-Trochę
-Niezłą masz parę w ręce- co jak co ale paręnaście metrów był jak nic! Po chwili Slash poszedł w moje ślady i również rozjebał butelkę na ściance. Jest silniejszy ode mnie więc nie musiał wkładać w ten rzut dużo siły ale jednak.  Na mojej twarzy znów pojawił się uśmiech. Położyłam się na trawie i zaczęłam się śmiać jak jaką pieprzona wariatka. Hudson usiadł obok mnie.
-No dobra ale teraz to mi powiedz co się takiego stało?- zagadał
-Serio cię to interesuję? Myślałam że odpuścisz.
-Chce ci pomóc
-No dobrze.-zamyśliłam się trochę a po chwili opowiedziałam mu całą popołudniową sytuację z Baronem. Z każdym jego słowem jego furia rosła jeszcze bardziej. Odruchowo chwyciłam go za ramię żeby się trochę uspokoił i dokończyłam opowiadać. 
-Co za skurwysyn!-krzyknął
-Uspokój się. Wiedziałam że nie powinnam ci tego mówić. - w moich oczach zebrały się łzy i po chwili zaczęły spływać po moich policzkach. 
-Przepraszam. Nie płacz. Dobrze że mi to powiedziałaś. Ale czemu nie pozwolił ci odejść? - kurwa wiedziałam że to się źle skończy.
-Bo...bo zagroził.. m-mi że jak o-odejdę to on z-zerwie z w-wami tą cholerną umowę- wydukałam i rozkleiłam się na dobre.
- Kurwa mać. Lizzy ...!
-No co? Przecież nie zrobiłabym wam tego!- wierzchem dłoni ścierałam na bieżąco łzy, które lały się potokami
-Nie możesz się tak dl nas poświęcać. 
-Wytrzymam te dwa miesiące a potem odejdę. Chyba że prędzej zostanę prywatną dziwką
-Kurwa nie mów tak!- mocno mnie do siebie przytulił i pocałował w głowę. -Dziękuję że mi powiedziałaś.- wyszeptał
- Tylko zachowaj to dla siebie Hudson!- pogroziłam mu palcem
-A Duff?
-Duff... Duff... nie chce mu mówić bo pewnie by zareagował tak jak ty albo jeszcze gorzej a ja na serio nie pozwolę wam zaprzepaścić tej umowy w Whiskey.
-No dobrze, ale proszę cię nie pozwól się więcej tak szantażować przez tego chuja
-Ja sama nie wiem do czego on jest zdolny- podniosłam się z ziemi i z powrotem poszliśmy na imprezę. Chwyciłam jeszcze jedną butelkę alkoholu i zaczęłam tańczyć i jednocześnie popijać. Alkohol tak mnie zamroczył że nawet się nie spostrzegłam jak ktoś mnie postawił na stole. Każdy facet wlepiał we mnie oczy a ja wiłam się na ławie najlepiej jak potrafiłam. Przerwały mi tylko syreny policyjne. 
-Spierdalać stąd!! - ktoś wykrzyczał. Jedni uciekali drzwiami, inni oknami a jeszcze inni pochowali się po kątach. Co z jełopy przecież jak policja tu wejdzie to ich i tak zatrzyma. Nie mogę odnaleźć wzrokiem Duffa. Pewnie już spierdolił. Hudson do mnie podbiegł, z ciągnął mnie ze stołu i wyszliśmy przez taras. Schowaliśmy się za przybudówką. Wszystko ucichło. Słychać tylko głosy policjantów. Ludzie już dawno spierdolili. Coś mi od jebało i odeszłam od ścianki.
-Lizzy wariatko co robisz- wysyczał przez zęby po cichu z lekkim strachem. Podbiegł do mnie ale nie zdążył wyjąć mi butelki z rąk bo właśnie roztrzaskałam ją w drobny mak.
-Jesteście zatrzymani!- usłyszeliśmy. Jakiś gruby glina podszedł do nas. To wszystko co zapamiętałam bo byłam zalana.

Slash:

No pięknie. Nie mogła się powstrzymać? Musiała rozjebać tą flaszkę akurat teraz? Nosz kurwa. Na swoim ramieniu poczułem ciężar jej głowy. 
-Pan weźmie tą panią i pójdzie grzecznie ze mną- powiedział grubas. Przerzuciłem sobie małą przez ramię i jedną ręką ją trzymałem a za drugą trzymał mnie policjant i poprowadził nas do radiowozu.


***
Nie wiem jak wypadł ten rozdział bo przez długi czas nie miałam kompletnie weny. 
Dziś był mój drugi dzień szkoły po feriach no i tak jak zaczęłam chodzić do szkoły tak dostałam weny i pisałam na lekcjach.

Ocenę pozostawiam wam ale błagam jeżeli faktycznie jest do dupy to mnie oszczędźcie!!!

niedziela, 20 stycznia 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 10

W posiadłości szanownych Guns N' Roses :

Izzy:

Pisałem z Rosem pół nocy nową piosenkę przy winie. Wszyscy poszli w pizdu spać a ja, no właściwie głównie ja bo Axl się za bardzo w pewnym momencie wkurwił, ja cały czas twardo pisałem. No i słowa już mamy. Kurwa jestem geniuszem. No to teraz ta trudniejsza część a konkretniej muzyka. Tu już się panowie od roboty nie wywiną... nie ma tak dobrze. Rose już ma odloty i mi tu przysypia. A dobra pierdole idę spać.  Zabrałem kartkę z tekstem ze sobą do mojego pokoiku żeby przypadkiem nie wpadła w ręce tych pojebów.   Kiedy Lizzy poszła w cholerę z Duffem to Slash i Steven poszli do burdelu... jak oni to ujęli..." idziemy do burdelu się odprężyć i zrelaksować", tak tak to jakoś szło. A z reszta whatever. No także tego to ja idę spać. Chuj z tym że jest 9 rano, dzisiaj nie zamierzam nigdzie wychodzić. 

Gdzieś na Sunset Strip:

Duff:

Obudziłem się wtulony w MOJĄ słodką brunetkę. Jej spokojna została w pełni oświetlona przez promienie słońca, które beztrosko wkradły się do sypialni. Chyba zaczęło jej to przeszkadzam bo mruży powieki. Opuszkiem palca wskazującego przejechałem od jej szyi wzdłuż kręgosłupa zatrzymując się gdzieś w okolicy nerek i tak powtórzyłem tą czynność kilka razy aż odwróciła się do mnie przodem przykryta tylko złotawą płachtą.
-Dzień dobry piękna- szepnąłem i cmoknąłem ją w usta. Na jej twarzy zagościł uroczy uśmiech  wraz z nim towarzyszyły małe rumieńce które przyozdobiły jej już i tak rozgrzaną twarz promieniami słońca. Leniwie podniosła do góry powieki i spotkałem się z jej czekoladowymi tęczówkami zaledwie kilka centymetrów od moich. Lekko musnęła moje wargi. Nie żeby coś to nie ja zacząłem tylko ona!. Niewyżyta wariatka. Ale w sumie to dobrze. Znalazłem się nad nią. Jedną ręką przygwoździłem jej nadgarstki do poduszki za głowę. Druga ręka powędrowała do jej piersi. 

Lizzy:

Duff zabawiał się moimi sutkami a ja zajmowałam się jego ustami. 
-Co powiesz na ominięcie gry wstępnej- wyszeptał. Nie zdążyłam odpowiedzieć bo gwałtownie we mnie wszedł. Skubany tak mnie zaskoczył...nie spodziewałam się tak szybkiego obrotu akcji. Szubko się we mnie poruszał dając mi maksymalną dawkę rozkoszy ale i tak rozszerzyłam bardziej nogi i oplotłam nimi jego biodra. Nie wiem co we mnie wstąpiło ale zaczęłam krzyczeć i jęczeć jak jakaś wariatka. Duff dłonią zatkał mi usta po czym zaprzestał ruszać biodrami. Kretyn dusi w sobie śmiech jakby uprawianie seksu było dla niego śmieszne. 
-Nie musisz się powstrzymywać- powiedziałam i chciałam wyplątać się z jego ramion ale mi nie pozwolił i przygwoździł mnie jeszcze mocniej
-Nie uciekaj mi nie teraz kochanie- wymruczał po czym delikatnie i bardzo powoli wznowił wszystkie wykonywane przed chwilą czynności. Kurwa czemu on taki wolny?! Przecież ja tu za chwilę zwariuję. Moje ciche pojękiwania przeradzały się w coraz głośniejsze westchnienia tłumione pocałunkami. Spięłam mięśnie pochwy żeby dać mu więcej rozkoszy. W końcu on też jęczał i przyspieszył. Nasze oddechy stały się coraz bardziej niespokojne. Po parunastu minutach doszłam ale to jeszcze nie koniec. Duff wykonał jeszcze kilka mocnych pchnięć i sam doszedł. Rozluźniłam mięśnie kiedy poczułam w sobie jego spermę. Opadł na mnie całym swoim ciężarem ciała uniemożliwiając mi swobodne oddychanie. 
-Duff dusisz mnie- seksownie wymruczałam mu do ucha ostatkami sił. Mckagan wysunął się z mojego wnętrza i położył obok. Ogarnęło mnie uczucie błogości. Przymknęłam powieki i wsłuchałam się w jeszcze nie miarowe bicie mojego serca, którego bicie po woli wraca do normy. 
-Duff?
-Hmm...?
-Co teraz będzie...z nami?
-Co masz na myśli?- posmutniał ale ja głupia jestem
-No to znaczy... powiemy im?
-Komu?
-No jak to komu naszym pojebom- wyszczerzyłam się i położyłam głowę na jego klatce piersiowej i przydusiłam usta do jego żuchwy. 
-On i tak już się domyślili
-Cwaniaczki. Wiesz co.. jestem kurewsko głodna
-A ja cie kurewsko kocham
-Ja ciebie te z ale teraz idę zrobić coś do żarcia. - wygramoliłam się z łóżka. Naciągnęłam na siebie koszulę Duffa i poczłapałam do kuchni. Zrobiłam tosty francuskie a smakowite zapachy rozniosły się po całym mieszkaniu. 

-No wstawaj już musimy iść do nich i sprawdzić czy żyją- siłą próbowałam wypierdolić go z wyra.
-No daj mi jeszcze pięć minut kobieto
-To samo mówiłem pięć minut temu i kurwa pół godziny temu.
-Pięć minut- wycharczał spod poduszki
-Pierdole- powiedział pod nosem i poszłam w stronę łazienki uprzednio zabierając z szafy ubrania. Weszłam do kabiny prysznicowej i od razu zalałam się letnią wodą. Umyłam włosy avokadowym szamponem i dokładnie spłukałam całe ciało.  Poczułam duże łapska na talii. Obróciłam się i kogo zobaczyłam...? Nieogarniętego śpiocha
-Teraz przylazłeś?- nosem jeździł po mojej mokrej szyi mrucząc niczym kot. Zajebię go kiedyś...ale to kiedyś. Jego męskość ocierała się o moją kobiecość co wywołało u mnie małe dreszcze. Dostałam gęsiej skórki na całym ciele a ten znowu się tylko zaczął śmiać.
-Znowu się śmiejesz... tylko nie wiem z czego- delikatnie ale stanowczo go o siebie odepchnęłam i kontynuowałam relaksującą kąpiel. Jego zabłądziły gdzieś na moich pośladkach i przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Wskoczyłam mu na biodra a on przyparł nas do ściany. Moja twarz znajdowała się na wysokości jego więc teraz swobodnie mogę spojrzeć mu w oczy. Wplotłam palce w jego mokre klaki. 
-No i co się tak gapisz hę?- spytałam
-Ja tylko podziwiam- wpił się w moje usta z czułością. Koniuszkiem języka rozchylił moje wargi i namiętnie penetrował moje podniebienie. Przyssał się do mnie jak jakaś cholerna pijawka. No to się chłopak zaangażował. Przygryzłam jego dolną wargę i odessałam się od mojej prywatnej pijawki.
-No i co byś teraz ode mnie chciał?- pytałam nadal patrząc mu w oczy. Nie czekając na moje pozwolenie wszedł we mnie zdecydowanym ruchem a moje ręce kurczowo się zacisnęły na jego karku. 


W posiadłości Gunsów:

Slash:

Głowa napierdala mnie niemiłosiernie ale pomimo wczesnej godziny postanowiłem wstać. W domu jest jakoś tak cicho co tutaj w cale normalne nie jest no ale to się wytnie. Wciągnąłem na dupę moje kochane slipki w miniaturki gitar i poszedłem do kuchni. Zastałem tam codzienny bałagan w postaci sterty naczyń w zlewie, wkopnąłem tylko butelki i puszki pod stół żeby się dostać do szafek. Narobiłem troszkę szumu przez co poczułem mocny ból w okolicach skroni. Wyciągnąłem z jednej szafki czystą szklankę nalałem wody i rozpuściłem w niej aspirynę. Wypiłem wszystko za jednym razem a później padłem na lekko rozjebane krzesło. Na piętrze słychać jakieś łomoty i różne tego typu hałasy ale co ciekawsze dało się też usłyszeć jęki czyjegoś orgazmu! Pierdolę. Idę spać

Dzień koncertu- Sobota
Godzina przed koncertem:

Lizzy:

-Duff do kurwy nędzy pośpiesz się bo na własny koncert się spóźnisz ciulu- wydarłam się na pół bloku 
-No chwila kicia zaraz idziemy
-No ja myślę! - usiadłam na kanapie i czekam na mojego chłopaka. Jesteśmy razem już prawie tydzień. Hudson cały czas nie wiadomo z jakiego powodu się z nas nabija a Izzy jakiś się zrobił taki bardziej przymulony jakby żył we własnym świecie. Siedzę i siedzę i siedzę... nosz kurwa ile można na niego czekać?! Pindrzy się dłużej niż ja. Pomogłam mu tylko trochę natapirować te jego nieokrzesane kudły i spryskałam je lakierem ale to było jakieś 20 minut temu. Co on tak długo robi w tej łazience?
Nerwowo zaczęłam stukać moimi koturnami z ćwiekami o panele i przy okazji nuciłam sobie pod nosem Metallikę. Po chwili mój chłoptaś raczył opuścić łazienkę i mogliśmy w spokoju wyjść z domu. Po drodze musimy jeszcze wstąpić po resztę Gunsów. 


Techniczny poszedł ich zaprowadzić do garderoby żeby się trochę przygotowali a zwłaszcza Axl który przez całą drogę do klubu skutecznie rozgrzewał swoje struny głosowe. Jego skrzek jest zajebisty ale po pewnym czasie bębenki same pękają. Wzięłam sobie z baru drinka i poszłam pod scenę gdzie już cały sprzęt był rozstawiony. Nie spodziewałam się że przyjdzie tyle ludzi. Slash poszedł do Barona i powiedział że sam zaprojektował ulotkę promującą. Szef jak to zobaczył to był wniebowzięty i wydrukował mnóstwo tego cholerstwa. Dwa dni to rozwieszaliśmy no ale poskutkowało. The Roxy prawie że pęka w szwach. Zbliża się 20 więc sporo ludzi zajęło już miejsca pod samą sceną gdzie byłam już ja. Nagle zgasły wszystkie światła. Jeden z pracowników zapowiedział zespół a po chwili rozbrzmiały pierwsze dźwięki do Welcome to the jungle i okrzyki Axla oznajmujące że znajdujemy się  dżungli. Śpiewałam razem z rudzielcem tyle że on wydzierał się do mikrofonu a ja śpiewałam sobie pod nosem. Później zagrali Out ta get me, następnie Mr. Brownstone. Publika wręcz szalała. Ludzie szybko łapali  refreny i darli się razem z szanownym Rosem. Slash latał po całej scenie, skakał razem z Mckaganem. Steven zacieszał za garami i widać tylko jego twarz i nieogarnięte kłaki. No a Izzy był tak skupiony na grze że nic do okola niego go nie interesowało. Co jakiś czas Duff szukał mnie wzrokiem a jak już znalazł to czułam się tak jakby czas się zatrzymał. Na koniec zagrali Nightrain. Wszystko przebiegło świetnie. Koncert się zakończył a miejsce Gunsów zajął jakiś DJ który puszczał w tle jakąś muzykę. Z przepustką pracownika bezproblemowo weszłam za kulisy i skierowałam się do garderoby. 

Chłopcy ochłonęli po występie i razem opuściliśmy klitkę i poszliśmy zająć jakiś stolik. Znaleźliśmy jeden jedyny przy toaletach. Nie zbyt przyjemne miejsce ale ważne że siedzące. Poszłam do baru po wódkę i Danielsy. Przywitałam się z kolegą z nocnej zmiany. Zaniosłam wszystko na stolik ale przypomniało mi się że zostawiłam na barze fajki. Chwyciłam moją zgubę i już chciałam wracać z powrotem ale po drugiej stronie barku zauważyłam dziewczynę która kogoś mi przypominała. Spotkałam się z jej spojrzeniem ale jak tylko mnie zauważyła to po protu uciekła. Zdałam sobie sprawę z tego kim ta dziewczyna było i szybko pobiegłam za nią. Otuliło mnie rześkie powietrze. Przed budynkiem jest masa wiary ale w tym tłumie zauważyłam uciekającą sylwetkę dziewczyny. Próbowałam ją dogonić i dopiero kiedy wpadła w ślepą uliczkę zdołałam ją zatrzymać żeby więcej mi nie uciekła. 

Duff:
-Widzieliście gdzieś Lizzy?- spytałem chłopaków
-A co już ci uciekła?- Slash i te jego docinki. 
-Poszła na chwilę do baru- odezwał się Steven
-No tak ale to było 10 minut temu- powiedziałem i poszedłem do baru. Spytałem Larego (kolega z nocnej zmiany) czy jej przypadkiem nie widział
-Przed chwilą wybiegła z klubu za jakąś dziewczyną.- odpowiedział i wrócił do klientów. Przez chwilę straciłem rozum ale jak sie ocknąłem wyszedłem przed bar. Nie zauważyłem jej. Ciekawe kogo ona zobaczyła. 

***


Z góry przepraszam za błędy no i dziękuję za te ponad 7 tysięcy wyświetleń :*

sobota, 19 stycznia 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 9

Lizzy:

Po próbie usiedliśmy na kanapach. Na stole pojawiło się trochę alkoholu, fajek no a do chłopców przyszły jakieś pół nagie panie które później odpowiednio się nimi zajmą. Chłopacy bardzo chcą mieć Mckagana w zespole co wiąże się z tym że zaraz przeprowadzimy burzę mózgów odnośnie nazwy tego iż zespołu.
 godzin później:

-Dobra kurwa mam- wykrzyknęłam a oczy wszystkich skierowały się na mnie co mnie lekko skrępowało no ale to się wytnie- no więc co panowie byście powiedzieli na Guns N' Roses?- zapytałam. Axl wytrzeszczył oczy
-Jesteś genialna słonko- powiedział po czym dostał z otwartej dłoni Duff'a w tył głowy. - za co to debilu?- zapytał poirytowany rudzielec
-Tak profilaktycznie- zaśmiał się Mckagan i niepewnie spojrzał w moją stronę.

Trzy tygodnie później:



Wróciłam właśnie ze spaceru do swojego mieszkania przy Sunset Strip. Wiem wiem okolica nieciekawa bo hałaśliwa i pełna dziwnych ludzi ale znalazłam fajne mieszkanko i bardzo tanio. Kiedy Duff wprowadził się do posiadłości Gunsów.  Moje kontakty z nimi się trochę ograniczyły nad czym bardzo ubolewam ale dzisiaj idą do The Roxy gdzie pracuję jako barmanka od wczoraj bo akurat podpisałam umowę i jeszcze jakoś tak się złożyło że nie powiedziałam o tym chłopakom bo nie było jakoś szczególnie okazji. Ale oni często tam przesiadują więc chyba będziemy na siebie wpadać. No chyba że specjalnie będą unikać tego lokalu no ale trudno. Całkiem fajna robota gdyby nie napaleni klienci ale narzekać nie mogę. Ważne że będę miała stały przypływ gotówki w sumie jakby było kiepsko zawsze mogę się poratować pieniędzmi rodziców ale w sumie wolę trochę sama zarobić. Zamówiłam sobie pizze i czekając na dostawcę ogarnęłam trochę w domu. Po kilkunastu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Z czarnej torby z ćwiekami wyciągnęłam portfel a z niego banknot o nominale 10$. Otworzyłam drzwi i zamiast dostawcy pizzy zobaczyłam Slasha
-Hej.. o dzięki jakaś ty dobra- wyrwał mi z ręki banknot i posłał mi zadziorny uśmiech

-Co tu robisz?
-Idziemy dzisiaj do Roxy idziesz z nami?
-Ja...- nie no nie powiem mu teraz że tam pracuję- tak idę ale spotkamy się na miejscu
-Okej to do zobaczenia-odwrócił się na pięcie
-Ekhem Slash?
- No co tam kwiatuszku?
-Nie mów do mnie w ten sposób i oddaj kase kudłaczu- Saul niechętnie oddał mi 10 dolców i poszedł. Wróciłam do małego saloniku i włożyłam do gramofonu winyl z The Runaways  i w pełni oddałam się muzyce. W sumie za 2 godziny muszę iść już do pracy i czeka mnie 8 godzin ciężkiej harówki z mniej lub więcej obleśnymi typami. Po paru minutach usłyszałam kolejny już dzisiaj dzwonek do drzwi. Tym razem to był dostawca pizzy. Zjadłam połowę a resztę schowałam do lodówki. Założyłam gorset, czarne skórzane liginsy i 'firmową' koszulkę czyli bardzo obcisły top, do tego wysokie szpilki.


-Hej laluniu przynieś nam wódkę- ten to na serio należy do tych bardzie obleśnych! Posłałam mu wymuszony uśmiech i podałam to co chciał. Czystą ścierką przetarłam bar i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Do środka akurat wchodzili Gunsi. Zajęli wolne miejsca przy barze. Nawet mnie nie zauważyli. Stanęłam na przeciwko nich wszystkich
-Czołem panowie to co zawsze?- uśmiechnęłam się
-Co ty tu kurwa robisz?- spytał Slash
-Pracuję nie widać?
-Jak to... co kurwa? Jak to pracujesz? Czemu tutaj- spytał się Duff. Jakiś on dzisiaj taki przygnębiony, nieobecny i nieogarnięty no ale na razie nie wnikam. Muszę z nim dzisiaj pogadać i to bardzo szczerze bo już mnie bardzo męczy ta cała sytuacja między nami. Zupełnie przestał się do mnie odzywać. Nie odpowiedziałam mu na jego pytanie tylko poszłam na zaplecze i przyniosłam im butelki wódki i Daniels'a.
-Lizzy?- zaczął Duff a reszta poszła zająć stolik
-No co tam Duffy?- wzięłam szmatkę i wytarłam klejący się od alkoholu bar.
-Co się dzieje?- spytał niepewnie.
-Sama nie wiem ale czuję jak się od siebie oddalamy- oparłam głowę kilka centymetrów on niego i spojrzałam mu głęboko w oczy
-Możemy o tym porozmawiać później?
-Jasne- cmoknęłam go w policzek a on się uśmiechnął. Przyjdę do was później za jakąś godzinę mam pół godziny przerwy.
-Okej- poszedł do chłopaków a ja odprowadziłam go wzrokiem i wróciłam do swoich obowiązków. Właśnie mnie kurwa mać olśniło. Przecież jak tu pracuję to mm jakieś wtyki nie? No i przecież mogłabym załatwić chłopakom występ. Genialna jestem. Poprosiłam kolegę aby mnie zastąpił a ja udałam się do szefa. Miły facet ma około trzydziestu lat. Bardzo wyrozumiały i wgl mam nadzieje że się zgodzi. Zapukałam do jego gabinetu a raczej kanciapy no ale mniejsza z tym. Usłyszałam krótkie 'wejść'. Uchyliłam drzwi i weszłam do środka siadając na rozklekotanym krześle.
-Szefie mam prośbę- zaczęłam

Duff:
Czemu nam nie powiedziała  że zaczęła pracować? Czemu mi nie powiedziała że zaczęła pracować. Przecież zawsze sobie wszystko mówiliśmy do cholery. Czemu się tak bardzo od siebie oddaliliśmy? Tak bardzo tęsknię za jej słodkim zapachem. Kurwa człowieku ogarnij się. Czy ja na serio jestem taką ciotą że nie potrafię powiedzieć jej prawdy?
-Ej Mckagan żyjesz?- spytał Steven
-Co... tak jasne co tu tak cicho?
-Słuchaj co się dzieję między tobą a naszą przyjaciółką? -spytał podejrzanie Slash
-Nie wiem o co ci chodzi stary- czy oni coś zauważyli? Oby nie.
-Kurwa Duff przestań ściemniać przecież nie jesteśmy ślepi. Widzimy jak się ślinisz na jej widok- powiedział Axl i poklepał mnie po ramieniu
-Z resztą ona nie lepsza... sama wskoczyła by za tobą nawet w ogień
-Co ty pieprzysz Stradlin?
-Mówię co widzę.. z resztą wszyscy to widzimy. Pogadaj z nią przecież jesteście przyjaciółmi.
-łatwo wam mówić cwele ale dzięki żeście się zainteresowali- pociągnąłem sporego łyka wódki. Spojrzałem w stronę baru ale nie zauważyłem Liz. Minęła już godzina więc pewnie ma przerwę. Ale mówiła że do nas przyjdzie. Rozejrzałem się jeszcze trochę po klubie i zauważyłem piękność idącą w naszą stronę. 
-Duff ośliniłeś się pacanie- roześmiał się Hudson a ja spiorunowałem go wzrokiem

Lizzy:

-Widzę że humor dopisuje panowie- podeszłam do rozbawionego towarzystwa. Rozejrzałam się po stoliku i zauważyłam tylko puste butelki. 
-Co tam mała?- spytał Hudson
-Czekajcie zaraz wrócę muszę wam coś powiedzieć.- pobiegłam do baru i wzięłam sześc butelek Nightraina. Wróciłam do chłopców i postawiłam każdemu pod nosem jedną butelkę. Stanęłam przy stoliku patrząc na wszystkich z poważną miną. 
- A to na koszt firmy tak? - spytała jeszcze przytomny Adler
-Można powiedzieć że tak
-Co chciałaś nam powiedzieć?- spytał Duff
-Otóż... byłam przed chwilą u szefa i..... załatwiłam wam występ tutaj- powiedziała z wielkim wyszczerzem na ryju a ich wmurowało. Spodziewałam się innej reakcji a oni po prostu wszyscy co do jednego otworzyli gęby - Myślałam że się ucieszycie- mina mi zrzedła. Położyłam butelkę na stole i odeszłam od nich kierując się do miejsca pracy czyli za bar. Chuj z tym że mam jeszcze przerwę ale jak z niej nie skorzystam to mogę się wyrwać wcześniej do domu czyli gdzieś o 23. Super zostały tylko dwie godzinki. Szybko posprzątałam to co do mnie należy i obsłużyłam klientów podając im ich zamówienia. Zauważyłam  że cała wataha Gunsowa opuszcza lokal. Świetnie żadnego dziękuję ani nawet pocałuj nas w dupę. Banda kretynów. 

Wzięłam torebkę i wyszłam z klubu bo przyszedł mój zmiennik. Ciemno jak w dupie na tych ulicach ale to miasto zawsze tętni życiem o każdej porze a już zwłaszcza na Sunset Strip. Weszłam na podwórko i skierowałam się do odpowiedniej klatki. Ciemno tu jak w dupie i jeszcze nie mogłam znaleźć włącznika od światła. No nic szłam po omacku na pierwsze piętro. 
-Kurwa mać- o coś się potknęłam.  Podniosłam się ze schodów i ręką odnalazłam włącznik światła. A nie jednak to tylko dzwonek do drzwi. Całe szczęście że do moich drzwi. Zaraz obok wymacałam drugi włącznik i tym razem od światła. Na klatce zrobiło się bardzo jasno aż za jasno. Włożyłam klucz do zamka .
-Dziękujemy Lizzy- usłyszałam za moimi plecami. Szybko się obróciłam i na schodach zobaczyłam wszystkich Gunsów. 
-Kurwa mać- krzyknęłam i osunęłam się po drzwiach na podłogę chowając twarz za włosami. Ktoś złapał mnie za ramiona, podciągnął do góry i wszyscy się na mnie rzucili przytulając. 
- Jesteś kurwa niesamowita- powiedział Mckagan i przyłożył swoje wargi do mojego czoła. 
-Czyli jednak się cieszycie?
-No jasne. Trochę nas po prostu zamurowało.
-Porywamy cię- odezwał się Hudson z za buszu loków
-Gdzie? Dopiero co wróciłam do chaty
-Chuj nas to. Idziemy- Duff chwycił mnie za rękę i wszyscy zbiegliśmy po schodach. No szczerze powiedziawszy mi w tych szpilkach to jest cholernie niewygodnie. Wyszliśmy na zapełnioną ulicę. Izzy podał każdemu butelkę naszego ulubionego (bo najtańszego) wina.
-Gdzie idziemy tak właściwie?- spytałam upijając pierwszy łyk. 
-Nie wiem pójdziemy tam gdzie nas nogi zaniosą co ty na to?- powiedział rudzielec
-Okej- no i ruszyliśmy w drogę. Opowiedziałam im szczegóły pierwszego występu. Będą grać za tydzień w sobotę o 21. Baron (mój szef) postanowił wydrukować specjalne ulotki no i oczywiście ja je będę musiała porozwieszać po mieście ale na szczęście mam takich zajebistych przyjaciół którzy mi w tym pomogą bo jak nie to i m chyba jajca pourywam. Szliśmy po rozświetlonych neonowymi szyldami ulicach gadając dosłownie o wszystkim co nam ślina na język przyniosła. Już prawie każdy dopił swoją butelkę. Toteż udaliśmy się do monopolowego no i jako że ja jedyna miałam kasę to kupiłam wszystkim po jeszcze jednej butelce Nightraina i ruszyliśmy dalej.  po opróżnieniu połowy zawartości nasze samopoczucie było coraz lepsze. 
- I'm on the nightrain- wykrzyczał Axl
- Bottoms up- zawtórował mu Izzy
-I'm on the nightrain - powtórzył Axl
-Fil my cup- dopowiedział Stradlin. Patrzyłam na nich z zachwytem. Czarnowłosy wyciągnął czarny pisak z kieszeni (nie wiadomo skąd i po co on go miał ale to już szczegół) i zaczął pisać kolejne słowa tekstu na etykiecie i butelce wina. 
-Chyba będzie kolejny hit- szepnęłam Duffowi na ucho. On objął mnie ręką w pasie i przyciągnął do siebie. Obdarował mnie najwspanialszym uśmiechem i cmoknął mnie w policzek. 
-Słuchajcie ja już pójdę do domu. Wpadnę do was jutro.
-Odprowadzę cię- zadeklarował blondas. Pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyliśmy w przeciwnym do nich kierunku. 
-Chyba właśnie nadeszło to 'później'- odezwał się.
-Tak chyba masz racje 
-Może chodźmy do parku co? - nie odezwałam się tylko od razu tam poszliśmy. Usiedliśmy na przewalonym pniu drzewa daleko od jakiejkolwiek ścieżki więc jakby Mckagan chciał się mnie pozbyć to ma dobre miejsce. Dopadła nas bardzo krępująca cisza. Oprócz naszych coraz szybciej bijących serc nie usłyszałam absolutnie niczego. 
-Duff powiedz coś. Czemu jesteś ostatnio taki nieobecny?- ktoś musi zacząć bo jak tak dalej pójdzie to prędzej tu skonam niż on się odezwie.
-Ja.. n-nie wiem c-co się d-dzieje.
-Wiesz że mi możesz wszystko powiedzieć?
-N-nawet coś co z-zaprzepaści naszą przyjaźń
-Duffy nic i nikt nie jest w stanie zaprzepaścić naszej przyjaźni. Wiesz myślę nawet że to coś więcej.- to ostatnie zdanie powiedziałam szeptem. 
-Jak to?
-Wiesz kiedy byliśmy w samolocie i lecieliśmy tutaj.... u-usłyszałam to co p-powiedziałeś jak myślałeś że spałam- blondyn schował twarz w dłoniach
-Przepraszam... wiem nie powinienem 
-Przestań. Przestań proszę cię. Ja już tego dłużej nie wytrzymam. Pamiętasz tą noc kiedy.. my.. tego.. jeszcze w Seattle?
-Kiedy się przespaliśmy po pijaku?- walnął prosto z mostu
-No tak o tą noc mi chodzi- zarumieniłam się. Dobrze że jest ciemno.
-Jakbym mógł zapomnieć najlepszą noc w moim posranym życiu. Ale do czego zmierzasz?
-Kurwa no bo dla mnie to znaczyło coś więcej niż tylko szybki numerek po przyjacielsku Duff. Mi na tobie też zależy i to kurewsko. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie idioto.
-Lizzy bo ja... bo ja
-No powiedz to. Powiedz prawdę.- do moich oczu napłynęły łzy. Czego ja się głupia spodziewałam. Chciałam odejść ale Duff złapał mnie za nadgarstek i posadził mnie sobie na kolanach. 
-Kocham cię Lizzy- wyszeptał patrząc w moje załzawione oczy
-Nawet nie wiesz jak długo na to czekałam. Ja ciebie też kocham Duffy.- spuściłam na dól głowę ale on zaraz chwycił mój podbródek do góry i wpił się w moje usta delikatnie. Kiedy nie poczuł żadnego oporu z mojej strony jego pocałunki były coraz śmielsze a ja każdy z nich oddawałam. Jego język czule plądrował moje podniebienie a ja byłam w siódmym niebie. Po chwili oderwaliśmy się od siebie aby nabrać powietrza. W oczach ma takie zajebiste iskierki aż się morda sama cieszy. Chwyciłam go za łokieć i pociągnęłam w stronę w stronę wyjścia z parku. 
-Dlaczego nie powiedziałaś że... słyszałaś w samolocie wtedy...
-Sama nie wiem. Chciałam żebyś mi to powiedział prosto w oczy a nie jak myślisz że śpię. A ty czemu mi nie powiedziałeś tego wcześniej?
-Bo się po prostu kurwa bałem
Ale czego?
-Że mnie odrzucisz -splotłam nasze ręce. 
-Nie zrobiłabym tego nigdy- pocałował mnie we włosy. W ciszy doszliśmy do mojego mieszkania.  Z tym że ta cisza nie była krępująca, była taka fajna, przyjemna. 
Otworzyła drzwi i weszłam do mieszkania. Nie wiedzieć czemu Mckagan zatrzymał się w progu i niepewnie na mnie patrzył. Uśmiechnęłam się zadziornie i wciągnęłam zdezorientowanego blondyna do środka. Posadziłam go na kanapie w salonie i poszłam zaparzyć gorącej herbaty. Kiedy woda się zagotowała zrezygnowałam z tej głupoty i poszłam do niego. Usiadłam na nim okrakiem. Troszkę się wstydzę ale  co mi tam... . Zaczęłam lekko muskać ustami jego szyję. Przygryzłam płatek ucha. Pocałowałam czoło, policzki aż w końcu doszłam do jego ust w które bez większych ceregieli się wpiłam. Pozwoliłam aby Mckagan wplótł palce w moje kasztanowe włosy. 
-Lizzy czy zostaniesz oficjalnie moją dziewczyną? - powiedział w przerwach między pocałunkami
-Tak- wyszeptałam kiedy jego gorący oddech dopieszczał moją wrażliwą skórę na szyi. Nasze ruchy względem siebie stały się coraz gwałtowniejsze. Wszystkie moje zmysły zostały pobudzone. 
-Chodźmy do sypialni- wstałam z niego i zaprowadziłam nas do mojego prywatnego królestwa. Duff chwycił mnie za pośladki i podciągnął do góry tak że oplotłam go w pasie i przycisnął mnie całym swoim ciałem do ściany miażdżąc moje wargi. Zdjęłam z niego szybko koszulkę a moje ręce spoczęły na jego wyrzeźbionej klatce piersiowej.
Zostaliśmy już w samej bieliźnie. Odchyliłam głowę do tyłu kiedy blondyn pieścił mój dekolt. Położył mnie na łóżku i naparł na mnie całym ciężarem swojego ciała. Jego usta zjeżdżały coraz to niżej w kierunku mojej kobiecości. Kiedy zatrzymał się na podbrzuszu cicho jęknęłam. Jego dłoń gładziła wewnętrzną stronę prawego uda.  Na oślep próbował znaleźć zapięcie od stanika. Kiedy mu się to udało powrócił do miażdżenia moich ust a dłońmi uciskał moje piersi i bawił się stwardniałymi sutkami. Przejęłam pałeczki i znalazłam się nad nim. Całowałam jego tors, szyję aż doszłam do podbrzusza gdzie zadziornie się uśmiechnął. Zdarł ze mnie turkusowe koronkowe majtki a ja uwolniłam ze slipek jego już nabrzmiałą męskość. Znów znalazł się nade mną i opuszkiem palca przejechał po linii podbrzusza.  Spojrzał mi głęboko w oczy i oparł czoło o moje. 
-Zrób to wreszcie- wyszeptałam 
-Ale co kochanie? -uśmiechnął się łobuzersko i koniuszkiem języka przejechał po mojej górnej wardze lekko ją podgryzając. 
-Wejdź we mnie w końcu błagam- przełknęłam głośno ślinę. Wsadził dłoń pomiędzy uda delikatnie je rozchylając i po chwili poczułam go w sobie. Wszedł we mnie mocno i stanowczo przy akopaniamencie mojego gardłowego okrzyku. Poruszał biodrami wolno i bardzo miarowo jednak nasze oddechy w cale nie były miarowe. Oddychałam coraz szybciej i ciężej. 
-S-szybciej- wydyszałam a on spełnił moją prośbę. Oplotłam go nogami żeby poczuć go jeszcze głębiej. Jęczałam coraz głośniej. Niechcący wbiłam paznokcie w jego ramiona przez co syknął chciałam przeprosić ale szybko złączył nasze usta w gorącym pocałunku aby stłumić odgłosy naszej owocnej pracy. 
-M-mocniej- powiedziałam wywołując małe skurcze żeby dać mu więcej rozkoszy. Mckagan wykonał jeszcze kilka mocnych pchnięć i po chwili obydwoje doszliśmy w tym samym momencie. Głośno jęknęłam rozkoszując się ciepłym płynem wypełniającym moje wnętrze. Zastygliśmy w bezruchu.
-Kocham cię wyszeptał mi wprost do ucha i przygryzł jego płatek. Rozluźniłam wszystkie mięśnie. Duff wysunął się ze mnie i położył się obok, przykrywając nas lekką narzutą. Przez dłuższą chwilę obydwoje nie mogliśmy uspokoić oddechów bo nasze serca biły jak szalone. 
-Ja ciebie też- odpowiedziałam i cmoknęłam go w usta. Blondyn wtulił się w moje plecy i zasnęłam ukołysana jego oddechem na mojej szyi.


***

Rozdział wyszedł raczej kiepsko a przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Może to dlatego że leżę z gorączką w łóżku i czuję się jakbym zaraz miała umrzeć no ale strasznie mi się nudzi więc postanowiłam coś naskrobać. Mam nadzieję że tragicznie nie jest no i przepraszam za błędy jeśli się pojawiły. No i macie ten seks erotomani :P
Ano i przypominam jeszcze raz o zakładce 'informowani'
: D

wtorek, 15 stycznia 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 8

Lizzy:

Obudził mnie potworny ból głowy. Kurwa nieźle wczoraj popłynęłam. Po woli otworzyłam oczy. W pokoju panuję półmrok od zasłoniętych purpurowych zasłon. Rozpoznałam to pomieszczenie a to dobrze bo wiem gdzie jestem. Po chwili do moich uszu doszły dźwięki cichego pochrapywania. Odwróciłam się na drugi bok i zobaczyłam źródło dźwięków. Duff leży obok mnie z twarzą w poduszce. Jak on cholera oddycha? Ale zaraz zaraz... co on robi w moim pokoju i to w moim łóżku? Czy my... spojrzałam pod kołdrę, Uff jestem ubrana to znaczy że nic się nie stało. Zerknęłam na zegarek stojący na szafce nocnej. Jest 17. Mój żołądek właśnie dał się we znaki. Schodząc z łóżka musiałam przejść przez śpiącego Mckagana. Znając moją koordynację ruchową na kacu to nie obyło się bez wpadki. Kolanem zahaczyłam o jego biodro. Zjebałam się na podłogę i głośno jęknęłam z bólu. Duff poderwał się z miejsca i rozejrzał po pomieszczeniu. Jego oczy zatrzymały się na podłodze gdzie byłam ja.
-Co jest?- wymruczał, przecierając pięściami oczy
-Nic nic- podniosłam się z  podłogi z zamiarem opuszczenia tego pomieszczenia.
-Gdzie idziesz?
-Śniadanie, aspiryna- rzuciłam lakonicznie unikając jego spojrzenia i zeszłam do kuchni. Jestem tu dopiero drugi dzień i nie wiem co gdzie znajdę, więc pozwolę sobie trochę poszperać po szafkach. Zrobiłam bez zbędnego guzdrania się kanapeczki. Ze swojej kosmetyczki wyjęłam aspirynę; Ułożyłam wszystko na srebrnej tacy wraz ze szklankami wypełnionymi kranówką. Ledwo co zaniosłam to do pokoju, bo jak to ja bym się wypierdoliła... . Duff siedział a głowę miał schowaną między kolanami. Biedactwo. Usiadłam koło niego, kładąc tacę na moich udach. Szturchnęłam go a on spojrzał mi głęboko w oczy. Po raz kolejny zatopiłam się w jego boskich tęczówkach bez opamiętania.
-Przyniosłam aspirynę- powiedziałam odrywając od niego ślepia i podając mu szklankę.
-Dzięki- obydwoje połknęliśmy tabletkę na pusty żołądek.
-Jak się tu znaleźliśmy? Z tego co pamiętam odleciałam jeszcze w klubie
-Przyniosłem cię- uśmiechnął się dzisiaj po raz pierwszy. Również się uśmiechnęłam ale zaraz tego pożałowałam gdyż moje skronie przyszył niemiłosierny ból. No i zamiast uśmiechu wyszedł mi paskudny grymas. Zjedliśmy szybko śniadanie... a właściwie obiad. Z tego wszystkiego zapomniałam zadzwonić do Jess. Poderwałam się z miejsca
-Gdzie telefon?- spytałam szybko
-Chyba w salonie- krzyknął bo już zbiegałam po schodach w dół. Chwyciłam telefon i wybrałam odpowiedni numer. Długo nie odbierała. Dzwoniłam raz, dwa i zadzwoniłam po raz kolejny no bo w końcu do trzech razy sztuka. Po kilku sygnałach usłyszałam jej miły, ciepły głos
-Halo?- powiedziała...

Duff:

Kiedy Liz gadała przez telefon, trochę się ogarnąłem i poszedłem się wykąpać. Kiedy po moim ciele rozlewała się woda próbowałem sobie przypomnieć co się działo wczorajszej nocy. Pamiętam że byliśmy w klubie. Poznaliśmy czterech chłopaków. Było chlanie, ćpanie, gadanie. Co do tych facetów to mówili coś o założeniu zespołu? Tak chyba tak. Ano kurwa umówiłem się z tym Izzym czy jak mu tam było.... Resztę pamiętam jak przez mgłę. Zakręciłem kurek z ciepłą wodą. Poczochrawszy ręcznikiem włosy owinąłem go sobie w pasie. Udałem się do swojego pokoju. Kąpiel zajęła mi pół godziny a na dole nadal słychać perlisty śmiech brunetki. Wygrzebałem z torby czarny t-shirt z logo Sex Pistols i czarne rurki. Powiesiłem mokry ręcznik na drzwiach. Szybko założyłem uszykowane ciuchy a na nogi wciągnąłem czarne kowbojki. Po chwili byłem na dole.  Wszedłem do salonu akurat kiedy Lizzy odkładała słuchawkę na widełki.
-I jak tam?- spytałem siadając obok niej na kanapie.
-Wszystko w porządku. Idę się umyć okej?
-Jasne, jasne.- poklepała mnie po kolanie i poszła. Ja w tym czasie poszedłem na balkon. Usiadłem pod ścianą  i zapaliłem papierosa. W czasie kiedy ona była w łazience zdążyłem wypalić pół paczki fajek.
-O czym myślisz?- wyszła z kompletnie mokrymi włosami. Usiadł koło mnie i patrzyła mi prosto w oczy.
-Tak sobie o wszystkim i o niczym. Idziemy dzisiaj do Rainbow?
-Po chuj?
-Spotkać się ze Stradlinem. Z tego co pamiętam to mamy coś wspólnie zagrać czy coś.
-Ano tak zapomniałam. No dobra ale to później nie?
-No tak a co?
-Teraz idę na spacer
-To pójdę z tobą
-Jak chcesz- rzuciła obojętnie i weszła do pomieszczenia
-Chce- powiedziałem pod nosem. Ubraliśmy się i wyszliśmy

Lizzy:

Po drodze wstąpiliśmy do monopolowego po butelkę Nightraina za dolca i paczkę fajek. Przemierzając przez zapełniające się uliczki zauważyłam że Duff obraca się za każdą panienką skąpo ubraną. No tak jaka ja jestem głupia. Co ja sobie w ogóle wyobrażałam? Niby jak taki zajebisty i przystojny chłopak jak on mógł się zainteresować takim beznadziejnym człowiekiem jak ja? Kurwa to niedorzeczne. Lizzy ty naiwna idiotko! Skarciłam siebie w myślach. Usiedliśmy na trawie pod drzewem. Duff otworzył butelkę wina i zaraz mi ją podał. Upiłam dwa duże łyki i podałam mu z powrotem. I tak na zmianę aż do ostatniego łyka. W międzyczasie wyciągnęłam fajkę i po chwili zaciągnęłam się najmocniej jak potrafiłam. Ten kretyn cały czas gapi się na te skąpo ubrane dziwki! Wkurwia mnie już.

                                                                         ***

Zajęłam łazienkę tylko na 10 minut. Nałożyłam mocny makijaż. Założyłam czarne spodenki z ćwiekami i podwyższonym stanem Do tego obcisła koszulka z podobizną Alice'a Cooper'a. Na nogi założyłam białe conversy za kostkę. Teraz pozostaje mi tylko czekać na Mckagana.

Zeszłam do kuchni i zrobiłam sobie drinka. On od pół godziny siedzi w łazience jakby nie wiadomo po co się tak guzdrał. Ach no tak pewnie chce wyrwać jakie panieneczki,które tylko dadzą mu dupy od razu. Po pięciu minutach w końcu raczył się pojawić i mogliśmy opuścić mieszkanie.

Usiedliśmy przy tym samym stoliku co poprzednio. Zamówiliśmy sobie alkohole i o dziwo zaczęliśmy gadać. Tak jak kiedyś rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym i śmialiśmy się jak debile pomimo tego że w naszych organizmach nie ma jeszcze procentów. Po chwili usłyszałam głośne rozmowy i zobaczyłam że w naszym kierunku idą cztery osoby. Przywitaliśmy się. Chłopacy zamówili sobie trunki w śladowych ilościach. No bo co tam taka jedna butelka na głowę.
-Słuchajcie znaczy się ty słuchaj Duff. Jutro o 17 możecie do nas wpaść i sobie coś zagramy żeby sprawdzić brzmienie, spójność i takie tam inne pierdoły- odezwał się Axl.
-Oczywiście ty też musisz przyjść Lizzy- powiedział Slash i spod kurtyny jego gęstych loków dojrzałam szczery uśmiech, momentalnie go odwzajemniłam i przyssałam się do gwinta mojego Johnego Walkera. Gadałam ze wszystkimi ale najmniej słów zamieniłam z Duffem. Prowadziłam zaciętą gadkę z Izzym. Kłócił się ze mną o coś bo nie chciałam mu przyznać racji no i się założyliśmy. Podpytaliśmy parę osób no i kurwa przegrałam. W zamian za to musiałam wypić całą butelkę Jack'a Daniels'a no i jeszcze dodatkowo musiałam pocałować Stradlina w policzek. Dobrze że tylko w policzek. No więc z racji tego że siedzimy obok siebie to pierwszą nagrodę dostał od razu. Spojrzałam tylko na Duffa który przeszywał mnie na wylot wzrokiem. Przez jakiś czas utrzymywałam kontakt wzrokowy z Mckaganem ale starałam się to szybko przerwać i powrócić do dyskusji z kolegami. W między czasie piłam Jack'a z przymusu przez przegrany zakład. Siedzieliśmy tak jeszcze parę godzin. Mckagan wodził ślepiami w poszukiwaniu jakiś panienek. W końcu podniósł się z miejsca
-Przepraszam na chwilkę- powiedział i udał się w stronę baru
-Czyżby Duff wyruszył na polowanie?- zaśmiał się Slash a Axl mu zawtórował. Nie kryjąc zazdrości upiłam spory łyk brązowej gęstej cieczy.
-Ej mała a ty co się tak zamyśliłaś?- szturchnął mnie Izzy
-Masz jakiś towar?- spytałam prosto z mostu
-Tylko kokę
-Nie ma znaczenia co- Izzy podał mi woreczek a ja szybko usypałam dwie kreski po czym je wciągnęłam. Odchyliłam lekko głowę do tyłu i zobaczyłam Duffa jak bajeruje jakąś laskę. Idiota. Chwyciłam moją butelkę Jack'a do połowy zapełnioną i wychlałam wszystko na raz. Kurwa to był błąd.

Slash:

-Ej Liz nie przeginaj- powiedziałem do ledwo co już przytomnej dziewczyny ale to i tak nic już nie zmieniło bo po chwili odpłynęła kładąc głowę na ramieniu Stradlina. No to nieźle popłynęła. Jest dopiero druga w nocy a ona już nieprzytomna. Niecałe pięć minut później do stolika wrócił wyraźnie poirytowany Duff. Chyba jego połowy nie zakończyły się tak jak to sobie planował. 
-Co jej jest?- spytał i podbródkiem wskazał na nietomną przyjaciółkę
-Odpłynęła sobie- powiedział Axl
-Ej a może pójdziemy do nas? Pewnie i tak rano będzie nas męczył kac to nam z Lizzy dotrzymacie towarzystwa a później zrobimy tą próbę hmm?- spytałem
-Jasne czemu nie? A daleko mieszkacie?-spytał farbowany blondyn
-Nie zaledwie 200 metrów prostej drogi.- powiedział rudy
-No to panowie pozbierajcie zwłoki Adlera i możemy iść- powiedział Izzy który sam przerzucił sobie brunetkę przez ramię. Ja z Duffem chwyciliśmy Stevena i opuściliśmy lokal. 

Duff:

Kurwa chciałem się jakoś zabawić i nie myśleć przez chwilę o mojej pięknej przyjaciółce. Przecież wiem że nie mam u niej szans. Kurwa nawet jakaś jebana dziwka nie chciała się ze mną wyruchać. Chuj że była tylko kelnerką w pracy no ale co z tego? Ale w sumie dobrze że tego nie zrobiłem nie zniósł bym myśli że zdradziłem Lizzy chociaż do kurwy my nawet nie jesteśmy razem. Jaki ze mnie palant!


Lizzy:

Kurwa moja głowa! Podniosłam lekko powieki  i jak tylko mój wzrok nabrał kontrastu rozejrzałam się po pomieszczeniu minimalnie kręcąc głową. Gdzie ja kurwa jestem do cholery?! Co to za melina? Skąd się tu wzięłam? Powoli przekręciłam się na bok i zobaczyłam chłopaków śpiących na fotelach, kanapie i podłodze. Po chwili zauważyłam kto spowodował że nie czuję swoich nóg. Mckagan leży zwinięty w kłębek na moich nogach. Spróbowałam się wydostać spod niego żeby przypadkiem nikogo nie obudzić. Położyłam łokcie na kolana i schowałam w dłoniach pulsującą głowę. Rozejrzałam się po ścianach w poszukiwaniu zegarka bo przypuszczam że jesteśmy w ich domu. Ale oni tu chyba kurwa nie mają zegarka. O nie wróć. Slash ma na nadgarstku błyskotkę. Przyjrzałam się temu bliżej i podeszłam. Chwyciłam jego ciężkie łapsko  i delikatnie okręciłam tak żeby zobaczyć godzinę. Kurwa 14. Rozejrzałam się trochę po pomieszczeniach i znalazłam łazienkę. Nie wiem czy to coś w lustrze to ja ale jak tak to zmieniłam się w maszkarę. Blada jak ściana, wielkie wory pod oczami... chociaż nie to może być za sprawą rozmazanego makijażu. Szybko mokrym papierem toaletowym wytarłam oczodoły a całą twarz przemyłam zimną wodą. Zimne ręce przytknęłam do skroni i wróciłam do pokoju gdzie wszyscy jeszcze śpią. No tak nikt nie raczył się obudzić. No i co robi tutaj Duff? Przecież zabawiał się z jakąś panienką. A z resztą whatever to jego życie nie będę mu się z buciorami wpierdalać. Niech se robi co chce. Uchyliłam drzwiczki znajdujące się obok salonu a mówię że salonu bo tak wynikło z moich przypuszczeń. Ten pokój gdzie wszyscy jeszcze  śpią jest dość duży więc stąd wniosek że to salon. Weszłam do pomieszczenia i dopiero teraz zauważyłam jaki w całym domu panuje burdel. Wszędzie pełno puszek, butelek i pudełek po pizzy albo chińszczyźnie. W zlewie sterta brudnych naczyń. Ja pierdole jaki syf. Przeszukałam szafki i znalazłam szklankę. Odkręciłam kurek z zimną wodą w zlewie i napełniłam szklankę do pełna. Usiadłam na rozpierdalającym się krześle przy stole i przyłożyłam zimne szkło do skroni. 


Trzy godziny później:

-To co panowie spróbujemy naszych sił? - zapytał rudzielec. 
-Jasne czemu nie- powiedział Duff. Na całe szczęście po zażyciu tabletek przeciw bólowych ból głowy nieco ustąpił. Wszyscy oprócz mnie i Duffa wstali z miejsc i skierowali się do drzwi. 
-Ale ja nie mam swojego basu- wyjąkał Duff
-Ty ciulu- szepnęłam pod nosem a on dał mi lekko w żebra
-Dobra ile zajmie ci dojście do domu i powrót?-spytał Slash
-Ja kurwa nawet nie wiem gdzie jestem
-Chodź- Izzy chwycił go za ramię i wyszli na dwór. - Tam po prawej masz Rainbow- wskazał palcem
-Ano to za góra  minut będę z powrotem
-No to na co czekasz leć już- zirytował się nieco Axl. 
Kiedy Duff poszedł przysiadł się do mnie na kanapę rudowłosy chłopak. A reszta gdzieś poszła w głąb domu. Ręka Axla spoczęła na moim kolanie. Popatrzyłam na niego zaskoczona jego gestem
- Bolało jak spadłaś z nieba aniele?- wymruczał mi wprost do ucha
-Nie ale zmęczyłam się wychodząc z piekła- strzepnęłam jego rękę z kolana i uśmiechnęłam się do niego kpiąco. Wstałam szybko z kanapy i poszłam do kuchni. Nalałam sobie znowu wody i usiadłam na tym samym krześle. W kuchni panuję półmrok i na pierwszy rzut oka nikogo nie zauważyłam ale w pewnym momencie ktoś się poruszył na parapecie.
-Kurwa- tak się przestraszyłam że aż podskoczyłam. 
-Sory nie chciałem cię wystraszyć.- ujrzałam czuprynę Slasha i odetchnęłam z ulgą.- Chcesz?- podstawił mi pod nos Marlboro. Wyciągnęłam jednego i włożyłam do ust. Hudson podstawił mi zapalniczkę i po chwili poczułam jak nikotyna rozprzestrzenia się po moich płucach działając na mnie kojąco. Chwilę pogadaliśmy ale do domu wpadł zdyszany Mckagan z futerałem w ręce. 
-No to w końcu możemy zacząć- powiedział Steven i wszyscy skierowaliśmy się do tych samych drzwi. Weszliśmy do garażu. Aż po sam sufit są same wzmacniacze Marshalla. Steven od razu zasiadł za swoimi garami. Slash chwycił Les Paula i podłączył się do jednego ze wzmacniaczy. Axl ustawił sobie odpowiednio mikrofon. Duff wyciągnął swój bas i również się podłączył no i to samo uczynił Izzy ze swoim rytmikiem. Ja tylko usiadłam na jednym Marshallu który stał w kącie taki samotny. Dosyć szybko się zorganizowali i jako pierwsze zagrali ' Paranoid' Black Sabbath. Już z pierwszymi dźwiękami poczułam tą bijącą od nich wszystkich moc i charakterystyczną iskrę. Chłopcy idealnie się zgrali. Kurwa aż mam ciarki na całym ciele. Pasują do siebie idealnie. Są po prostu genialni. Później zagrali jeszcze kilka coverów. Cały czas dopingowałam ich z wielkim wyszczerzem na ryju ale im samym taki uśmiech z twarzy nie schodził. Coś czuję że zrobią ogromną karierę!!


***


Przepraszam za błędy a na pewno się pojawiły!

wtorek, 8 stycznia 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 7

Lizzy:

Dżizas kurwa jak tu gorąco. Stoimy pięć minut i próbujemy złapać taksówkę.
-No kurwa co za debile!- krzyczał zbulwersowany Michael. W końcu kiedy ja wkroczyłam do akcji i pomachałam ręką, stary dziad zatrzymał się. Wpakowaliśmy walizki do bagażnika a Michael podał adres kierowcy. Po godzinie stania w korkach w końcu dojechaliśmy pod wskazany adres. Wysoki nowoczesny jak na te lata budynek idealnie wpasowany w otoczenie. Tu wszystko jest takie inne, takie fajne. Tyle tu ludzi, jak jakiś jebanych mrówek. Wysiadłam z samochodu a zaraz za mną blondyn.
-Jesteś pewien że to tutaj?- spytałam
-Tak to tutaj...wujek lubi luksusy- powiedział z wyszczerzem. Wytargaliśmy walizki i weszliśmy do budynku.  Spytaliśmy portiera o wskazówki.
- Dzień dobry jestem Michael McKagan.
-O właśnie oczekiwaliśmy was. Pański wujek zostawił wiadomość. - podał żyrafie kopertę z jego nazwiskiem. -A tu są klucze- podał
-Jak to klucze?
-Wszystkie pan się dowie z listu- wytłumaczył i pokierował nas do windy. Wdusił nam jeszcze odpowiednie piętro. Blondyn otworzył szarą kopertę i zaczął czytać. Po chwili zmarszczył brwi.
-Co się stało? -spytałam
-Nic mamy mieszkanie wolne na tydzień
-Jak to?
-Wujek wyjechał dzisiaj rano na tydzień. Musimy sobie sami poradzić. - weszliśmy do ogromnego mieszkania.
-Wow- to jedyne co potrafię z siebie wydusić.
-Z tego co pisze w liście nasze pokoje są na piętrze gdzieś na lewo.-powiedział. Ruszyliśmy na poszukiwania pokojów. Przy okazji zwiedziliśmy całe mieszkanie. Już wiemy gdzie są najpotrzebniejsze pomieszczenia ale w końcu znaleźliśmy swoje pokoje. Są małe ale przestronne. est fajnie no i przecież na długo tu nie zostaniemy a przynajmniej nie ja. oszukam jakiego mieszkanka może akurat trafię na coś fajnego i nie drogiego.  Jak na razie upał ale to tu normalne a oprócz tego jest samo południe. Położyłam torby, wyjęłam świeże ubrania( granatowe shorty z ćwiekami, biały top z Led Zeppelin). Poszłam do łazienki i wzięłam szybki zimny prysznic. Kiedy zakręciłam kurek od wody usłyszałam że nie jestem sama w łazience. Wyłoniłam głowę zza białej kurtyny prysznicowej.
-Michael debilu trochę prywatności- krzyknęłam
-Spokojnie już wychodzę
-Po co przylazłeś
-Idziemy do klubu jakiegoś?
-Nie za wcześnie?
-Nie... trzeba jakoś uczcić nasz wyjazd nie sądzisz?
-Jasne daj mi 10 minut a teraz wynocha!
-Spokojnie mała już idę. - uśmiechnął się zadziornie ale w końcu wyszedł. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam. Wytarłam dokładnie całe ciało i założyłam uszykowane rzeczy. Z kosmetyczki wyciągnęłam wszystko co potrzebne. Nałożyłam mocniejszy niż zwykle makijaż. Zajęło mi to równe 10 minut tak jak mówiłam temu przyjebowi. Psiknęłam się jeszcze perfumami i gotowa wyszłam z zaparowanej łazienki.
Weszłam do jego pokoju
-A ty idziesz do łazienki?-spytałam
-Skorzystałem z drugiej. Jesteś gotowa?
-Tak jasne już możemy iść. - ręką objął mnie w pasie co mi się spodobało no nie mogę zaprzeczyć. Ale po tym co powiedział mi w samolocie kiedy myślał że śpię... stchórzył i taka prawda więc będzie się musiał postarać. Wyszliśmy na nieco zatłoczoną ulicę. Pierwszy klub na jaki się natknęliśmy to 'rainbow' a przynajmniej tak sugeruje neonowy szyld.  O tej godzinie nie ma tu dużo ludzi ale to pewnie spowodowane jest wczesną godziną. Usiedliśmy przy barze.
-Dwie butelki Daniels'a prosimy- powiedział Duff a w między czasie opowiadał mi jakiś kawał. No cóż sam w sobie kawał nie był śmieszny ale za to Michael tak. Wybuchnęliśmy nieopanowanym śmiechem. Starszy barman podał nam zamówione trunki.
-Za nowe życie, w nowym mieście powiedziałam- tryknęliśmy się szyjkami butelek i pociągnęłam spory łyk. Poczułam w gardle znajome palenie i rozgrzewanie całego przełyku, kolejne łyki i zaczęłam ignorować to nieprzyjemne uczucie. jak byliśmy lekko wstawieni ten sam barman podszedł do nas.
- Co was tu sprowadza dzieciaki?- spytał
-Nowe życie- odpowiedział blondas
-Kolejny co poszukuje kariery nie mylę się?- spytał. A co go to w ogóle interesuje? Myślałam że żyrafa trochę się zdenerwuje ale nie
-Nie nie myli się pan- odpowiedział uprzejmie pociągając z butelki kolejny łyk
-Jak się nazywacie?- kolejne pytanie co to kurwa przesłuchanie jakieś?
-Ja jestem Michael A moja przyjaciółka to Lizzy
-Michael? Nie pasuje do ciebie to imię chłopaku.
-Coś pan sugeruje?- spytałam się ale on mnie zignorował i dalej mówił do blondyna
- Wiesz co pasuje do ciebie Duff- powiedział zupełnie poważnie a ja się zaśmiałam. Barman spojrzał na mnie spod byka ale później wrócił do swoich czynności zawodowych. Spojrzałam się na Michael'a
-Duff? Faktycznie do ciebie pasuje.- poczochrałam go po jego blond czuprynie ale nie puścił mi tego płazem i się na mnie odegrał. Dokończyliśmy trunki i opuściliśmy klub.
-Gdzie teraz idziemy?- spytałam całkiem poważnie jednak mój głos w cale tak nie brzmiał
-Idziemy poszukać urzędu
-A po chuj?- spytałam się. Potknęłabym się o wystającą kostkę brukową ale blondas w ostatniej chwili złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
-Żeby zmienić moje imię- uśmiechnął się.
-Jesteś pew-ien- kurwa dopadła mnie pijacka czkawka. A ten debil zaczął się śmiać
-Chodź już lepiej chwycił mnie za łokieć i ruszył prosto przed siebie ciągle się ze mnie śmiejąc. Cholerna czkawka minęła po pięciu minutach. Łaziliśmy w kółko szukając odpowiedniego budynku. Pytaliśmy się ludzi o odpowiednią drogę ale chyba nie do końca rozumieli nasz bełkot. Trafiliśmy na pewnego rudzielca który szedł z przyjacielem o ciemnych włosach. Chwyciłam rudzielca za rękaw jeasnowej kurtki
-Co jest kurwa?!- odwrócił się do mnie
-Sory wiesz może gdzie znajdziemy urz-ąd- kurwa znowu ta jebana czkawka
-Ktoś tu sobie chyba wypił-zaśmiał się-a jeśli chodzi o to czego tam se szukacie to idźcie prosto i skręćcie za dwie przecznice w lewo
-D-zięki-Mckagan znowu pociągnął mnie za sobą ale obejrzał się jeszcze za rudym osobnikiem. Z godziny na godzinę na ulicach robił się coraz większy tłok.
-Żyrafko zwolnij trochę-zaśmiałam się a on jak na zawołanie zwolnił i wyrównał ze mną krok. Szliśmy tak 10 minut i w końcu znaleźliśmy odpowiedni budynek.
                    ***
Załatwione. Teraz tylko Michael a raczej już Duff musi przyjść odebrać jutro nowy dowód osobisty.
-Duff chce się porządnie najebać- powiedziałam
-No to jest myśl
-Dom czy klub?
-Zdecydowanie klub. Chodź do tego samego- powiedział i ruszyliśmy.
Droga zajęła nam niecałe 20 minut. Za barem nadal jest ten sam facet.
-Oo Michael Lizzy jeszcze wam nie mało?- zapytał z uśmiechem
-Jaki Michael? Duff jestem proszę pana. A na razie poprosimy dwie buteleczki Jack'a- powiedział miłym tonem. Barman się wyszerzył, zniknął na zapleczu a po chwili wrócił niosąc nasze zamówienie i podał szkło.
-Ale te szklaneczki to może pan zabrać- uśmiechnęłam się zadziornie a po chwili pociągnęłam spory łyk alkoholu prosto z gwinta.Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie za ladą. Dochodzi 18.
Kurwa ale nam zeszło w tym pierdolonym urzędzie, no ale zanim jaki gościu zrozumiał dokładnie bełkot Mckagana to faktycznie trochę czasu to wszystko zajęło. Gadałam z Duffem o wszystkim i o niczym ale każdy nowy temat raczej sprowadzał nas do tego że gadaliśmy o zespole i przesłuchaniach. No ale chyba najpierw to trzeba zrobić jakie jebane ulotki co nie? Rozejrzałam się po zadymionym pomieszczeniu w w rogu przy kiblach zauważyłam tego rudzielca z tym brunetem. Ale nie są sami. Jeszcze jest jaki loczek co mu ryja nie widać i bardzo zacieszny blondyn. Chyba przez jaki czas się na nich gapiłam bo rudzielec zaczął wlepiać we mnie te zielone ślepia. Szybko odwróciłam wzrok.
-Co ty taka zamyślona?- zapytał  Duff
-Tam siedzi ten rudy co go na ulicy zaczepiliśmy- powiedziałam a on spojrzał za mnie.
- Ten rudy czyli ja i moi kumple zapraszamy do naszego stolika- usłyszałam za sobą głos i obróciłam się w jego stronę. Za mną stał ten koleś
-Em.. przepraszam jeśli cię uraziłam - szybko powiedziałam
-Za co?
-Za tego rudego- szybko się wytłumaczyłam
-Nie ma sprawy przywykłem. To co idziecie?- spojrzał na Mckagana. On wstał, chwycił mnie w pasie ściągając z krzesła i podążyliśmy za  rudym stworzeniem, który nie co mnie zaskoczył.
-Jak wy się właściwie nazywacie?- spytał
-Duff i Lizzy- powiedziałam a on obdarzył mnie uśmiechem pokazując szereg białych zębów. Jego koledzy są tak zajęci rozmową że nawet nie zauważyli jak się do nich dosiedliśmy.
-Ej pojeby- powiedział Rudy
-Czego chcesz Rose?- spytał loczek a dopiero po chwili spojrzał na nas i szturchnął tego takiego zaciesznego obok.
-No więc tak: Ja jestem Axl Rose- rudy pokazał na siebie- ten tu obok to Izzy niejaki Stradlin, ten z zacieszem to Steven Adler a loczek to Slash ale ma na imię Saul.
-Siema -powiedzieli równocześnie
-Hej hej. No to ja jestem Lizzy a mój przyjaciel to Duff. - każdy z każdym podał sobie rękę.
-Coś mi się nie wydaje że mieszkacie tu od dawna- powiedział Izzy o ile dobrze pamiętam
-Tak właściwie to dopiero dzisiaj przyjechaliśmy- powiedział Duff a ja w tym czasie pociągnęłam dwa spore łyki Jack'a. Zauważyłam kątem oka że ten cały Slash czy jak mu tam... cały czas na mnie zerka, a właściwie to za każdym razem kiedy sięgam po Daniels'a. Podejrzewam że wszyscy jesteśmy mniej więcej w tym samym wieku. Zaczęła się rozmowa na różne tematy. Steven z Duffem zaczęli nas dręczyć żartami które w żadnym stopniu nie były śmieszne. Opowiadali takie suchary ale i tak  Axl ze Slashem turlali się po podłodze. Aż dziwne że tak szybko złapaliśmy kontakt. Taka gadka szmatka i śmianie się z byle gówna zajęła nam dobre trzy godzinki. W pewnym momencie Izzy wyciągnął spory woreczek wypełniony do połowy białym proszkiem. Ja już wiem co to jest. Uważnie przyglądałam się jak formuje zgrabne kreski kawałkiem tekturki. Chyba to zauważył
-Chcesz?- spytał wyciągając w moją stronę worek i tekturę. Bez wahania przejęłam towar i sama wysypałam odpowiednią ilość narkotyku na blat stołu.
-Trzymaj mała- powiedział siedzący obok mnie loczek i podał mi zwiniętą w rulonik kartkę papieru. Posłałam mu wdzięczny uśmiech. Pochyliłam się nad stołem. Zatkałam jedną dziurkę i po chwili wciągnęłam bez problemów cały proszek. W międzyczasie przekazałam torebeczkę Mckaganowi i odchyliłam głowę do tyłu. 
-Masz wprawę- powiedział Stradlin
-Wiem- odpowiedziałam z zadziornym uśmieszkiem. 
-A tak właściwie to skąd przyjechaliście i w jakim celu jeśli można wiedzieć? -spytał Saul. Spojrzałam na Duffa porozumiewawczo bo nie chce mi się gadać
-Przyjechaliśmy ze Seattle. Ja właściwie żeby spełnić marzenia a Lizz dotrzymuje mi towarzystwa.- powiedział jednym tchem. Zauważyłam że Steven już ledwo co żyje. Jeszcze chwila a skończy pod stołem. 
-Marzenia powiadasz... a to zupełnie tak jak my. Poznaliśmy się w zeszłym tygodniu i teraz tak jakoś tak wszędzie razem łazimy. A w planach mamy założenie zespołu no i brakuje nam już tylko basisty- powiedział rudy. Kiedy skończył swoją wypowiedzieć ja równocześnie z Duffem wypluliśmy na bok alkohol tak że wszystko poleciało na podłogę. Blondas ma tak rozszerzone i szczęśliwe gały że to się w pale nie mieści. 
-Coś nie tak?- spytał przymulony Izzy. Widzę że ten ciul nie jest w stanie się odezwać więc chyba muszę to być ja
- Kurwa..- to tak na początek- a co byście powiedzieli na to że właśnie przed wami siedzi taki basista?- każdemu zaświeciły się oczęta, nawet Adler na chwilę oprzytomniał ale nie na długo. 
-Co kurwa?- odezwał się kudłacz. Duff nadal siedzi jak zahipnotyzowany kołek więc zdzieliłam mu w tył głowy żeby oprzytomniał.
-No bo ja kurwa właśnie przyjechałem spełnić marzenia związane z muzyką. Jutro chcieliśmy porozwieszać jakieś jebane ulotki że poszukuję zespołu czy coś...
-Czyli że grasz na basie?- spytał dla upewnienia Rose
-Tak z resztą na garach też
-Ejj gary zostaw mi- powiedział na wpół przytomny Steven
-Mam propozycję panowie- powiedziałam a oczy wszystkich skupiły się na mojej osobie. Spaliłam małego buraka ale kontynuowałam- może zorganizujemy jakąś małą próbę, casting czy coś?
-Ona dobrze gada- znowu Steven
-Jak na razie mieszkamy w takim garażu i z reguły tam coś gramy. Ja ze Stradlinem mamy nawet  jedną piosenkę no i jeszcze możemy zagrać covery- powiedział Rose. Dziwne że po takiej ilości alkoholu on jeszcze tak wyraźnie skrzeczy. Niedługo się to zmieni bo po chwili skąpo ubrana kelnereczka przyniosła kolejne butelki z alkoholem a Rudzielec odprowadzał ją wzrokiem.
-Wybaczcie na chwile- powiedział i ruszył wyrwać kelnerkę. 
-Miłego ruchanka- powiedział pod nosem Slash ale ja to usłyszałam i się zaśmiałam. Już ledwo widzę na oczy ale sięgnęłam po jeszcze jedną butelkę trunku Tym razem padło na Nightrain'a.  Chuj że wszystko mi się wymiesza, mam to w dupie.  Gdzieś mi mignął Axl z jakąś dziewczyną zmierzając w stronę kibli. Żyrafa zaczęła coś bełkotać pod nosem i przysypiać na stole. Później gadałam tylko ze Slashem i z Izzym do trzeciej nad ranem. Bo urwał mi się film.

Duff:

Obudziłem się nawet nie wiem o kurwa której no ale whatever. Slash bajeruje jakąś dziwkę pod barem.  Steven leży pod stołem. Izzy wciąga a Axla to ja już dawno nie widziałem. Biedna Lizzy zalała się i śpi. 
-Stradlin my idziemy, spotkamy się się jakoś wieczorem ok?
-Jasne, jasne- powiedział w przerwie między jedną działką a drugą. Przewiesiłem sobie Lizzy przez ramię i wyszedłem z baru. Do mieszkania nie mamy daleko ale chwiejnym krokiem zajęło nam to 15 minut. 

Położyłem śpiącą królewnę na łóżku w jej pokoju. Nie mam już siły iść do swojego więc najnormalniej w świecie położyłem się obok niej. 

***
Szczerze nie jestem zadowolona z tego rozdziału. W głowie miałam ułożone coś zupełnie innego no ale tak jakoś wyszło. Wreszcie zmieniłam Michael'a na Duff'a bo już mnie to zaczęło irytować a co dopiero was ;p
Opinię pozostawiam wam no i jeszcze raz bardzo proszę o wpisywanie się do zakładki ' informowani' bo na serio nie chce komuś robić niepotrzebnie spamu!!!!