poniedziałek, 18 marca 2013

I wanna watch you bleed- rozdział 18




Lizzy:

Patrzył na mnie, przeszywającym wzrokiem. Czułam go wszędzie, wręcz przebijał mi serce. Przełknęłam ślinę i próbowałam skoncentrować wzrok na czymkolwiek tylko nie na nim.
- K-koniec?- powiedział, prawie nie słyszalnie.Wypuścił powietrze z ust.- Ale przecież...Liz..to nie miało tak być..ja..
- Nie chcę tego słuchać, Duff...- szepnęłam, by przerwać mu. - Zakończyłeś to..sam..nic nie poradzę..a ja nie będę z kimś kto mnie oszukuje...kto nie potrafi...
- Po prostu się zagubiłem...zespół..dragi..Boże..proszę nie rób tego..ja..przepraszam...-mówił bez przerwy. Z całych sił próbowałam go nie słuchać. Próbowałam walczyć z tym co do mnie mówił. Nie wierzyć mu.
- K-kochałam..c-cię...- szepnęłam i poczułam spływające po moich policzkach łzy.
Podszedł do mnie i chciał mnie objąć, ale wyrwałam mu się szybko i odsunęłam się parę kroków.
- Liz..- jęknął.- Ale ja kocham cię teraz..
- Trzeba było myśleć o tym kiedy bzykałeś te dziewczyny...wtedy..możesz wyobrazić sobie co wtedy czułam...- powiedziałam.
Zapadła cisza. Niemiłosiernie zła cisza. Patrzyliśmy sobie w oczy nawzajem próbując chyba coś wyłapać. coś zobaczyć. Bezskutecznie.
- Chcę, żebyśmy zostali przyjaciółmi...- powiedziałam. - Nie teraz..z czasem...jeśli chcesz..
- Jeśli chcesz..- zaśmiał się ironicznie z moich słów i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Zapalił jednego i schował je szybko z powrotem. Uniosłam brwi i spojrzałam na niego pytająco.
- Dobra..jak kurwa tak chcesz, to proszę bardzo...szukaj sobie nowego pokoju...z byłymi laskami nie dzieli się łóżka...- parsknął obrzydliwym śmiechem i wyminął mnie szybko. Poczułam tylko dym jego papierosa i zostałam sama na korytarzu. Co teraz, Liz? Co teraz zrobisz? Gdzie się podziejesz? Gdzie pójdziesz?
stałam na środku,w ciemności patrząc przed siebie. Nagle z oddalonego pokoju wyszedł Axl.
Bez słowa podszedł do mnie i w jednej chwili przytulił mnie do siebie.
- Cii..Liz..będzie dobrze..-głaskał mnie po włosach, szepcząc do ucha.
- Gdzie teraz pójdę , Axl? - mówiłam przez łzy.
- No przecież...na razie jedziesz wszędzie z nami..jesteś naszą charakteryzatorką...więc czy chcesz czy nie, musisz z nami jechać...a McKaganem się nie przejmuj...przecież zawsze możesz zamieszkać ze mną w pokoju..albo ze Slashem..Stevenem..cokolwiek...- tłumaczył mi. Próbowałam uwierzyć w jego słowa, choć nie do końca wierzyłam w to, że to wszystko się ułoży. Popatrzyłam na niego.
- No uśmiechnij się..kurwa..o jednego Duffa nie chodzi...-pocałował mnie w czoło i pozwolił bym się w niego wtuliła. - Dobra a teraz idziemy chlać..oni są w tym pokoju wszyscy?
Wyminął mnie spojrzeniem i spojrzał za mnie.
- A ten co?- wskazał głową. Podążyłam za jego spojrzeniem i popatrzyłam na śpiącego Larsa. Mimowolnie uśmiechnęłam się.
Axl pociągnął mnie w stronę drzwi i otworzył je na oścież, powodując że rozmowy ucichły.
Spojrzenia wszystkich osób skierowały się na mnie.
Weszliśmy powoli do pokoju. Wszyscy siedzieli na łóżkach i kanapach, a na stolikach nocnych stały różnego rodzaju trunki.
Mój wzrok zatrzymał się na nim. Siedział na brzegu łóżka trzymając w ręku gitarę. Patrzył się wprost na mnie. Z uśmiechem na twarzy. Mimo wszystko odwzajemniłam to, ale szybko spuściłam wzrok. Podeszliśmy kolo nich i Axl usiadł koło Slasha na przeciwko mnie a ja koło Jamesa. Nikt o nic nie pytał. Tak jakby nic się nie stało. Zaczęło się robić głośno bo wszyscy zaczęli rozmawiać. Odwróciłam głowę w jego stronę i założyłam nogę na nogę. Odłożył gitarę i przysiadł się bliżej mnie.
- I jak, mała? - spytał, patrząc na mnie czujnie z boku. Wyjęłam z jego ręki szklankę z jakimś trunkiem i wypiłam ją jednym haustem. Zaśmiał się i wyciągnął spod łóżka całą, butelkę Jim'a Beam'a. Nalał mi płynu i wziął dla siebie drugą szklankę. Wypiliśmy na raz i zaczęliśmy rozmawiać. Nie zwracając uwagi na nikogo.
- Wiesz niby mam ten dom..ale jakoś jest tam tak pusto..no wiesz, po prostu nie czuję się tam swojo..- mówił James, pokazując mi zdjęcie swojej willi.
- No rozumiem...a..z tą..twoją..- przerwałam, zdając sobie sprawę że poruszam trudny dla niego temat.
- Tak, mieszkała tam ze mną...- odpowiedział na moje pytanie, które nawet nie padło z moich ust.- Ale..to nie wyglądało jak życie..no nie wiem..rodziny...mijaliśmy się, rozumiesz?
- Jest tam pusto, bo jesteś w nim sam...a ty...no wiesz..- powiedziałam, biorąc łyka ze szklanki.
- Wiesz, Liz? Zawsze chciałem mieć taki dom...zupełnie inny niż ten w dzieciństwie. - mówił.- I..dobra..teraz sie nie smiej..chciałbym tam mieszkać z żoną..dziećmi..po to go kupiłem..
Popatrzyłam się na niego i uśmiechnęłam się, delikatnie.
Zaczęło mi się robić nie dobrze. Z całej siły próbowałam powstrzymać, to okropne uczucie ale za chiny nie mogłam.
- J-jezu..p-przepraszam..ale będę ż-żygać..- zasłoniłam sobie usta reką i wstałam, wbiegając do kibla. Ledwo co wytrzymałam, ale nachyliłam się nad muszlą i jakimś cudem wtrafiłam w otwór.
Gdy to w końcu zrobiłam, osunęłam się obok i oparłam tył głowy o ścianę. Przymknęłam oczy i otarłam twarz.
- Już ok?- spytał nagle James. Na dźwięk jego głosu otworzyłam oczy. Stał w drzwiach, oparty o ich framugę.
- T-ta..- jeknęłam cicho. Podniósł brwi i spojrzał na mnie z uśmiechem. Gdy tylko chciałam się podnieść, natychmiast poczułam bulgot w brzuchu i ponownie upadłam nad muszlą, wydając z siebie takie dźwięki jakich..no właściwie lepiej nie mówić.
- Liz..-westchnął James i poczułam, że staje nade mną. Wziął moje włosy z ramion i przytrzymał je delikatnie dłonią. Pomimo tego w jakim byłam stanie, poczułam dziwne uczucie gdy czułam jego ciepłe dłonie.
- Jebany..Jim Beam..- jęknęłam, wypluwając ślinę.
Zaśmiał się i pomógł mi wstać. Oparłam się o umywalkę i delikatnie przemyłam twarz lodowatą wodą.
- Idziesz spać..-oznajmił i odwrócił się pokazując mi palcem drzwi.
- Rozkaz..-westchnęłam ciężko i powłóczyłam nogami, wychodząc z łazienki. Wszyscy już leżeli po kątach na podłodze. Potknęłam się o nogę fotela i dyby nie James leżałabym jak długa. 
Chwycił mnie pod ramię i pomógł wyjść z pokoju. Szliśmy wzdłuż ciemnego i zimnego korytarza, obok siebie.
- Boże..jak mi nie dobrze..-wyjęczałam i oparłam dłoń o zimne czoło. Spojrzał na mnie czujnie i zatrzymał mnie, koło drzwi do mojego pokoju.
- Wiem..ale..dasz rade sama?- spytał cicho.
- Szczerze..nie..a co jak zadławię się rzygami, jak Bon Scott?- spytałam i znowu, mnie chwycił gdyż potwornie zakręciło mi się w głowie.
- Przestań..- jęknął. - Ale jak coś..to wiesz gdzie mnie szukać, prawda?
Pokiwałam głową i popatrzyłam jak odwraca się na pięcie i odchodzi. Stałam jak wmurowana, nie mogąc wydusić z siebie słowa.
- James!- gwałtownie zawołałam go. Odwrócił się w jednej sekundzie. Dzieliło nas jakieś kilka metrów, ale i tak wyraźnie widziałam jego twarz.
- Tak?- spytał.
Przełknęłam ślinę.
- Z-zostań..zostań ..z-ze mną..- wydusiłam z siebie. Na jego twarzy zagościł najcudowniejszy uśmiech jaki w życiu widziałam.
Przeszedł dzielącą nas odległość i stanął na przeciwko mnie.
- No..to..-pokazał głową za drzwi.
- E-e..gdzieś..mam klucze..-powiedziałam, słabym głosem i pomacałam dłońmi tylne kieszenie. Wyciągnęłam go i podałam mu.
- Otwórz..ja niewtrafię nawet w zamek..- oparłam się o ścianę i popatrzyłam na niego z boku. Otworzył drzwi i przepuścił mnie w nich. Weszliśmy do ciemnego pokoju, który był w takim stanie w jakim go zostawiłam. Nie czekając na jego reakcję, walnęłam się na łóżko , uderzając głową o poduszkę.
Poczułam , że siada na łóżku obok mnie i przykrywa mnie kołdrą. Coś zakuło mnie w brzuchu. Poczułam się dziwnie. Zupełnie inaczej. Odwróciłam głowę, nie odrywając jej od poduszki. Było ciemno, więc dokładnie nie widziałam jego twarzy.
- Co mam ze sobą zrobić, James?- szepnęłam.
Cały czas milczał.
- Zostałam sama...a Duff robi wszystko, by tylko mnie wypierdolić z ich życia..-mówiłam.- Już wolę nie myśleć co będzie jak wrócimy z trasy.
- McKagan nie jest chujem..na pewno..
- Czyżby?- spytałam.
- N-no..dobra..może..
- No własnie..- westchnęłam.
- No nie wiem...ale jakby coś się stało takiego..że..no wiesz...to zawsze możesz przyjść po pomoc do nas..albo..do mnie..- powiedział cicho.
Nie widział tego, ale uśmiechnęłam się pod nosem. Jest dla mnie taki miły. Taki..dobry. Nie znam go długo, a wydaje mi się że całą wieczność.
- Dziękuję..James..i wiesz..mam nadzieję..że..- zaczęłam mówić.
- Że co?- spytał, uśmiechając się.
- Że..nasz kontakt się nie urwie..-odpowiedziałam, czując zażenowanie. Nie wiem, jakoś tak poczułam że to wyznanie było dla niego ważne. Że chciał to usłyszeć z moich ust.
- Ja też mam taką nadzieję, Liz...-odpowiedział.- Ale..teraz idź spać..jak zaśniesz to sobie pójde, co?
Pokiwałam twierdząco głową i powoli zamknęłam oczy. Zapadła cisza, mącona odgłosem naszych oddechów. Powoli czułam, że odpływam w sen. Gdy nagle usłyszałam jego szept.
- Śpij dobrze, mała...
Uśmiechnęłam się i w jednej chwili zasnęłam.


***

Obudziłam się gwałtownie, słysząc głośne pukanie do drzwi. Odruchowo zerwałam się z miejsca. Pożałowałam tego, bo wstałam zbyt szybko i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Złapałam się ściany i odczekałam parę sekund.Podeszłam do drzwi i otworzyłam je na oścież. Stał przede mną James. Uśmiechnięty i świeży. W głowie próbowałam odtworzyć sobie mój teraźniejszy wygląd, ale za chiny nie mogłam. Szybko jedną ręką odgarnęłam sobie włosy z twarzy, naciągnęłam bluzkę i uśmiechnęłam się do niego ciepło, opierając głowę o drzwi.
- Cześć...- powiedział nieśmiało, podpierając się jedną ręką o ramę.
- Cześć, James...-odpowiedziałam, słabym głosem, cały czas się uśmiechając. Patrzył na mnie niepewnie, jakby szukał w głowie słów.
- Emm...bo..śniadanie jest już na dole..w barze..-zacząl mówić.- Powoli będziemy się zbierać, bo wiesz..odwołali nam koncert..
Jeszcze szerzej się uśmiechnęłam, zdając sobie sprawę jak bardzo oboje jesteśmy zażenowani zaistniałą sytuacją.
-Nie będzie koncertu?- udawałam zdziwienie, chodź tak tak naprawdę wcale nie miałam do tego głowy. On chyba też.
- No..w sumie to będzie, ale w Denver..a potem..już do domu..- rzekł i uniósł brwi.- Wyszedłem, zaraz po tym jak zasnęłaś..
- Wiesz, nie wiem..spałam..- próbowałam jakoś rozluźnić sytuację. Nigdy w życiu nie czułam się tak nie zręcznie. Coś w tym było, nie do końca mogę opisać co.
- Obudziłem cię, Liz?- w końcu odezwał się.
Wypuściłam powietrze z ust i uśmiechnęłam się.
- Tak myślałem..-odwzajemnił go.
- Nie no..wiesz..dziękuję..sama nigdy w życiu bym się nie obudziła, a żaden z moich przyjaciół na pewno by się nie pofatygował, żeby tu przyjść i powiedzieć o tym wszystkim..i pewnie została bym tu nie wiedząc o niczym..- słowo "przyjaciół" wypowiedziałam z taką ironią, o jaką bym się nawet nie podejrzewała.
- Nie ma sprawy..- odpowiedział i znowu zapadła nie zręczna cisza. Widziałam w jego oczach, że bardzo chce zmierzyć mnie wzrokiem. No..w końcu to facet. Zaśmiałam się w myślach. Za drzwiami, podniosła rękę i spuściłam na ramię koszulkę, tak by dość sporo odsłaniała. Nie zauważył tego więc, nagle odsunęłam drzwi. Gdy zobaczył moje nagie ramię i tułów okryty cienką, prawie przejrzystą koszulkę z Rolling Stones, dosłownie na sekundę wstrzymał oddech. Boże , Liz..jesteś pojebana.
- To..kiedy wyjeżdżamy?- spytałam. Na dźwięk mojego głosu ocknął się i popatrzył w moje oczy.
- Za..jakieś dwie godziny...trzeba jeszcze ogarnąć to i owo...no i będziemy ruszać..- powiedział. Oparłam się o framugę drzwi.
- To..może ja już pójdę..co?- spytał nie pewnie. Natychmiast oprzytomniałam. Boże, Liz. Co ty odpierdalasz? Naciągnęłam szybko koszulkę z powrotem.
- Nie!-zareagowałam chyba za gwałtownie.- Znaczy...nie idź..jeszcze
Popatrzył na mnie z uśmiechem i z powrotem oparł się o drzwi.
- Może..pomożesz mi się spakować, co?- rzuciłam, z nadzieją że się zgodzi.
Nic nie mówiąc podszedł do mnie szybko. Cofnęłam się do tyłu i weszliśmy do pokoju. Objęłam ramiona dłońmi i rozejrzałam się po zasyfiałym pokoju. Usiadł na rogu łóżka i rozłożył nogi. Usiadłam koło niego.
- Papieroska?- spytał, wyciągając z kieszeni paczkę Marlboro.
- Jezu..nareszcie...-odetchnęłam głęboko i wzięłam jednego. Zapaliłam go i już po chwili w powietrzu unosił się wszechobecny dym.
- Przez to gówno, co raz częściej jest mi duszno...- powiedział, charakterystycznie mrużąc oczy, gdy zaciągnął się papierosem.
- Mi też...z resztą..James i tak wszyscy umrzemy..a czy zaćpamy się na śmierć czu umrzemy na raka płuc..bez różnicy..-wzruszyłam ramionami, patrząc się w jeden punkt. Poczułam , że patrzy na mnie z boku. Długo milczeliśmy. 
- Liz?
- Hmm?
- Kochasz go, prawda?- spytał. Przytknęłam palce do oczu, dotykając spojówek które od dymu bardzo mnie szczypały.
-Trudno jest...przestać kogoś kochać..tak z dnia na dzień...- zaczęłam mówić. - Potrzebuję czasu, muszę o nim zapomnieć..o nim i o tym wszystkim co nas łączy..włączając do tego całe Guns N Roses...
Zapadła głęboka cisza,przerywana odgłosami naszych oddechów. Pod moimi oczami zaczęły zbierać się łzy, więc zamrugałam parokrotnie.
- Liz...przechodziłem dokładnie przez to samo..- szepnął. - Pomogę ci..bo ja też potrzebowałem pomocy...i ty mi tą pomoc dałaś..
- Ja?- zdziwiłam się.
- Dzięki tobie..po prostu zapomniałem o niej...przez kilkanaście godzin spędzonych z tobą...oderwałem od niej myśli i znalazłem się w innym świecie..dlatego właśnie cię rozumiem, Lizzy...i chyba tylko ja...- powiedział. Popatrzyłam na niego z boku, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Nagle moje myśli zmącił łomot, otwieranych drzwi, które z impetem uderzyły o ścianę. Do pokoju wszedł Duff. Obejmując w talii zupełnie pijaną blondynkę, która chichotała pod nosem, ledwo co stojąc na nogach. Gdy tylko nas zobaczył, zatrzymał się gwałtownie.
- Przyszedłem...się..spakować..-rzucił tylko i podszedł do szafy, wkładając ubrania do torby.I ja i James wpatrywaliśmy się w nich bez słów.
- N-no..tak a po co miałbyś przychodzić...- powiedziałam cicho, strzepując popiół z papierosa.
- Co?- warknął pogardliwie. Starałam się na niego nie patrzeć. Jedną rękę włożyłam pod ramię, by powstrzymać jej drganie, a w drugiej trzymałam papierosa.
- Nic..-odpowiedziałam. Znowu zajął się pakowaniem. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że pakuje do torby moją koszulkę z Misfits. Zerwałam się z miejsca.
- Zostaw..to..to moje..-warknęłam, wyrywając mu ją z ręki. Cała się trzęsłam. Podniósł się powoli. Stanął tak blisko mnie, że prawie stykaliśmy się ciałami. Moja głowa była na wysokości jego klatki piersiowej, więc zamknęłam oczy, próbując na niego nie patrzeć.
- Wsadź sobie w dupę..tą koszulkę..- powiedział. Wzdrygnęłam się i mocniej zacisnęłam powieki. Odsunął się ode mnie i rzucił ją na podłogę. Schylił się po torbę i gdy ją podniósł, ja otworzyłam oczy. Zderzyłam się z jego spojrzeniem. Obrzydliwie zmierzył mnie wzrokiem. Od stóp do głów. Ruszył z miejsca i gdy mnie mijał, znowu zamknęłam oczy.
- Cycki ci widać...-warknął. Dziewczyna parsknęła śmiechem. On pociągnął ją za rękę i wyszli z pokoju z hukiem zamykając drzwi. Nastała grobowa cisza. Wypuściłam papierosa z palców, tak że potoczył się po podłodze.Objęłam twarz dłońmi i wybuchnęłam płaczem. Poczułam silne ramiona, obejmujące mnie. Przyciskał mnie do siebie mocno. Wtuliłam twarz w jego koszulkę, cały czas łkając. Nic nie mówił. Po prostu był.
- Widzisz?Widzisz co się z nim stało?- mówiłam, próbując opanować płacz. Czułam bijące od niego ciepło. Którego tak potrzebowałam. Zwykłe ciepło. Od człowieka któremu ufałam.
- Nie płacz...Lizzy..koch...kochanie..-ostatnie słowo wypowiedział szeptem, czule gładząc mnie po plecach.
- Nie mam siły...już dłużej tak nie wytrzymam...
- Wytrzymasz, jak tylko wrócisz...po prostu..urwij z nimi kontakt..na jakiś czas...wróć do swojego mieszkania...i spróbuj zapomnieć..a jeśli uznasz, że jesteś już gotowa odezwij się do nich..
- Ale..ale ja się boję, że jeśli urwę z nimi kontakt już nigdy więcej go nie odzyskam..- powiedziałam i oderwałam się od niego. Otarł kciukiem łzy z moich policzków i uśmiechnął się do mnie.
- Wszystko będzie dobrze..- próbowałam uwierzyć w jego słowa, z całego serca. W końcu uśmiechnęłam się do niego.
- No widzisz?Teraz już nie płacz i chodź na dół...zjesz coś, huh?
Pokiwałam twierdząco głową i włożyłam kosmyk włosów za ucho.
- T-to..poczekasz chwilę? Ubiorę się..i umyję...- spytałam.
- No pewnie...- powiedział i znowu się uśmiechnął.Podeszłam do szafy i wyciągnęłam ubrania, po czym poszłam sie wykąpać. Wyszłam z łazienki i stanęłam przed nim.
- Możemy iść?- spytał.
- Mozemy...- odpowiedziałam i wyszliśmy z pokoju.

***


- Liz...bo..ee..jest taka sprawa...-jąkał się Slash, próbując mi coś powiedzieć. Na śniadaniu też zachowywali się dziwnie. 
- No co?- spytałam, patrząc na niego pytająco.
- Bo..zmieniły się plany..i..niestety..podzieliliśmy się..na autokary..no i my jedziemy w jednym, metallica w drugim..no i techniczni..jadą w trzecim..i..- już wiedziałam o co chodzi. Cofnęłam się o krok, nadal na niego patrząc.
- Czyli mam iść do tego trzeciego autokaru, tak?- próbowałam przełknąć ślinę.
- To nie jest mój pomysł...ich menadżer tak zarządził..i..jakby..
- Menadżer? A nie Duff?- spytałam ironicznie.
Popatrzył na mnie nie pewnie.
- Dobra..jeśli tak musi być to ja się dostosuje, jestem waszą charakteryzatorką..więc..- powiedziałam i odwróciłam się na pięcie, wchodząc z powrotem do swojego pokoju. Chciał coś powiedzieć, ale zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Ostatni raz podeszłam do swoich walizek, zapięłam je i wyszłam z pokoju, udając się na parking. Wszędzie szukałam Jamesa, ale nigdzie go nie było. Pewnie na głowie ma ważniejsze sprawy niż, przejmowanie się mną. Gdy wsiadałam do autokaru, usiadłam na kanapie i oparłam się głową o szybę myśląc o tym jak mnie potraktowali. W sumie do przewidzenia było to, że Duff to zrobi. No przecież gdzie on? Ze swoją byłą laską? W jednym pomieszczeniu? Może to i dobrze..przecież jak bym się czuła siedząc obok niego..patrząc na niego..Nagle z hotelu wyszli członkowie Metallici. Nieźle wkurwieni. Na początku szedł James. Nie mógł mnie zobaczyć, bo szyby były przyciemniane. Zaraz potem szedł Newsted, który przykładał sobie do głowy lód. Potem Lars z Kirkiem, którzy także mieli grobowe miny.
Weszli do autokaru który stał przed nami. Po chwili autokary ruszyły, czyli Gunsi siedzą już w swoim. Patrzyłam przez okno, na ulice Nowego Jorku co raz bardziej zdając sobie sprawę z tego że skończył się w moim życiu pewien rozdział. A zaczął nowy.




____________________________________

Wybaczcie błędy jesli się pojawią :*
Dziękuję wszystkim którzy czytają tego bloga nie wiem co bym bez was zrobiła :*
~xoxo

13 komentarzy:

  1. jezu, chciałabym mieć taki talent jak ty ;<
    czemu ja tak nie piszę, co ? :(((((

    Jakie to piekne !
    Jak ty to wymyślasz ?!

    Kocham cię :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha ha ha bardzo smieszne Rainy :*

      Piszesz o wiele lepiej

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Nie potrzebujesz mojego tępego łba bo masz lepszy i dobrze o tym wiesz wariatko|!!!!!

      Usuń
  3. Kolejne opowiadanie przez które mam kompleksy! Genialna jesteś! :D <33
    Kocham Jamesa <333 Tak się nią opiekuje i wgl *-*
    Duff to totalny chuj... Jezu jak on się zachowuje? Biedna Lizzy, żal mi jej...
    Ja tu wyczuwam chemię pomiędzy Lizzy a Jamesem <3 Czyżby miało być z tego coś więcej? Czy to zwykłe porozumienie dusz? ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana moja zdolniacho!
    Duff to chuj, ale każdy ci to powie.
    James zachowuje się tak, jak każdy prawdziwy facet powinien. Niech on się zaopiekuje Lizzy, co? Ona nie może być taka samotna i smutna. Bo i tak wszyscy czytając, zauważają, że między nimi iskrzy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Pozwól mi go zabić. UDUSZĘ GOŁYMI RĘKOMA, ZAJEBIE, PRZYSIĘGAM. POWIESZE ZA JAJA, KTORYCH Z RESZTĄ NIE MA. NIENAWIDZĘ, NIENAWIDZĘ, NIENAWIDZĘ!!!!!!! i lizzy ma być dla niego tak wredną szmatą jak tylko potrafi. ma być cyniczna, chamska, oziębła. Ma patrzeć na niego z wyższością, jak zreszatą na wszystkich gunsów. Niech poczują się jak śmieci, nic kurwa nie warte śmieci. i ona w tym Denver ma im oświadczyć, że żałuję wszystkiego co dla nich zrobiła, ze tak na prawdę gdyby nie jej poświęcenie to gówno, a nie sławe by mieli. I NIECH KTOŚ DO CHOLERY WYJAŚNI DUFFIWI, CO ROBIŁ JEJ TEN DUPEK Z WHISKY!!!!!! Tyler ma złapać nią kontakt, ma zakochać się w jamesie i z nim zamieszkać. Ma ją znać całe l.a. do kurwy nędzy. a jak już tak będzie, to gunsi mają się ptzedytuj nią płaszczyć błagając o wybaczenie, czy wyrażam się jasno?! (Wybacz, wkurwiłam się.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko nie sądziłam że tą będą takie emocje!
      Nie zabijaj Duffa jeszcze będzie mi potrzebny :D
      Wszystko się okaże już w następnych rozdziałach ktos w końcu musi mu wszystko wygarnąć nie?

      Usuń
  6. Co za skurwiel z tego Duffa! Ja pierdole! Teraz Lizz przez tego dupka zerwie kontakt z Gunsami.. ;(( żyć mi sie nie chce :(( ~mmckagan

    OdpowiedzUsuń
  7. Ty to kobieto masz łeb :D

    James jest taki kochany i uroczy...to dobrze, że ma kogoś takiego w tak trudnych chwilach. Trochę jej zazdroszczę tego Jamesa :D też bym tak chciała
    A z Duffa to jest menda jakich mało. Ja myslałam, że ją będzie przepraszał i błagał, a on tak po prostu zaczął ją obrażać...no kocham go ale najchętniej bym go tutaj zabiła...jak on może takie rzeczy robić osobie, która nadal go kocha? To już jest chamstwo...biedna Lizz. Przez niego musi zerwać kontakt z chłopakami...
    Pisz szybciutko, bo jestem ciekawa jak to się dalej potoczy i może McKagan się opamięta, albo nawiąże się jakiś mały romansik :P

    OdpowiedzUsuń
  8. na początku było mi jednak troche szkoda Duffa, no bo jednak okazał jakieś emocje, ale potem.. SŁITDŻIZAS. co za dupek, kretyn, idiota, imbecyl. mogłabym go tak obrażać bez końca. no i jeszcze wysłał ją razem z technicznymi.. boże, kurwa, co za dupek. Szkoda mi Lizzy, takie małe biedactwo skrzywdzone przez takiego dużego dupka! boże! nie przeboleje tego.. czuje, że ona mu jeszcze pokaże!
    ja tak sobie myślałam, że oni tak sobie będą jak Edzio i Bella - love forever.. kurwa, albo nie. chociaż, fajnie by wyglądała w głową w słoiku.. no nic, sorcia ;D

    jejku. czekam na kolejny. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na trzeci rozdział opowiadania "Loose your Obsession" na: http://wake-up-time-to-die.blogspot.com/ ;D

    OdpowiedzUsuń